Tbilisi to miasto magiczne. Tylko takie spostrzeżenie nasuwa się wobec zlepku feerycznych wrażeń, których nie sposób doświadczyć nigdzie indziej i z niczym porównać. Na z pozoru banalne pytanie o to, co zobaczyć w Tbilisi odpowiedź jest zatem tylko jedna: przyjedź i przekonaj się sam, bo tego nie da się opisać. A jednak spróbować trzeba. Oto kompletny przewodnik po Tbilisi, z którego dowiecie się, z czego słynie stolica Gruzji, co tu zwiedzić, gdzie zjeść, gdzie spać, gdzie odkryć różne oblicza perły Kaukazu – te piękne, emocjonujące i totalnie zdumiewające.
Większość miast na świecie poznaje się przez smak, zapach i obraz. Podróżuje się po to, by choć przez chwilę poczuć i zobaczyć życie mieszkańców innego zakątka świata, delektować się tym, co mają oni na co dzień. Kolorowe starówki i oszałamiające wieżowce, bogactwo smaków i barw, nieznane alfabety i języki. Monumentalna stara Europa, orientalna Azja, odległa Australia, świat. Wiele miejsc można scharakteryzować za pomocą kilku celnych, choć stereotypowych słów: „mieszczański, bogaty Wiedeń”, „kolorowy, modny Paryż”, „różnorodny Nowy Jork”, „rowerowy Amsterdam”, „zielona Bydgoszcz” – tak to działa. Ale co sprawdza się gdzie indziej, nigdy nie przejdzie na Kaukazie. Tbilisi – stolica Gruzji – jest inne. Istnieje pozazmysłowo, jest wszystkim naraz.
Spis treści
Tbilisi – płynne złoto
Przy pierwszym poznaniu, jeszcze z okien nocnego samolotu, Tbilisi wygląda jak płynne złoto, rozlane w wijącej się dolinie i na otulających je z obu stron masywach Małego Kaukazu. Jest rozkołysanym statkiem na falach, zmierzającym w stronę nadchodzącego świtu.
Fontanny i iluminacje świateł są znakiem rozpoznawczym stolicy Gruzji. Nie można jej pomylić z żadnym innym miastem na świecie. Bo jakie inne jest ponad 1500-letnim lunaparkiem? Wiele obiektów w Tbilisi świeci tak jasno, iż pewnym jest, że widać je z kosmosu.
Z bardziej przyziemnej perspektywy światła miasta zachwycają równie mocno, tym bardziej, że są nierzadko pierwszym gruzińskim wrażeniem, którego się doświadcza. Samolot z Warszawy do Tbilisi, po 3,5 godz. lotu, ląduje około 4.00 nad ranem lokalnego czasu. Jest za późno, by kłaść się spać, i za wcześnie, by wstawać. Zanim miasto obudzi się do życia, trwamy więc w niecierpliwym oczekiwaniu na to, co przyniesie dzień. A gdy już nadejdzie – jaśniejącą iluminację zastępuje intrygujący kalejdoskop miejscowego życia. Co roku w stolicy Gruzji doświadcza go stale rosnące grono zagranicznych turystów: Rosjan, Ukraińców, Niemców, Żydów, Irańczyków, zwiedzających z krajów arabskich oraz oczywiście z Polski, bo Polacy w Gruzji bywali od dawien dawna i pozostają z Gruzinami w wielkiej przyjaźni.
Styk Europy i Azji
Gruzja jest blisko i daleko jednocześnie. W każdej płaszczyźnie – społecznej, kulturalnej, politycznej, historycznej – jest stykiem Europy i Azji, przechylającym się to w jedną, to w drugą stronę. Gdy oprowadzam turystów po Tbilisi, zawsze mówię, że spędzając kilka dni w stolicy, można całkiem nieźle wyobrazić sobie, jak wygląda cały kraj. Dlaczego? Choćby z uwagi na ukształtowanie terenu i ogólny pejzaż miasta. Góry i doliny, liczne rzeki, strumienie i jeziora, architektoniczny zlepek wszystkich istniejących na planecie stylów, feeria barw, smaków, zapachów i dźwięków. Wszędzie kontrasty.
W Gruzji najnowsze suv-y i sedany, mercedesy, BMW i lexusy oraz setki Toyot Prius z napędem hybrydowym jadą jednym pasem z wprawdzie coraz rzadziej spotykanymi klasykami motoryzacji radzieckiej: rzeżącymi żiguli, wołgami i ładami. W XI-wiecznej cerkwi Sioni przemykają obok siebie brodaci, odziani w czarne habity mamaoebi (gruzińscy księża) i wymalowane druhny w obcisłych mini i na niebotycznych szpilkach. Śluby i chrzciny Gruzini wyprawiają codziennie – gdzie nie spojrzeć, tam panny młode albo dzieci niesione do prawosławnej chrzcielnicy. Restauracje też są szczelnie i o każdej porze wypełnione ludzkim zgiełkiem. Przywiązani do tradycji i dystynktywnie gnający za zachodnią albo azjatycką modą, mężczyźni, kobiety, młodzi i starzy kotwiczą to w walących się ruderach, to w nowoczesnych budowlach ze stali i szkła. Ogromna bieda. I bogactwo, którego też nie brakuje. Wszędzie przeciwieństwa, tworzące jedyny w swoim rodzaju gruziński krajobraz.
Gruziński balet w ruchu drogowym
Gruzja ma wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Nie ma tylko jednego: korków ulicznych w polskim czy ogólnie europejskim wydaniu. Mieszkam w Gruzji na stałe od 2014 r., przyjeżdżam tutaj od 2007 r. i niezmiennie od lat intryguje mnie miejscowy styl jazdy. Tutaj zawsze każdy się jakoś przeciśnie, wepchnie, przejedzie, lusterko przy lusterku, na centymetry choćby i pod prąd lub chodnikiem.
Na pierwszy rzut oka ruch miejski w Tbilisi to walka o życie, wszyscy trąbią i świecą światłami. Ale nie ma w tym agresji. Przeciwnie, w tutejszym chaosie dostrzegalna jest pełna harmonia. Mieszkałem przy jednokierunkowej ulicy i co dzień obserwuję z okna balet tbiliskich korków: w godzinach szczytu wszystko niby stoi, a jednak robaczkowym ruchem sunie wciąż naprzód. Na dwóch pasach stoi obok siebie nawet po sześć samochodów. Gdzie indziej to nie do pomyślenia. W Gruzji jest przestrzeń dla każdego.
W Tbilisi jest też wiele uliczek znanych tylko mieszkańcom, które pomagają objechać najintensywniej zmotoryzowane trasy samochodowe. Jednym z nowych eksperymentów jest odnowiona aleja Czawczawadzego, na której całkowicie zmieniono zasady ruchu. Przez prawie całą drogę, od Uniwersytetu Dżawachiszwili aż do okolic parku Wake i ambasady Szwajcarii, niemożliwy jest skręt w lewo, a autobusy i marszrutki mają wyznaczone buspasy przez środek jezdni i, żeby było śmieszniej, pod prąd. Podobno cały pomysł pochodzi od mera Tbilisi Kachy Kaladzego, byłego piłkarza AC Milan, który na boisku zasłynął samobójami. Podobno chciał on mieć na reprezentatywnym odcinku Tbilisi drogę jak w Mediolanie… Gruzini żartują, że to dobrze, że nie grał i nie mieszkał w Wenecji, bo byśmy musieli w Tbilisi pływać łódkami po kanałach… Cały absurd polega na tym, że na alei Czawczawadzego wyrastają teraz fikuśne wieżowce, a prestiżowy hotel Hilton nie ma przed wejściem nawet parkingu dla autokarów, które mogłyby przywieźć tam turystów. Praktycznie cały ruch przekierowano na wąskie, jednokierunkowe uliczki Wake i cieszę się, że już tam nie mieszkam.
Spędzać sen z powiek potrafi też jazda po osiedlach wybudowanych w czasach radzieckich. Stare blokowiska są podzielone na mikrorejony i kwartały, i czasem adres budynku wygląda tak: nazwa dzielnicy np. Varketili, I mikrorejon, III kwartał, budynek X, podjazd Y, mieszkanie Z. Pracowałem jako kurier w czasach pandemii, więc dobrze wiem, że czasami znalezienie właściwego adresu w Tbilisi to istny cud oraz wielka próba charakteru!
Historia Tbilisi i legenda miasta
Padło już wiele słów o Tbilisi, jego baśniowej aurze, lokalnym stylu życia, a nic jeszcze o historii miasta czy zabytkach. A to dlatego, że w Gruzji sensualne doznania wyprzedzają fakty. Dopiero podążając szlakiem rozmaitych wrażeń, zaczynamy rozumieć, dlaczego Tbilisi jest jednym z najważniejszych ośrodków miejskich na Kaukazie i uchodzi za symbol Gruzji od V w. n.e. Czy właśnie wtedy powstało miasto? Nie do końca. Badania archeologiczne wskazują, że zalążek ludzkiej osady istniał w tym miejscu już w III w. n.e., a miejscowe ziemie były zamieszkane dużo wcześniej, co najmniej od epoki miedzi, czyli od IV i III tysiąclecia p.n.e.
Legenda o powstaniu Tbilisi kieruje zaś do II poł. IV w. n.e. Wtedy to władający księstwem Kartlii król Wachtang I Gorgasali (446–502) wybrał się w te okolice na polowanie, podczas którego był świadkiem niebywałego zdarzenia. Oto w pobliskim lesie jastrząb pochwycił bażanta. Oba ptaki walczyły zawzięcie w powietrzu, aż nagle wpadły do siarkowego jeziorka w dolinie. Woda w nim była tak gorąca, że ku zdumieniu króla i jego świty ptaki ugotowały się. Władca rozejrzał się uważnie dookoła i oczarowany widokami rozkazał założyć w tym miejscu miasto, któremu od gorących źródeł siarkowych nadano nazwę Tbilisi. Po gruzińsku tbili oznacza „ciepły” i tak też należy tłumaczyć nazwę miasta – Tbilisi to „ciepłe źródła” albo po swojsku, po polsku: „Cieplice”. Co ciekawe, siarkowa woda nadal płynie w miejskich rurach, w rejonie alei Vazha-Pshavela i tamtejszych osiedli. Rodzina mojej żony pamięta, że w czasach ZSRR, aż do 1989 r., również u nich w domu płynęła siarkowa woda.
Wracając do Wachtanga Gorgasali, wybudował on Tbilisi nie dla fantazji, lecz aby przenieść tu stolicę z pobliskiej Mcchety – zadanie to dokończył jego syn Dachi. Dlaczego jednak, abstrahując od pięknych krajobrazów i siarkowych źródeł, królowi tak bardzo zależało na przeprowadzce zaledwie 12 km dalej na południe? Otóż nowa stolica, położona na wzgórzach i w dolinie, z jedną tylko chronioną przeprawą przez rzekę Mtkwari, miała strategicznie lepsze położenie niż wcześniejsza, posadowiona na mcchetyjskiej równinie. Tbilisi zapewniało więc perfekcyjne warunki do obrony, jak i dawania łupnia wrogowi, który wręcz do znudzenia nacierał ze wszystkich stron…
We wczesnym średniowieczu Gruzja była podzielona na odrębne i wojujące z sobą królestwa, naprzemiennie i bez chwili wytchnienia najeżdżane i podbijane przez Turków na zachodzie kraju, Persów na wschodzie oraz Mongołów na wschodzie, południu i w centrum. To, kto i gdzie napadał Gruzję jest szalenie istotne, bo punktowo odbiło się na miejscowej historii, kulturze, architekturze itd.
Gruzja, otoczona nieprzebytymi, dzikimi górami Kaukazu, ze stolicą w równie trudno dostępnym Tbilisi, była nieustannym świadkiem skakania sobie do gardeł. W tym burzliwym okresie dwie rzeczy zawsze łączyły jednak wszystkie gruzińskie plemiona: język i religia. Lokalna mowa i pismo są niepodobne do żadnych innych i do dziś nie ustalono ich pochodzenia. Przypuszcza się, że język gruziński, należący do rodziny języków kartwelskich (tu ciekawostka: Gruzja w języku gruzińskim nazywa się Sakartwelo – საქართველო, a nazwa ta oznacza dosłownie „kraj Kartlów”), rozwinął się pod wpływem języków semickich, natomiast gruziński alfabet, stworzony w 284 r. p.n.e. przez Parnawaza I, pierwszego króla Kartlii, został zainspirowany pismem syryjskim albo greckim. Równie istotna dla spójności gruzińskich plemion była wiara chrześcijańska, którą gruzińscy władcy przyjęli jako religię państwową już w 337 r. n.e., a więc 629 lat przed Polską. Gruzja stała się tym samym drugim po Armenii chrześcijańskim krajem świata.
Język, wiara, architektura, rozmaite tradycje kultury, w tym kulinaria, muzyka i liczące 8 tys. lat winiarstwo, z których również wszem wobec słyną Gruzini, to wszystko kluczowe symbole przeszłości, które dowodzą, że w latach pokoju Gruzja wprost kwitła na trasie Jedwabnego Szlaku. I, co ważne, cywilizacyjnie wyprzedzała wiele innych państw. Najważniejszy wieszcz narodowy Szota Rustaweli, żyjący na przełomie XII i XIII w., sprawił dzięki swojemu poematowi „Rycerz w tygrysiej skórze”, że renesans pojawił się w Gruzji… 200 lat wcześniej niż w Europie! A potem bywało już różnie, o czym niejednokrotnie wspominałem w innych tekstach o Gruzji i o czym dowiecie się, wędrując tbiliskim szlakiem.
Co zobaczyć w Tbilisi?
Tym sposobem przechodzimy do największych niespodzianek stolicy. Jak najlepiej zwiedzać Tbilisi i co w nim zobaczyć? Których lokalnych zabytków i atrakcji wręcz nie można pominąć? I czego warto w Tbilisi doświadczyć poza turystyczną marszrutą?
Sprawa ma się tak, że to zależy – czego kto oczekuje, na co ma ochotę. W niniejszym przewodniku dzielę się pomysłami na klasyczne i alternatywne zwiedzanie Tbilisi wraz z najbardziej interesującymi, kultowymi i mało znanymi miejscami dla miłośników historii, kultury, przyrody, dobrego jedzenia, wina, zabawy i wrażeń z każdego bieguna emocji.
Nie będę jednak oszukiwał, że obejrzenie wszystkich albo większości miejsc opisanych w tym przewodniku jest realne w jeden dzień. Ale już 2 dni, od świtu do zmierzchu, w zupełności wystarczą wam na kluczowe atrakcje stolicy. Aby odkryć więcej, na Tbilisi potrzeba 3–4 dni, a praktyce, jak wiadomo, nawet kilka lat nie wystarczy, żeby dobrze poznać miasto. Dlatego najlepiej z obszernej listy wybrać to, co ciekawi was najbardziej, a kolejne atrakcje zostawić na następną wycieczkę do Gruzji. Bo z tym kaukaskim krajem już tak jest, że kto przyjdzie tu raz, będzie wracał – ot, magia Gruzji!
Dodatkowe wskazówki o tym, gdzie w Tbilisi zjeść, gdzie spać, jak poruszać się po mieście – marszrutkami, metrem, autobusem, taksówkami – oraz inne przydatne wiadomości znajdziecie na końcu przewodnika, w dziale Informacje praktyczne. Najpierw omówimy najciekawsze atrakcje miasta.
Zabytki i atrakcje Tbilisi – co warto zwiedzić?
Kto jest w Tbilisi po raz pierwszy, może najpierw obrać kurs na najsłynniejsze zabytki stolicy Gruzji. Miasto może się pochwalić prawdziwymi matuzalemami architektury świeckiej i sakralnej. Gruzini często żartują, że co to za zabytki z XVII czy XVIII w., jeżeli w różnych regionach ich kraju można zobaczyć takie z VI, VIII, XI albo XII stulecia. Są też oczywiście ciekawostki z czasów późniejszych, a wszystko to osnute wspomnieniem ważnych wydarzeń historycznych, wiecznie żywych, starożytnych tradycji kulturowych oraz nowych trendów, spływających z każdej strony świata.
Polskie ślady w Tbilisi
Wycieczkę po Tbilisi można symbolicznie rozpocząć w rejonie ormiańskiej dzielnicy Awlabari, po wschodniej stronie największej rzeki Gruzji – Mtkwari. Tu, przy dawnej ul. Czarnomorskiej, kilka lat temu przechrzczonej na ul. Lecha Kaczyńskiego, stoi pomnik tragicznie zmarłego prezydenta Polski. Niezależnie od poglądów politycznych to miłe, że tak daleko od kraju, bo ponad 3 tys. km, można odnaleźć sentymentalny polonik. Nie jest to zresztą jedyny polski ślad w Tbilisi – są tu też ulice marszałka Piłsudskiego, Adama Mickiewicza oraz braci Ilji i Kiriłła Zdaniewiczów, którzy odkryli dla świata gruzińskiego prymitywistę Niko Pirosmanaszwilego (jego obrazy można zobaczyć m.in. w Muzeum Narodowym w Tbilisi, o którym wkrótce opowiem więcej, i w oddziale muzeum narodowego w Sighnaghi, a na każdym kroku natkniecie się w Gruzji na reprodukcje dzieł Pirosmaniego – na magnesach, breloczkach, pocztówkach, miniaturowych obrazkach i innych turystycznych pamiątkach). W rejonie ulicy Mardżaniszwili znajdziecie też budynek dawnego Kaukaskiego Oficerskiego Towarzystwa Ekonomicznego (obecnie siedziba TBC Banku), który w 1912 r. zaprojektował polski architekt Aleksander Rogojski.
Rzut beretem stąd jest też kościół katolicki, nazywany często polskim. W Tbilisi są zresztą dwa kościoły katolickie, którymi opiekują się polscy księża oraz gruziński ksiądz, władający piękną polszczyzną i oddelegowany do Gruzji przez warszawską kurię. W XIX-wiecznym kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zlokalizowanym blisko placu Wolności, była za czasów sowieckich sala do koszykówki. Co ciekawe, świątynia stoi w miejscu, gdzie w XIII w. rozpoczęli działalność pierwsi katolicy w Tbilisi – przy ul. Gia Abesadze, lekarza, który w 1991 r. podpalił się na początku wojny domowej w Gruzji na znak protestu przeciwko władzy.
Jak to możliwe, że w Gruzji jest tyle polskich wątków, wyjaśniam w tekście Dlaczego Gruzini kochają Polaków? oraz w serii o polskich zesłańcach na Kaukaz.
Cminda Sameba – największa cerkiew na Kaukazie
W dzielnicy Awlabari, po tej samej stronie co pomnik Lecha Kaczyńskiego, znajduje się także największa cerkiew na Kaukazie – Cminda Sameba, czyli Sobór Trójcy Świętej. Jej budowę rozpoczęto w 1995 r. dla uczczenia 2000-lecia chrześcijaństwa i z zamysłem przeniesienia tu z cerkwi Sioni siedziby Eliasza II, patriarchy Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Świątynia, konsekrowana w 2004 r., mieści aż 10 tys. wiernych, a jej kopuła sięga 84 m wysokości! Tbiliskiego soboru nie należy mylić z inną słynną gruzińską cerkwią: Cminda Sameba pod górą Kazbek. Przy okazji warto wiedzieć, że największy meczet na Kaukazie jest w Groznym, w Czeczenii – po jednej i drugiej stronie gór Kaukazu, pomiędzy światem chrześcijańskim a islamskim, trwa zatem swoista walka o rząd dusz.
Zawsze powtarzam moim turystom, że Cminda Sameba to swoisty gest Kozakiewicza wymierzony przez Gruzinów w Rosję i ponad 200 lat gruzińsko-rosyjskiej „przyjaźni”. Rzekoma przyjaźń trwała począwszy od 1782 r., kiedy Gruzini liczyli na wsparcie carycy Katarzyny w walce z Persami, a zostali wystawieni rufą do wiatru i trafili pod rosyjską okupację. W rezultacie „związku zdradzieckiego” car Aleksander I wciągnął w 1801 r. Gruzję w struktury Rosji i odebrał Gruzinom niepodległość, narzucił rosyjski obrządek liturgiczny w cerkwiach i nie dopuścił do władzy ostatnich gruzińskich królów, których ostatecznie zamordowano – ciała władców do dzisiaj nie zostały zwrócone przez Rosję, o czym przypominają dwa pięknie zdobione, lecz puste sarkofagi na najniższym poziomie cerkwi Cminda Sameba. Tak jak w całym Związku Radzieckim, tak i w Gruzji dla przywiązanych do wiary Gruzinów czasy carskie, a potem radzieckie minęły pod znakiem szykan i represji, niszczenia fresków, zamykania cerkwi i prób narzucenia rosyjskiego punktu widzenia.
W tym miejscu warto wspomnieć, że to również Rosjanie, a konkretnie car Mikołaj I, stali za na szczęście tymczasową zmianą nazwy miasta Tbilisi na fatalnie brzmiący Tyflis. Nazwa ta, jak i gubernia tyfliska wchodząca w skład Namiestnictwa Kaukaskiego, funkcjonowały od 1845 do 1936 r., kiedy to Gruzja stała się samodzielną republiką związkową ZSRR. Niepodległość Gruzji, liczona od upadku ZSRR, jest zatem relatywnie nowym i delikatnym zjawiskiem – zwłaszcza jeśli uwzględnimy inne historyczne podboje oraz niedawną agresję Rosji na Gruzję z 2008 roku…
Od cerkwi Cminda Sameba, o której turyści mówią, że jest niczym gruziński Tadż Mahal, kierujemy się w stronę rzeki Mtkwari. Po przejściu na kraniec parku Rike są dwie możliwości: ruszyć dalej piechotą albo kolejką linową. Rozpatrzmy obie trasy.
Tbilisi przewodnik – cerkiew Metechi
Z Cmindy Sameby można spacerem, pokonując niecałe 2 km, przejść przez park Rike i dalej, za skrzyżowaniem, do pięknej cerkwi Metechi, a następnie do twierdzy Narikala. Stojąca na skarpie cerkiew Metechi z XIII w. jest niepozorna, ale wiążą się z nią ciekawe anegdoty. Jedna z nich mówi, że nazwa świątyni pochodzi od słów króla Wachtanga I Gorgasali (jego pomnik na koniu, dłuta Elgudży Amaszukelego z 1967 r., stoi przed cerkwią), który po zwycięstwie w bitwie miał zakrzyknąć: Ak me mteri wteche – „Tu pokonałem wroga”. No cóż, może i tak, ale sama cerkiew od wrogów opędzić się nie mogła. Najpierw w 1235 r. spustoszyli ją Mongołowie. Potem Rosjanie urządzili tu… teatr dla młodzieży. Dopiero w 1988 r. Metechi została zwrócona Gruzińskiemu Kościołowi Prawosławnemu. Mając więcej czasu na zwiedzanie, można w świątyni zobaczyć grobowiec św. Szuszanik (Zuzanny), która została w V w. uwięziona za odmowę porzucenia chrześcijaństwa i przejścia na zoroastryzm.
Kolejka linowa w centrum Tbilisi
Kto nie chce oglądać cerkwi, może od razu na skraju parku Rike wskoczyć do kolejki linowej, która łączy go z twierdzą Narikala na szczycie grzbietu górskiego Sololaki. Podniebny tramwaj działa w Tbilisi od 2012 r. i za symboliczne 2,50 GEL zapewnia nie tylko szybki dojazd do jednego z najsłynniejszych zabytków miasta, lecz także kilka minut adrenaliny w przestworzach i szansę podziwiania z lotu ptaka przepięknej, kolorowej starówki Tbilisi. Po opuszczeniu wagonika skręcamy w prawo, na kamienny trakt prowadzący do twierdzy i pomnika Kartlis Deda – Matki Gruzji.
Tbilisi przewodnik – Twierdza Narikala
Twierdza Narikala na szczycie wzgórza Sololaki to jeden z najstarszych i najbardziej wyrazistych symboli Tbilisi. Potężna forteca z ciosanego kamienia, ciągnąca się przez aż 1,5 km pomiędzy miejskim ogrodem botanicznym i łaźniami siarkowymi, powstała w IV w. Początkowo nosiła ona nazwę Shuris-tsikhe, co można tłumaczyć jako „niewdzięczny”, „nienawistny” albo „zazdrosny” fort. Lecz nie zagadkowe miano było istotne, a walory obronne twierdzy. Jak na złość, to właśnie one najbardziej kusiły wrogów, którzy chcieli mieć na własność korzystnie położoną, solidną warownię.
Z myślą o skutecznej defensywie początkowo skromna cytadela została znacznie rozbudowana w VII i VIII w. przez… Arabów, którzy urządzili wewnątrz pałac emira. Na przełomie XI i XII w. budowla była na powrót w gruzińskich rękach, a król Dawid Budowniczy podjął decyzję o jej dalszej rozbudowie. Niedługo jednak forteca, umocniona solidnymi murami, basztami i bastionami, stanowiła oazę gruzińskiej suwerenności: w XII w. najechali ją Mongołowie i to oni – lub Persowie, na co mają wskazywać kwestie lingwistyczne – zmienili jej nazwę na Narin Qala, czyli „Mała Twierdza”.
Losu na przemian niszczonej i odbudowywanej cytadeli dopełniło trzęsienie ziemi z 1827 r., po którym do dziś ocalała tylko część murów z XVI i XVII w. Na terenie twierdzy zachowała się także cerkiew św. Mikołaja – i to cudem, bo w XVIII w. Rosjanie trzymali w niej amunicję, która eksplodowała podczas burzy w 1847 r.! Ci sami Rosjanie urządzili też w twierdzy więzienie, gdzie potem również bolszewicy przetrzymywali swoich oponentów.
Twierdza Narikala kryje jeszcze wiele fascynujących zagadek przeszłości. Jest przy tym jednym z niewielu świadków prawie całej nowożytnej historii Gruzji. Ponad 15 stuleci przechodzenia z rąk do rąk, walk i najazdów, niezliczonych prób odzyskania niepodległości. Persowie, Turcy, Mongołowie, armia Tamerlana i wreszcie carska, a potem radziecka Rosja zmiotły z powierzchni ziemi większość świadectw bogatej historii Tbilisi – a twierdza Narikala trwa niemal niewzruszona po dziś dzień.
Pomnik Kartlis Deda – Matka Gruzja
Tuż przy twierdzy Narikala rysuje się monumentalny pomnik Kartlis Deda – Matki Gruzji. Został on wzniesiony na wzgórzu Sololaki w 1958 r. z okazji 1500-lecia Tbilisi. Autorem pomnika jest gruziński malarz i rzeźbiarz Elgudża Amaszukeli, który otrzymał za niego państwową nagrodę im. Szoty Rustawelego. Początkowo Kartlis Deda była drewnianą rzeźbą, którą w 1963 r. pokryto warstwą aluminium, aby zapobiec uszkodzeniom. Co jednak przedstawia to dzieło i w jakim celu powstało? Rzecz jest prosta.
Za czasów radzieckich, kiedy starano się maksymalnie odciągnąć ludzi od wiary i cerkwi, w wielu republikach radzieckich stawiano pomniki świeckie, które miały zastąpić elementy religijne. I tak w Tbilisi mamy pomnik Kartlis Deda, będący alegorią narodowego charakteru Gruzji i przedstawiający kobietę, Matkę Gruzji, która w jednej dłoni trzyma pialę, czyli czarkę wina dla przyjaciół, w drugiej zaś miecz dla wrogów.
W wielu blogach podróżniczych zauważyłem błędną informację o tym, jakoby Matka Gruzji trzymała róg do wina, kieliszek albo kubek – uważajcie zatem na to, co czytacie w internecie, bo czasem włosy jeżą się na głowie. Ostatnio też na jednym blogu podróżniczym przeczytałem relację z gruzińskiego ślubu, której autor napisał, że ludzie siedzą w cerkwi w rzędach, w ławach, więc troszkę przykro, bo w cerkwiach nie ma ław ani żadnych rzędów, ludzie tam stoją, a jedyne miejsce siedzące to tron dla katolikosa, głowy gruzińskiego kościoła. Zachowajcie czujność na szlaku, bo wstyd publicznie popełniać takie lapsusy, a przede wszystkim wprowadzać siebie i innych w błąd. Ale wracajmy do przyjemności!
Panorama Tbilisi z twierdzy Narikala
Wdrapać się do ogromnej fortecy Narikala i pod pomnik Kartlis Deda warto po jeszcze jedno: fenomenalną panoramę Tbilisi. Jeden z najpiękniejszych widoków na całe miasto fascynuje równie mocno za dnia, jak i wieczorem. Szukając podobnych tego typu wrażeń, można również pojechać na najwyższy punkt w mieście, czyli górę Mtacminda, do której za moment wrócimy, bo kryje ona więcej atrakcji. Tymczasem zmierzamy na tbiliską starówkę.
Tbilisi przewodnik – ogród botaniczny i wodospad
Szlak wzdłuż murów twierdzy Narikala prowadzi w dół, wprost do Narodowego Ogrodu Botanicznego Gruzji. Kręcone schody wiodą jednak najpierw na kamienny trakt, na którego krańcu szumi pośród zieleni siarkowy wodospad Leghvtakhevi. Prowadzą do niego malownicze mosty nad strumieniem Tsavkisistskali, którego nazwa oznacza dosłownie „woda Tsavkisi”. Na skarpach wokół wodospadu, wysoko w górze, przycupnęły kolorowe XIX- i XX-wieczne domy z charakterystycznymi, ażurowymi balkonami i zdobionymi fasadami. Ot, romantyczna laurka miasta i jedno z ulubionych przez mieszkańców Tbilisi miejsc na spacer, o którym szczegółowo piszę w artykule Tbilisi o zapachu siarki. Wodospad i łaźnie w sercu miasta.
Słynne tbiliskie łaźnie siarkowe
Od wodospadu dzieli już tylko kilka kroków do serca najstarszej części Tbilisi – 1500-letniej dzielnicy Abanotubani. Jej największą atrakcją i zarazem skarbem całego miasta są łaźnie siarkowe. Najbardziej znaną jest łaźnia Orbeliani (XIX w.), zdobiona biało-błękitną mozaiką w stylu perskim i nazwana tak na cześć szlacheckiego rodu gruzińskiego Orbelianich.
Łaźnia Orbeliani, o której więcej piszę w artykule Tbilisi o zapachu siarki…, przyciągała ludzi od dawna. Niegdyś bywała tu bohema artystyczna XIX w., m.in. Aleksander Gribojedow, Aleksander Puszkin, Aleksander Dumas (ojciec), Michaił Lermontow i inni. Nie bez powodu, bo było to świetne miejsce na spotkania towarzyskie i orientalny relaks! W Tbilisi działało i do dziś działa wiele łaźni siarkowych – do przepięknej łaźni Orbeliani chodziła głównie elita spragniona wyrafinowanego wypoczynku i wyjątkowych wrażeń estetycznych, pozostali mieszkańcy miasta korzystali zaś z innych publicznych przybytków.
Orbeliani to jedno z tych miejsc, które dowodzi, że Tbilisi zawsze było miastem sztuki i artystów. Do dziś stolica Gruzji kusi licznymi teatrami, rzeźbami, pomnikami i ciekawymi tablicami na domach, informującymi o słynnych oratorach. Tylko na tbiliskiej starówce mogą w pełnej multikulturowości istnieć obok siebie cerkwie gruzińskie i ormiańskie (w niedzielne poranki z ormiańskiej cerkwi dobiegają przepiękne śpiewy), meczet współdzielony przez sunnitów i szyitów, synagoga z 1904 r., ruiny karawanseraju, czyli hotelu dla karawaniarzy, a także tańczące fontanny, modne restauracje, kluby nocne dla młodzieży, kasyno i bary ze striptizem.
Włóczęga po starówce i bazar
Po obejrzeniu łaźni siarkowych nadarza się znakomita okazja, aby powłóczyć się urokliwymi uliczkami starego miasta w Tbilisi, obejrzeć majestatyczną i subtelną zarazem architekturę z nutą orientu. Można też zajrzeć do licznych restauracji, kawiarni, wine barów albo sklepów z pamiątkami i słynnymi gruzińskimi słodyczami – czurczchelami. Godne uwagi knajpki na szybki lunch i jeden z dobrze zaopatrzonych punktów z pamiątkami, czyli Meidan Bazar, są przy skwerze Wachtanga Gorgasali. W tej okolicy sugeruję zatrzymać się na dłużej, a co po – zaraz stanie się jasne.
Muzeum gruzińskiej muzyki ludowej
Tuż przy Meidan Bazar działa Państwowe Muzeum Gruzińskich Pieśni Ludowych i Instrumentów Muzycznych (wstęp 3 GEL – dorośli, 1 GEL – studenci). Przechowuje ono m.in. zbiory unikalnych, ludowych instrumentów muzycznych z Południowego Kaukazu, a także rękopisy z zapisem nutowym tradycyjnych pieśni. Dlaczego jednak warto przyjrzeć się im bliżej? Aby odkryć, co Gruzinom gra w duszy – i aby tę duszę zrozumieć. Gruzini to niesamowicie muzykalny naród, natchniony twórczo, temperamentny, jak i skłonny do poetyckich refleksji. Ta gruzińska natura znajduje swoje idealne odzwierciedlenie w lokalnej tradycji muzycznej. Co dodatkowo wzruszające i godne podziwu – gruzińskie pieśni i żywiołowe tańce są od wieków niezmiennie praktykowane aż do teraz i to nie tylko od święta, ale na co dzień. Przekonać się o tym można choćby podczas supry, słynnej gruzińskiej biesiady. Niewiele jest już miejsc na świecie, gdzie ludzie są nadal żywo połączeni z przeszłością. W Gruzji starożytna kultura jest tymczasem na wyciągniecie ręki, oka i ucha, co jest rzeczą absolutnie wyjątkową i inspirującą.
Tbilisi przewodnik – Gallery 27
Co potem, iść w lewo czy w prawo? Do wyboru, do koloru, bo w obu przypadkach droga wiedzie do kolejnych słynnych cerkwi i miejskich atrakcji.
Podczas wycieczki do Gruzji w oczy rzuca się jeszcze jedno: gruzińskie zamiłowanie do sztuki. Przestrzeń Tbilisi aż kipi od ogromu rzeźb, obrazów, nęci kolorami i surrealizmem. Artystyczny duch przysiada także na budynkach. Poszukując go, ze skweru Wachtanga Gorgasali można odbić w lewo, aby bezpośrednio albo bocznymi zaułkami dojść na ulicę Betlemi. Tu miejcie czujne oko na okazy tbiliskiego street artu. Przy ul. Betlemi 7 na szukających ciekawych ujęć czeka też Gallery 27 – XIX-wieczny dom z witrażami, które niesamowicie komponują się z drewnianym wnętrzem i romantyczną fasadą z tradycyjnym gruzińskim balkonem, bogato zdobionym snycerką. Gruzińska architektura, łącząca wpływy lokalne, tureckie, perskie, zachodnią secesję i klasycyzm, to w ogóle fenomen zasługujący na osobne opracowanie i oddzielny spacer szlakiem najpiękniejszych przykładów miejscowego budownictwa.
Cerkiew Betlemi
Kawałek za Gallery 27 trafiamy na schody uliczne Betlemi. Zaprojektował je w 1850 r. architekt Timote Beloi, a zostały one podarowane miastu przez związek rzemieślników Amkaris. Na szczycie schodów jest następny tbiliski zabytek sakralny, czyli cerkiew Betlemi. W XVIII w. zbudowali ją Ormianie w miejscu starszej świątyni gruzińskiej, z której zachowała się tylko część absydy. Od 1994 r. cerkiew Betlemi należy do Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, a z ormiańskich dziejów nie przetrwało praktycznie nic poza głównymi murami – usunięto chrzcielnicę, freski i ormiański krzyż chaczkar z inskrypcją, choć pozostały rozmaite płaskorzeźby, na które warto rzucić okiem. Do spustoszenia cerkwi przyczynili się w dużej mierze – a jakże – Rosjanie, którzy w czasach radzieckich urządzili tu warsztat.
Tbilisi przewodnik – secesyjne kamienice
Okolice cerkwi Betlemi, oddalone od wymuskanej starówki, to miejscami zupełnie inne oblicze Tbilisi. Gdzieniegdzie budynki niszczeją, ulice są poorane dziurami, chodniki kończą się w bliżej nieokreślonym wymiarze. Ale to także lokalny świat, w który warto się zanurzyć. Tym bardziej, że właśnie ta część dzielnicy Sololaki to prawdziwa kopalnia złota, jeśli chodzi o włoskie podwórka (więcej o nich piszę w dalszej części przewodnika). Tutaj też najlepiej ruszyć na eksplorację secesyjnych kamienic z początku XX w. Niesamowite perełki – zabytkowe kamienice i pałacyki, w których mieszkali lokalni kupcy, zasłużeni dla kultury gruzińskiej i inni ważni mieszkańcy, znajdziecie zwłaszcza na ulicach Asatiani, Machabeli, Leonidze i Kikodze. Jeżeli tylko się da, zajrzyjcie do środka, bo gruzińska secesja zachwyca nie tylko typowymi dla lokalnej architektury ażurowymi balkonami, lecz także przepięknymi klatkami schodowymi oraz mozaikami, które obficie zdobią podłogi, ściany i sufity. Czasami da się wyjść z drugiej strony kamienicy na dziedziniec – teraz nie zawsze piękny, czasami zagracony skarbami mieszkańców, dawniej był miejscem elitarnych spotkań i relaksu wśród przyrody.
Dom Kalantarova
Wędrując szlakiem najpiękniejszych kamienic Tbilisi, koniecznie zajrzyjcie na ul. Machabeli 17 (ok. 5 min. piechotą od cerkwi Betlemi). Pod tym adresem stoi zabytkowy dom znanego i zamożnego przedsiębiorcy Micheila Kalantarova. Duże pieniądze szły u niego w parze z równie wielkimi ambicjami, toteż dwupiętrowa posiadłość, którą zaprojektował architekt Ghazar Sarkisian, oszałamia wręcz teatralnym efektem. I to niemal dosłownie, bo Kalantarov zamarzył o willi, która przypominałaby wyglądem słynną tbiliską operę, a zarazem czerpała z europejskiego klasycyzmu (zarezerwowanego dla wyższych klas), podkreślając tym samym gust, dobrobyt i finansową potęgę jej właściciela.
Eklektyczny budynek łączy wszystko, co wyśnił sobie XIX-wieczny bogacz. Wsparte na niskich kolumnach elewacje, wnętrze i drewniane balkony są inspirowane architekturą islamu. Okna udekorowano reliefem. Zewnętrzny kąt budynku został zaakcentowany przez okrągły wykusz i obszerny balkon, kolejne balkony wychodzą wprost na dziedziniec. W środku hipnotyzują zaś bogate detale z frezowanego drewna, sztukaterie, lustra i sufit zdobiony w późnym stylu perskim.
Przy Machabeli 17 zwiedzający nie obejdą się smakiem – dom Kalantarova można dokładnie obejrzeć, bo mieści się w nim obecnie Muzeum Czekolady. Być może podczas pobytu spróbujecie rozwikłać miejską legendę, która głosi, że dla krezusa Kalantarova pracował swego czasu ojciec malarza Niko Pirosmanaszwilego, słynnego gruzińskiego prymitywisty, który żył i umarł w okrutnej nędzy. A gdy już to zrobicie, prostą trasą przez ulice Asatiani i Ierusalimi można wrócić w urokliwe zaułki starówki Tbilisi, gdzie roi się od kolejnych ciekawostek.
Tbilisi przewodnik – Rzeźba Tamady
U zbiegu ulic Bambis Rigi i Shardeni stoi rzeźba „Tamada” – przedstawienie trzymającej róg z winem postaci, kultowej w gruzińskiej tradycji biesiady zwanej suprą. Więcej o tym pomniku, jednym z wielu w całym mieście, piszę w artykule Pomniki Tbilisi – Gruzja zaklęta w rzeźbach, z kolei o biesiadzie, której podczas wycieczki do Gruzji trzeba zdecydowanie doświadczyć, dowiecie się szczegółowo z tekstu Supra – tradycja gruzińskiej biesiady.
Muzeum historii Tbilisi
Tuż obok rzeźby tamady jest Muzeum Historyczne Tbilisi. To dobre miejsce, aby w pigułce poznać historię miasta od IV tysiąclecia p.n.e. aż po czasy współczesne. W muzeum jest bowiem wszystko: fenomenalne zbiory antropologiczne, archeologiczne (np. ceramika z epoki brązu), etnograficzne, kolekcje broni, dokumentów i fotografii, a także ekspozycje sztuki ludowej, użytkowej i wysokiej, dawnej i nowoczesnej – łącznie 50 tys. eksponatów. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że muzeum zlokalizowano w zabytkowym karawanseraju. Ceny biletów od 0,5 do 15 GEL (wycieczka z przewodnikiem w języku obcym od 45 GEL).
Cerkiew Sioni
Nieopodal rysuje się cerkiew Sioni. W tym miejscu przyjąłem chrzest prawosławny przed moim gruzińskim ślubem. To na marginesie, bo ważniejszy jest fakt, że w świątyni znajduje się replika jednej z najważniejszych gruzińskich relikwii – krzyża świętej Nino, chrzcicielki Gruzji. Krzyż wyróżniają charakterystyczne dla gruzińskiego prawosławia zgięte ramiona.
W katedrze można ponadto zobaczyć wspaniałe średniowieczne freski, płaskorzeźby świętych i przykutego na łańcuchu lwa, a także groby św. Michała Archanioła, Wachtanga I Gorgasali, poety i metropolity tbiliskiego Ioseba Saakadze, poety Vakhtanga Orbelianiego oraz patriarchów Gruzji: Leonidasa, św. Ambrożego Wyznawcy, Krzysztofa III, Kalistrata, Melchizedeka III, Efraima II, Dawida V. Takie nagromadzenie grobów ważnych dla Gruzji postaci wynika z prostej przyczyny: aż do 2004 r. w cerkwi Sioni znajdowała się główna siedziba Eliasza II, patriarchy Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, która została potem przeniesiona do soboru Cminda Sameba.
Nazwa cerkwi Sioni może budzić pewne skojarzenia i faktycznie: odwołuje się ona do góry Syjon w Jerozolimie. Również plan katedry – krzyż wpisany w kwadrat – został zainspirowany architekturą świątyni w jerozolimskim Ogrodzie Getsemani.
Chociaż cerkiew Sioni jest datowana na XI–XII w., to według legendy pierwszą chrześcijańską świątynię wzniósł w tym miejscu w V w. król Kartlii Wachtang I Gorgasali. Budowę kolejnej – bądź rozbudowę mitycznej pierwszej cerkwi – podjęli niedługo potem następni władcy Kartlii: Dachi (syn Wachtanga), a także eristawi (książęta) Guaram Kurapalati oraz Adarnese z rodu Tao-Klarjeti, jednej z gałęzi królewskiej dynastii Bagrationi. Ci dwaj ostatni zostali tu rzekomo pochowani, ale do dziś nie odnaleziono na to żadnych dowodów.
Pierwszej znaczącej przebudowy cerkwi Sioni dokonał w 1122 r. król Dawid IV Budowniczy. Jak w przypadku innych zabytków, katedra wzniesiona z żółtego tufu wulkanicznego, przetransportowanego z Bolnisi, przeszła potem prawdziwe piekło: najazdy Mongołów (XII w.) i Persów (XVII i XVIII w. – wtedy to ze świątyni splądrowano wysadzaną drogocennymi kamieniami ikonę Matki Bożej i spalono drewniany ikonostas), trzęsienie ziemi z 1668 r., wizytę carskiej i radzieckiej Rosji. Wprawdzie w tym przypadku Rosjanie wyjątkowo oszczędzili regularnie odbudowywany i odnawiany zabytek, a nawet pozwolili na jego częściowe działanie. Zarazem warto wspomnieć, że była Sioni świadkiem niechlubnych wydarzeń z 12 kwietnia 1802 r., kiedy ówczesny gubernator generalny w Gruzji, rosyjski generał Karl von Knorring, otoczył cerkiew wojskami, a w jej wnętrzu uwięził gruzińską szlachtę, którą zmusił do złożenia przysięgi na wierność carskiej koronie – kto odmówił, był aresztowany.
Opuszczając katedrę, warto jeszcze obejść podwórze z dwiema dzwonnicami: na północy jest trzypiętrowa z 1425 r. (rekonstrukcja), a na zachodzie ta z 1812 r., która architektonicznie pasuje jak pięść do oka. No cóż, nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że wzniesiono ją w stylu rosyjskiego klasycyzmu.
Obok Sioni jest genialnie wyposażony sklep z czurczchelami, przyprawami i wyrobami zakonników.
Tbilisi przewodnik – Most Pokoju
Po wyjściu z cerkwi Sioni skręcamy w prawo, w ul. króla Erekle II. Nastrojowa aleja, pełna egzotycznej roślinności, przepięknej architektury, knajpek i barów winnych, prowadzi do następnych intrygujących wizytówek Tbilisi. Do jednej z nich można odbić w bok albo zaliczyć ją przy okazji bądź w drodze powrotnej. A chodzi o futurystyczny most Pokoju. Pieszy most, przerzucony przez rzekę Mtkwari, został oddany do użytku w 2010 r., a zaprojektował go włoski architekt Michele De Lucchi. Pewnie nie wiedział, że mieszkańcy miasta zażartują z nowoczesnej bryły i przezwą most… „podpaską”.
Cerkiew Anczischati
Wracając na ul. Erekle II, znajdujemy tu kolejny kultowy zabytek. Choć łatwo go przeoczyć, bo skromnie chowa się za ceglaną bramą – to cerkiew Anczischati z przełomu V i VI w. ze świętą ikoną, która według legendy sama się namalowała. Anczischati jest najstarszą świątynią Tbilisi i została wzniesiona przez Dachiego, syna króla Wachtanga I Gorgasali. Nazwa cerkwi pochodzi natomiast z 1675 r., kiedy Piotr Meschi przeniósł do niej ze świątyni w Anczi acheiropoietos, czyli wspomnianą legendarną ikonę, która miała zostać stworzona w cudowny sposób, nie ludzką ręką.
Krzywa wieża zegarowa i teatr Rezo Gabriadze
Parę kroków od Anczischati, przy ul. Shavteli 13, kusi bajeczną fasadą jeden z najbardziej niezwykłych i uroczych obiektów na starówce stolicy Gruzji. To Teatr Marionette Rezo Gabriadze, znanego lalkarza, reżysera teatralnego, pisarza, malarza i rzeźbiarza. Rezo od 1981 r. samodzielnie budował teatr, wykorzystując do tego celu fragmenty zniszczonych wskutek trzęsienia ziemi budynków z tbiliskiego starego miasta.
W 2011 r. Rezo Gabriadze dobudował do teatru krzywą wieżę – naiwnie baśniową, fantazyjnie eklektyczną i, tak jak naród gruziński, jednocześnie radosną i melancholijną – której wyjątkowa konstrukcja żywo przeciwstawia się bezdusznej powtarzalności modernistycznego budownictwa ze szkła i stali. O pełnej godzinie można tu zobaczyć, jak na górnym balkonie wieży lalkowy anioł uderza w dzwon, a na scenie pod wielkim zegarem rozgrywa się przy dźwiękach pozytywki spektakl ukazujący krąg życia: zakochanie, małżeństwo, poród i pogrzeb. To kolejna mała – wielka rzecz, składająca się na efemeryczną magię Gruzji.
Parki, skwery, pomniki
W parku 9 Maja warto zatrzymać się na dłużej. Choćby po to, aby zrozumieć jego nazwę – a odnosi się ona do tragedii z 9 kwietnia 1989 r., kiedy antyradziecka demonstracja w Tbilisi została brutalnie stłumiona przez radziecką armię, w wyniku czego 21 osób zmarło, a setki odniosło obrażenia. Po tych wydarzeniach 9 kwietnia został także ogłoszony w Gruzji Dniem Jedności Narodowej (gruz. ეროვნული ერთიანობის დღე; erovnuli ertianobis dghe). W parku 9 kwietnia znajdziecie wiele miejsc do refleksji nie tylko historycznych. To przede wszystkim znakomita okazja, żeby odpocząć w prawdziwie malowniczym otoczeniu!
Kolejnym urokliwym zieleńcem miejskim jest park Ilia, skryty przy al. Aghmashenebeli. Piękna roślinność i kwiaty, kolorowe budki dla ptaków, huśtawka i fontanna to wszystko, czego potrzeba na chwilę relaksu w sercu tętniącej życiem metropolii! I nie jest to na szczęście ostatnie miejsce w Tbilisi, gdzie znajdziecie odrobinę wytchnienia i parę atrakcji.
Warto zajrzeć także do parku Jansug Kakhidze, tuż za al. Agmashenebeli. Zobaczycie tu pomnik Iliko Sukhiszwili i jego żony Nino Ramiszwili – tancerzy baletowych, którzy w 1945 r. założyli Narodowy Balet Gruzji „Sukhishvili”. Więcej na ich temat piszę w artykule Pomniki Tbilisi – Gruzja zaklęta w rzeźbach. Zresztą, Tbilisi aż kipi od rzeźb i jeżeli tylko macie ochotę, możecie zwiedzać miasto ich szlakiem. Każda rzeźba, każdy pomnik, to kawał świetnej sztuki, a przy okazji szansa, aby poznać słynnych Gruzinów oraz ważne wydarzenia z gruzińskich, jak i tbiliskich dziejów. Na spacer szlakiem rzeźb możecie śmiało ruszać z opracowanym przeze mnie i wspomnianym wyżej przewodnikiem Pomniki Tbilisi – Gruzja zaklęta w rzeźbach.
Ciekawym miejscem na relaks jest także park Mziuri z kolejnymi interesującymi pomnikami i koncertami na świeżym powietrzu. Możecie ponadto zajrzeć na skwer Round Garden (mieszkałem kiedyś w jego okolicy, a w pobliskiej kawiarni Luka Polare często siadywałem, żeby pisać na blog), a także do parku Vake (lubiłem tu biegać). Te parki i odnowiony plac Orbeliani to magiczne miejsca, zielone wyspy w tbiliskiej tkance miasta, gdzie można znaleźć ukojenie i ukryć się przed światem.
Tbilisi przewodnik – Plac Orbeliani
Nową atrakcją na mapie Tbilisi jest odnowiony i oddany do użytku w 2019 r. plac Orbeliani. Znajduje się on ok. 5 minut piechotą na północ od tbiliskiej krzywej wieży, pomiędzy ulicami Atoneli, Tabukashvili, Purtseladze i Vekua. Plac Orbeliani, słynący z targów kwiatowych, jest doskonałym miejscem na niespieszny relaks w środku miasta. Wszędzie stoją ławki, a dookoła można znaleźć nastrojowe kawiarnie, restauracje (można zajrzeć do Hinkali Factory) oraz duży park 9 Kwietnia z rzeźbami i fontanną. Na placu Orbeliani warto też odwiedzić sklep Kalata z przyprawami, selekcją naturalnych win, genialnymi serami od mniszek z klasztoru Poka nad jeziorem Parawani oraz gruzińskimi pamiątkami.
Aleja Rustawelego
Przechodząc przez park 9 Kwietnia trafiamy wprost na aleję Rustawelego – główną arterię Tbilisi. Dotrzeć tu można również innymi drogami, bo ulica ciągnie się przez aż 1,5 km od pomnika św. Jerzego na placu Wolności po plac Rewolucji Róż (nazwa ta upamiętnia protesty z 2003 r., w których wyniku prezydenturę w Gruzji objął prozachodni Micheil Saakaszwili).
Przy okazji, gdybyście planowali większe zakupy, można się na nie zatrzymać przy placu Wolności (Tawisuplebis Moedani), obok stacji metra, gdzie od niedawna działa nowa galeria handlowa. Są w niej praktycznie takie same sklepy, jak w warszawskich Złotych Tarasach, bydgoskim Focusie, wrocławskiej Galerii Dominikańskiej czy innym centrum handlowym.
Aleję Rustawelego warto zobaczyć wieczorem, kiedy wszystko jest pięknie oświetlone, jak i za dnia, gdy czynne są lokalne atrakcje. Zaczynając od placu Wolności, na alei Rustawelego można obejrzeć dawną siedzibę ratusza miejskiego (obecnie jest tu sklep ekskluzywnej sieci Burberry). Następnie jest gmach parlamentu, gdzie rozegrała się m.in. rewolucja róż z 2003 r. – parlament i jego okolica zawsze były symbolicznym miejscem gruzińskich demonstracji, walki z wrogiem, z systemem. W 2008 r. właśnie w tym miejscu przemawiał też ówczesny prezydent Polski Lech Kaczyński, podczas wiecu poparcia dla Gruzji w trakcie wojny z Rosją. Prócz najmodniejszych butików, secesyjnych budynków szkoły filmowej, teatru, filharmonii i pałacu Woroncowa, czyli dawnego gubernatora Kaukazu, parę miejsc na głównej ulicy Tbilisi zasługuje na większą uwagę.
Orientalna opera
Opera dla słynących z tradycji muzycznych Gruzinów jest miejscem wyjątkowym, a ta na alei Rustawelego fascynuje podwójnie ze względu na orientalną architekturę i zawiłe losy, w których palce maczali Rosjanie. A było tak, że generalny gubernator Kaukazu Michaił Woroncow, aby uciszyć niezadowoloną z carskiej polityki gruzińską arystokrację i ukrócić jej ewentualne plany spiskowania przeciw Rosji, podejmował od 1844 r. wiele inicjatyw na rzecz pobudzenia życia kulturalnego w Tbilisi i w ogóle w całej Gruzji. Rok później przekształcił on budynek Manege w przestrzeń dla sztuk scenicznych, gdzie trupa zaproszonych ze Stawropola aktorów wystawiała wodewile i komedie.
Pomysł chwycił, dlatego w 1851 r. ukończono na alei Rustawelego budowę opery z prawdziwego zdarzenia. Zaprojektował ją włoski architekt Giovanni Scudieri, który twórczo poszedł na całość. Wnętrze ozdobiono drogimi jedwabiami, aksamitem, malowidłami, detalami ze srebra i złota oraz ogromnym żyrandolem, który ze względu na wagę – bagatela, 1 tony – wysłano z Marsylii w 12 dużych pudłach.
9 listopada 1851 r. tragedia „Lucia di Lammermoor” Gaetano Donizettiego rozpoczęła pierwszy tbiliski sezon operowy. Podobnie jak bal maskowy z 12 kwietnia, w dniu oficjalnego otwarcia instytucji, przyciągnął on obłędne tłumy i odbił się głośnym echem w różnych zakątkach świata – choć niekoniecznie z powodu talentu śpiewaków, a ze względu na ekscentryczny luksus operowej architektury.
„To jedyny teatr w mieście, którego wnętrze jest utrzymane w całkowicie mauretańskim stylu i jest niewątpliwie jednym z najbardziej eleganckich, pięknych i fascynujących konstrukcji teatralnych.”
– donosiła 25 października 1851 r. popularna paryska gazeta „L’Illustration”.
Opinia francuskiego reportera spowodowała potem lawinę błędów w odczytywaniu bryły i aranżacji opery. W rzeczywistości eklektyczna budowla z wyraźnymi wpływami europejskiego klasycyzmu i secesji jest zaledwie – choć szczodrze – inspirowana sztuką i architekturą islamu z afrykańskiej Mauretanii oraz z Persji i Turcji. Pomyłką byłoby przypisywać jej ową mauretańskość w nadmiarze, gafą byłoby wszędzie upatrywać islamskich wzorców artystycznych. Choćby dlatego, że o ile hol, korytarze i przepierzenia w głównej sali operowej są istotnie mocno orientalne, to już sufit tej ostatniej zdobi przedstawienie postaci, co jest w islamie niedopuszczalne. Tak czy siak, opera w Tbilisi robiła prawdziwą furorę. W 1858 r. odwiedził ją również słynny francuski pisarz Aleksander Dumas, który na łamach książki „Kaukaz. Podróż A. Dumasa” (1859) poświęcił jej cały rozdział, nie szczędząc przy tym pochlebstw:
„Muszę wyznać, że gdy tylko wszedłem do holu, byłem zdumiony prostym i wyrafinowanym stylem ornamentu […] W górnym holu ornament został zmieniony przez arabską rzeźbę. Weszliśmy do sali, która wydawała się pałacem wróżek nie ze względu na bogatą dekorację, ale dlatego, że została wykonana z najdelikatniejszym smakiem. Możliwe, że nie wydano na to dużo pieniędzy, ale mogę bez wahania powiedzieć, że w całym swoim życiu nigdy nie widziałem tak uroczej sali.”
– pisał Aleksander Dumas.
Od tamtego czasu budynek Narodowego Teatru Opery i Baletu w Tbilisi dwukrotnie zmierzył się z pożarem (w 1874 i 1973 r.). Za każdym razem był jednak odbudowywany z pieczołowitą dbałością o unikalny detal architektoniczny, którym dziś każdy może cieszyć oczy.
Cerkiew Kaszweti
Kolejną ciekawostką na alei Rustawelego jest cerkiew Kaszweti z XIX w. Co w niej wyjątkowego? Sztuka i legenda! Obejrzeć tu warto przede wszystkim ikonostas autorstwa polskiego malarza i architekta Henryka Hryniewskiego.
Henryk Hryniewski urodził się w 1869 r. w rodzinie polskiego zesłańca zamieszkałego w Kutaisi i tamże zginął z rąk NKWD podczas wielkiego terroru w 1937 r. Za życia Henryk Hryniewski był w Gruzji wysoce cenionym artystą i twórczym mentorem. W 1898 r., po tymczasowym pobycie we Włoszech i Niemczech, zamieszkał na stałe w Tbilisi, gdzie założył Akademię Sztuki. Zasłynął zwłaszcza ilustracjami do dzieł klasyka literatury gruzińskiej Ilii Czawczawadzego, projektem Banku Szlacheckiego (ul. Gudiaszwili 3, obecnie Biblioteka Parlamentu Gruzji) oraz wspomnianą już, pokrytą ikonami ścianą w cerkwi Kaszweti.
W cerkwi Kaszweti można zobaczyć również inne dzieła sakralne, m.in. piękne freski w kopule absydy, które w 1946 r. wykonał gruziński malarz Lado Gudiaszwili.
Z Kaszweti wiąże ponadto legenda o mnichu Dawidzie i kobiecie, która urodziła kamień – przywołuję ją szerzej w artykule Dawit Garedża – legendarny klasztor na gruzińskiej półpustyni.
Przy cerkwi Kaszweti można też obejrzeć kaplicę grobową książąt Barataszwili, którą zaprojektował polski architekt Aleksander Rogojski.
Muzeum Narodowe
Aleja Rustawelego jest pełna obiektów kluczowych dla gruzińskiej historii i kultury. Warto wstąpić tu również do Muzeum Narodowego. Już na pierwszy rzut oka budynek muzeum to architektoniczne cudo, a w środku – kapitalne eksponaty, które oczarują miłośników historii, archeologii, antropologii, etnografii i sztuki. Mamy tu czaszki człekokształtnych (w tym miejscu zainteresowanych antropologią fizyczną odsyłam też do mojego tekstu Człowiek z Dmanisi), szczątki mamuta, prehistoryczne rekiny i inne okazy lokalnej fauny, stroje, broń, numizmaty, instrumenty ludowe, rozmaite rzeźby, kamienne stele, przepiękną biżuterię, ceramikę i artefakty sztuki użytkowej z wyraźnie orientalnym polotem. To trzeba zobaczyć! Co ciekawe, niegdyś w budynku muzeum znajdowało się seminarium, w którym uczył się Józef Stalin zanim został rewolucjonistą.
Muzeum Okupacji Sowieckiej
W stolicy Gruzji muzeów jest bez liku. W zależności od zainteresowań, można podczas wycieczki do Tbilisi zajrzeć do muzeum pieniądza, lotnictwa, kolei, sportu, fotografii, lalek, jedwabiu, gobelinów, minerałów, medycyny gruzińskiej, historii Żydów, rozmaitych muzeów biograficznych, a także muzeów nastawionych na rozrywkę, takich jak muzeum iluzji czy selfie.
Gdybym miał jednak wskazać – prócz wspomnianego już muzeum historii Tbilisi, muzeum muzyki ludowej i instrumentów oraz znajdującego się tuż obok niego muzeum archeologicznego – jeszcze jedno, które warto zwiedzić, byłoby to Muzeum Okupacji Sowieckiej przy alei Rustawelego 3. Muzeum to poświęcono okresowi siedemdziesięcioletniego podporządkowania Gruzji ZSRR (1921–1991), ofiarom sowieckich represji, masakrze z 9 kwietnia 1989 r. i dążeniom Gruzinów do odzyskania niepodległości. Stała ekspozycja obejmuje ok. 3000 eksponatów, m.in. elementy wyposażenia sowieckich więzień oraz archiwalne zdjęcia i dokumenty, w tym protokoły z aresztowań czy rozkazów rozstrzelania.
Otwarcie tbiliskiego Muzeum Okupacji Sowieckiej w 2006 r. nie spodobało się władzom Rosji i zostało skrytykowane przez Władimira Putina. Pomimo politycznej nagonki placówka działa – i działać powinna ku przestrodze oraz pamięci strasznych wydarzeń w historii Gruzji.
Galeria Narodowa
Odmienny kalejdoskop wrażeń zapewniają położone na al. Rustawelego Galeria Narodowa i Muzeum Sztuki Współczesnej. Można tu obejrzeć dzieła Niko Piroswanaszwilego, najsłynniejszego XX-wiecznego gruzińskiego malarza prymitywisty. Sława Piroswanaszwilego, który był artystycznym samoukiem, a w dodatku przez całe życie klepał koszmarną biedę i został doceniony dopiero po śmierci, niemal przyćmiewa dorobek innych gruzińskich twórców. Warto więc podczas wędrówki po galerii zwrócić im honor i rzucić okiem na abstrakcje i kolaże Davida Kakabadze, rzeźby Iakoba Nikoladze, a także prace równie genialnego Lado Gudiaszwilego, do którego po namalowaniu tzw. cyklu antyfaszystowskiego przylgnął przydomek „gruzińskiego Goi”.
Tbilisi przewodnik – Suchy Most
Na moment wróćmy jeszcze w okolice placu Orbeliani. Po jego drugiej stronie, parę kroków w stronę rzeki Mtkwari, jest słynny Suchy Most – pchli targ, o którym więcej pisałem w artykułach Suchy Most w Tbilisi oraz 7 rzeczy, które musisz zrobić w Tbilisi. Krótko wspomnę więc tylko, że Suchy Most – jeden z obiektów must see w stolicy Gruzji – to plenerowy bazar z antykami, dziełami sztuki i atmosferą na wskroś sprzyjającą odkrywczemu buszowaniu.
Na Suchym Moście można wygrzebać prawdziwe perełki: obrazy gruzińskich malarzy, stare maszyny do pisania, kasety, książki, radzieckie samowary, medale i inne szpargały z dawnych lat, za których sprawą miejsce to nazywa się też „Targiem Pamięci”. Ja na Suchym Moście zaopatruję się w płyty winylowe, zebrałem już kilkaset z gruzińską klasyką, teraz na celowniku mam Ruski Rock i takie grupy, jak Akwarium, Lube i Kino.
Hotel London
Miejscem, które warto zobaczyć w pobliżu placu Orbeliani i Suchego Mostu jest także stary dom przy ul. Atoneli 31. Niegdyś mieścił się tu hotel London, zbudowany w 1875 r. Obecnie hotel już nie istnieje, a w budynku są prywatne mieszkania. Trzeba zatem liczyć na łut szczęścia – czekać aż akurat któryś z lokatorów będzie wchodził lub wychodził – żeby zajrzeć do środka. A warto, bo hotel London był pierwszym w Gruzji budynkiem wyposażonym w zasilanie energią elektryczną (ogromny żyrandol i inne stylowe lampy sprowadzono aż z Wielkiej Brytanii) oraz jednym z pierwszych tego typu obiektów noclegowych w kraju: miał 30 pokoi, własny parking, piękny hol ze schodami z włoskiego marmuru, białe pianino do dyspozycji gości, restaurację serwującą wykwintne dania kuchni gruzińskiej i obsługę mówiącą w kilku językach.
W swoich progach hotel London gościł wiele znakomitości, m.in. ojca współczesnej literatury gruzińskiej, pisarza i działacza społecznego Ilię Czawczawadzego z jego zachodnimi przyjaciółmi, kompozytora Piotra Czajkowskiego, a nawet norweskiego pisarza Knuta Hamsuna (1859–1952). O wizycie tego ostatniego, Hamsuna, laureata Nagrody Nobla z 1920 r., który opisał hotel w książce „Podróż do bajki”, wspomina pamiątkowa tablica przy wejściu. I nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby nie fakt, że Hamsun był zdeklarowanym nazistą – w 1942 r. spotkał się z Hitlerem, rok później oddał swój noblowski medal Josephowi Goebbelsowi na znak podziwu, a III Rzeszę i jej przywódców popierał do samego końca wojny w 1945 r. Za te przekonania i zdradę ojczyzny utalentowany literacko syn ubogiego wiejskiego krawca został skazany przez norweski sąd na grzywnę tak wysoką, że pozbawiła go całego majątku. Dlaczego jednak o Hamsunie w ogóle mówimy? Bo upamiętnia go nie tylko tablica na hotelu London – podobiznę literata o wątpliwych przekonaniach moralnych można też znaleźć na etykiecie narodowego przysmaku Gruzji: kefiru matsoni, co dla osób znających choć trochę historię jest cokolwiek szokujące…
Tbilisi przewodnik – Fabrika
Pora teraz zajrzeć w alternatywne rewiry Tbilisi – wszak nie sposób zwiedzać stolicy Gruzji bez zbaczania ze szlaku! Za Suchym Mostem wystarczy przekroczyć rzekę Mtkwari, aby dotrzeć do hipsterskiej dzielnicy Didube-Chugureti, gdzie mieszkałem przez prawie 4 lata. Właśnie tutaj, przy ul. Ninoszwili, znajduje się kultowa Fabrika – przestrzeń kulturalno-artystyczno-noclegowa ze świetnymi knajpami i restauracjami, barber shopem, miejscem co-workingowym, a nawet klubem Tsibakha Game dla kochających planszówki. Koncerty, spotkania z przyjaciółmi, twórczy ferment – po to się tutaj przychodzi.
W dzielnicy Didube-Chugureti można odkryć więcej: odnowioną ulicę Aghmashenebeli (urzekająca również wieczorem), winiarnię Wine Gallery przy ul. Tsinamdzgvrishvili, a także niezły street art i piękne włoskie podwórka, którym zaraz przyjrzymy się bliżej.
Włoskie podwórka
W lwiej części stolicę Gruzji zdobi rosyjska secesja z drugiej połowy XIX w. oraz XX-wieczny socrealizm, który na osobisty użytek nazywam „socklocem”. Na szczęście są też miejsca, gdzie widać wpływy perskie, tureckie, francuskie, włoskie. W całym tym radosnym bałaganie i pięknie światowych inspiracji wyróżniają się zwłaszcza olśniewające urokiem włoskie podwórka (gruz. იტალიური ეზო). Nierozerwalnie kojarzą się one z Gruzją i tradycyjną zabudową w centrum starego Tbilisi – zobaczycie je przede wszystkim w dzielnicach Sololaki, Didube-Chugureti i Mtatsminda-Krtsanisi.
Co zabawne, podwórka w europejskim stylu pojawiły się w Tbilisi jako jeden ze skutków ubocznych… okupowania Gruzji przez Imperium Rosyjskie w XIX w. Jak doszło do ich powstania? Chodziło oczywiście o ideologiczne manewry. Gruzja nigdy bowiem nie chciała się kumplować z Rosją, a przy tym utożsamiała się z wieloma wartościami europejskimi. Rosjanie doskonale zdawali sobie z tego sprawę i robili wszystko, aby tylko Gruzini zmienili kurs. Tym razem postanowili sobie zaskarbić sympatię najzamożniejszych, wysoko postawionych mieszkańców Tbilisi, odpowiadając na ich skrywane potrzeby i aspiracje. To właśnie dlatego, obok starszych dzielnic stolicy z budownictwem typowo gruzińskim, stworzyli oni tzw. dzielnice carskie, które miały być swoistym powiewem Europy w sercu Kaukazu, a przy okazji dowodem na to, że imperium cara wcale nie jest gorsze od Zachodu. I chociaż Rosja niczego nie wskórała budowlaną akcją, to czarująca architektura z tego okresu jest do dziś prawdziwą ozdobą miasta.
Dzielnice carskie cechowała modna w XIX w., kosmopolityczna architektura z wyraźną tendencją neoklasycystyczną. Fasady budynków miały zrównać wygląd Tbilisi z krajobrazem innych miast Imperium Rosyjskiego, jak również pokazywać rozmach rosyjskiego zaborcy, imponować, budzić podziw. Rzecz udała się pierwszorzędnie: secesyjne kamienice z drewna, otulone ażurowymi balkonami i drewniano-kamiennymi galeriami, pełne oszałamiających klatek schodowych z misternie zdobionymi snycerką poręczami, kręconymi, rzeźbionymi schodami, witrażami, lustrami i pięknymi żyrandolami – to architektoniczny majstersztyk!
O ile fasady budynków służyły wywoływaniu wrażenia, o tyle dziedzińcom włoskich podwórek nadano charakter mniej formalny, sprzyjający tradycyjnemu życiu Gruzinów: ich potrzebie interakcji międzyludzkich i wspólnego spędzania czasu. Wprawdzie natchnieniem dla architektury włoskich podwórek były stawiane na planie kwadratu perskie karawanseraje (hotele dla karawan), to jednak tbiliskie dziedzińce są zdecydowanie bardziej nieprzewidywalne. Obfitujące w bujną zieleń alejki prowadzą a to do zewnętrznych galerii i schodów, a to do wprost do drzwi wejściowych na parterze albo rozmaitych okazów małej architektury. Na dziedzińcach jest chociażby miejsce na fontanny, które były ozdobą nader praktyczną, bo wodę z nich wykorzystywano do gaszenia pożarów.
Na niektórych podwórkach można też natrafić na drewniane wygódki, które… funkcjonują do dziś! I to nie żart. W wielu przykładach tbiliskiego italiuri ezo – włoskiego podwórka – na wszystkich mieszkańców jest tylko jedna wspólna toaleta, widziałem to na własne oczy u moich znajomych. Zresztą, dziś włoskie podwórka to pieśń zupełnie innych dziejów. Chociaż niektóre z nich są odrestaurowane tak, że szczęka opada, to tu i ówdzie piękne zdobienia i wyrafinowane aranżacje często sąsiadują z ogromną biedą. Z drzwi domów, spod steku naklejek z ogłoszeniami, odłazi farba. Z korytarzy spozierają zardzewiałe wózki dziecięce albo połamane krzesła. Wszędzie wisi pranie. Jednocześnie nikogo nie dziwi sypiący się dom i zaparkowane obok niego Porsche Cayenne, Mercedes ML 350 czy Lexus RX 350. Cóż, takie jest Tbilisi.
W tym architektonicznym szaleństwie ciekawość budzi jeszcze jedna kwestia. Chociaż tbiliskie dziedzińce o europejskich konotacjach mogą się pochwalić nawet 200-letnią historią, to sama nazwa „włoskie podwórka” jest dużo młodsza, bo pochodzi z czasów radzieckich. Wtedy to Gruzini oglądali importowane z Włoch filmy, których akcja toczyła się w podobnym pejzażu: na otwartych balkonach i dziedzińcach na świeżym powietrzu. Widząc te zbieżności w stylu życia i budownictwa, Gruzini zaczęli dla animuszu i dowcipu nazywać swoje podwórka „włoskimi”. I to pomimo faktu, że włoskie podwórka w Tbilisi ledwie o te Włochy się otarły, bo w rzeczywistości są mocno orientalne, w zasadzie są po prostu gruzińskie.
Tak czy inaczej, perełki włoskich podwórek kuszą nieodpartym wdziękiem, a zarazem wprost wołają ciężarem swoich doświadczeń, meandrami losu, znojem przemian od czasów carskich po współczesność. Rzucają zalotne spojrzenie spod gąszczu bluszczu i winorośli, a swoje sekrety zdradzą tylko tym, którzy umkną z turystycznego szlaku, aby z rozkoszą zapuścić się w zakamarki miasta. I warto to zrobić, warto ruszyć szlakiem włoskich podwórek, bo Tbilisi nieustannie się zmienia i wkrótce część tych urokliwych dziedzińców po prostu zniknie z mapy miasta. I wcale nie mówię tego na wyrost, bo wiele zabytkowych domów i kamienic Tbilisi odchodzi teraz w niebyt. W okolicach głównej turystycznej arterii, ul. Kote Abkhazi (dawniej Leselidze), trwała niedawno rozbiórka na dużą skalę. Pod młoty, łyżki i gąsienice ciężkich koparek poszedł cały kwartał ulic. Dlatego spieszcie się oglądać włoskie podwórka, póki jeszcze są.
Nutsubidze – poradziecki brutalizm
W ramach alternatywnej wycieczki po Tbilisi można też ruszyć na zgoła inną wrażeniowo eskapadę – na osiedle Nutsubidze (Nutsubidze Plateau), gdzie czuć prawdziwie brutalistyczne, poradzieckie westchnienie. Postsowieckie blokowisko Nutsubidze wyróżniają zwłaszcza trzy budynki, które połączono na wysokości 14. piętra podniebną kładką. Można się tam dostać windą, ale żeby ruszyła, trzeba za przejazd… zapłacić kilka tetri, czyli gruzińskich groszy.
Bank Gruzji, czyli idea Space City – harmonia architektury i natury
Podobnego, a zarazem całkiem innego ducha prezentuje siedziba Banku Gruzji, zlokalizowana przy ul. Gagarini 29. Budynek w postkonstruktywistycznym stylu modernistycznym łączy cechy architektury z nurtów brutalizmu (surowość i przestrzenność formy) i strukturalizmu (połączenie elementów użytkowych, np. mieszkaniowych, z miejscami wspólnymi) oraz artystyczny suprematyzm (koncentracja na prostych figurach geometrycznych, w tym przypadku na prostokątach) z opatentowaną przez Gruzję koncepcją tzw. Space City, czyli Kosmicznego Miasta.
W idei Space City chodzi o to, aby budowla zajmowała jak najmniejszą powierzchnię na ziemi, która ma być zwrócona naturze. Przyroda, a konkretnie las, była w tym przypadku także inspiracją dla wybitnie przestrzennej, ekspresyjnej bryły 18-piętrowego obiektu: jego pionowe elementy mają przypominać pnie drzew, z kolei poziome – symbolizować ich korony, z gałęziami i liśćmi. Między nimi zachowana jest zaś przestrzeń dla istot żywych, które z owym architektonicznym lasem tworzą harmonijny świat.
Monumentalny projekt z 1975 r. autorstwa dwóch gruzińskich architektów: George’a Chakhava i Zuraba Jalaghania, nawiązuje do modernistycznej architektury Le Corbusiera, a przede wszystkim do pomysłów rosyjskich konstruktywistów z lat 20. XX w., takich jak El Lissitzky, jak również do nurtu japońskiego metabolizmu. To z pewnością jeden z najbardziej niezwykłych i często fotografowanych budynków w Tbilisi. W 1980 r. został uhonorowany Nagrodą Rady Ministrów ZSRR, był gwiazdą radzieckiej architektury i do dziś jest uznawany za architektoniczne arcydzieło, które gazeta „New York Times” nazwała „nieoczekiwanym odkryciem dla Zachodu, które obaliło wiele standardowych stereotypów dotyczących architektury późnego Związku Radzieckiego”. Dawniej w budynku znajdowała się siedziba Ministerstwa Dróg, od 2007 r. rezyduje tu Bank Gruzji.
Metro w Tbilisi
Nie każdy wie, że Tbilisi można również zwiedzać podziemnym – i częściowo naziemnym – szlakiem stacji metra. Tbiliskie metro pochodzi w znacznej mierze z 1966 r. i ma zdecydowanie radziecki sznyt. W Rosji, jak i we wszystkich dawnych republikach ZSRR, metro musiało być budowane w każdym mieście powyżej 1 mln mieszkańców i na wypadek wojny miało służyć jako schron. To dlatego również w Tbilisi niektóre stacje są tak głęboko pod ziemią, że zjazd trwa 2 minuty!
Z uwagi na to, że w stolicy Gruzji wiele stacji drążono w litej skale albo pod nią, a w okolicy są liczne siarkowe źródła, na przystankach czuć nieprzyjemny zapach. Ale wszystko to nadaje tbiliskiemu metru klimat genialny na oryginalną wyprawę, również tę śladami słynnych książek, filmów i gier komputerowych. Z uwagi na to, że w stolicy Gruzji wiele stacji drążono w litej skale albo pod nią, a w okolicy są liczne siarkowe źródła, na przystankach czuć nieprzyjemny zapach. Ale wszystko to nadaje tbiliskiemu metru klimat genialny na oryginalną wyprawę, również tę śladami słynnych książek, filmów i gier komputerowych. Pewnego dnia zrobiłem fantastyczną wycieczkę po stacjach metra w Gruzji z audiobookiem „Metro 2033” (bestseller autorstwa rosyjskiego dziennikarza i pisarza Dmitrija Głuchowskiego opowiada o czasach po wojnie nuklearnej; akcja powieści toczy się na stacjach metra w Moskwie). Polecam to doświadczenie również wam!
Mtacminda – najwyższe miejsce w Tbilisi
Byliśmy pod ziemią, to teraz rzut oka na Tbilisi z góry – a konkretnie góry Mtacminda, która jest najwyższym punktem w mieście i mierzy 1416 m n.p.m. Widok stąd jest olśniewający i bezcenny, widać wszystko jak na dłoni. Na Mtacmindę można wjechać kolejką szynową, kursującą na tej trasie od początku XX w. Niech was to oczywiście nie zmyli – kolejka jest bardzo nowoczesna. Ryszard Kapuściński w książce „Kirgiz schodzi z konia” z 1968 r. pisał, że wjazd na Mtacmindę to tak, jakby z ul. Marszałkowskiej w Warszawie dostać się prosto na Gubałówkę. Na szczycie tbiliskiej góry znajdują się park rozrywki, wieża telewizyjna Funicular, a także dwie restauracje – jedna oferuje znakomite wypieki (np. słynne ponchiki z kremem), a druga kuchnię gruzińską.
Panteon Pisarzy i Osób Publicznych na górze Mtacminda
Trasa kolejki na górę Mtacminda ma trzy stacje: dolną, środkową i górną. W okolicy stacji środkowej mieści się najważniejszy cmentarz w Tbilisi. W Panteonie Pisarzy i Osób Publicznych (XIX–XX w.) pochowani są bohaterowie historii i kultury Gruzji, m.in. Ilia Czawczawadze – prozaik, wybitny intelektualista i jeden z ojców współczesnej myśli politycznej Gruzji, rosyjski poeta Aleksander Gribojedow ze swoją gruzińską żoną Nino Czawczawadze, poeci Akaki Tsereteli, Galaktion Tabidze, Giorgi Leonidze i Vazha Pshavela (Luka Razikaszwili), malarz Lado Gudiaszwili, pisarka z mojej gruzińskiej rodziny Anastasia Tumaniszwili-Tsereteli, wybitny dyrektor teatralny Kote Marjaniszwili, gruziński bohater narodowy i polityk Merab Kostava, Zwiad Gamsachurdia – pierwszy prezydent po upadku ZSSR, czy Jekaterina Dżugaszwili, matka urodzonego w gruzińskim Gori Józefa Stalina. W 2016 r. w lewym rogu cmentarza postawiono także symboliczny nagrobek dla malarza prymitywisty Niko Pirosmanaszwilego.
Didube Panteon
Panteon na górze Mtacminda to nie jedyna warta uwagi nekropolia w Tbilisi. W centrum miasta, na prawym brzegu Mtkwari, znajduje się Panteon Didube, gdzie pochowano najsłynniejszych, najbardziej zasłużonych dla Gruzji pisarzy, artystów, naukowców i działaczy politycznych. Należeli do nich m.in. malarz i rzeźbiarz Elgudża Amaszukeli, pisarz Aleksander Kazbegi, malarz Aleksander Bendzeladze, rzeźbiarka i graficzka Tamar Abakelia, pisarz i poeta Grigol Abaszidze, reżyser filmowy Rewaz Czcheidze, aktorka filmowa i teatralna Sofiko Cziaureli, kompozytor Bidzina Kwernadze. Co ciekawe, w tym zacnym gronie znalazł się także Dżaba Ioseliani – gruziński wicepremier, orientalista, teatrolog i… kryminalista, którego działalność to gotowy materiał na rasowy thriller.
Nekropolia Kukijska
Poszukiwacze polskich śladów w Tbilisi mogą z kolei zajrzeć na cmentarz Kukijski na wzgórzu Machata, po wschodniej stronie miasta. Kukia nie bez powodu zwana jest „polskim wzgórzem”. Prócz Gruzinów i osób innych narodowości pochowano tu bowiem ok. 90 Polaków, którzy zostali zesłani na Kaukaz po powstaniu listopadowym lub trafili do Gruzji z innych powodów. Wśród nich są m.in. Dagny Przybyszewska (żona poety Stanisława Przybyszewskiego, która podczas podróży do Gruzji mieszkała zaledwie 50 m od hotelu London), Maksymilian Orłowski (budowniczy i pierwszy proboszcz pobliskiego kościoła katolickiego św. Piotra i Pawła) oraz inżynierowie Klemens Ruciewicz, Józef Arkadiusz Szmidecki i Bronisław Stebelski.
Wędrując alejkami Kukii, która w starszej części przypomina raczej park zarośli, warto zwrócić uwagę na kamienne, ozdobione płaskorzeźbami stele. Zdradzają one, kogo tu pochowano, a nawet, jaki ta osoba miała status społeczny. Są więc Gruzini w tradycyjnych czochach i owczych czapach papacha oraz Gruzinki w długich sukniach i tradycyjnych nakryciach głowy zwanych chikhtikopi. Tuż obok natrafimy na modnie ufryzowane damy z bogatą biżuterią, które całym swym jestestwem czerpały z europejskich trendów. Tak więc przechadzka po cmentarzu może obfitować w kulturowe odkrycia, których echo do dziś pobrzmiewa wśród zróżnicowanego tbiliskiego społeczeństwa.
Jeziora w Tbilisi – wypoczynek z atrakcjami
Po tych wrażeniach przyda się odrobina relaksu na łonie przyrody. Oczkiem w głowie Gruzinów, kochających dobrą zabawę, biesiadowanie i wypoczynek na świeżym powietrzu, są trzy miejskie akweny: jezioro Żółwie (Kus Tba), jezioro Lisi oraz sztuczny rezerwuar Tbilisi, zwany tbiliskim morzem.
Jezioro Żółwie, leżące na północnym zboczu góry Mtacminda i w pobliżu parku Wake, nazwano tak z powodu żyjących tu skorupiastych gadów. Nad jeziorem jest piękna plaża oraz kompleks sportowo-rekreacyjny, kulturalny i gastronomiczny: plac zabaw dla dzieci, stadion piłkarski, restauracje, kawiarnie i scena pontonowa, na której odbywają się w sezonie różne imprezy. Nad jezioro można dotrzeć kolejką linową. Po drodze warto zatrzymać się w parku etnograficznym, gdzie zgromadzono wiele przykładów gruzińskiej architektury, w tym przeniesioną cegła po cegle średniowieczną wieżę obronną z górskiego regionu Swanetii.
Jezioro Lisi leży trochę dalej od centrum miasta, dojazd tu zajmuje nawet pół godziny. Ale warto się poświęcić, bo Lisi jest bardzo urokliwe. Dookoła jeziora biegnie deptak ze ścieżką rowerową. Można tu także skorzystać z łaźni siarkowej, źródła termalnego, obiektów sportowych, napowietrznej siłowni, placu zabaw. W sezonie letnim działają też różne knajpki. Amatorzy fauny mogą nad jeziorem Lisi zaobserwować egzotyczne ptaki, zające, lisy i żółwie. Warto nacieszyć się spokojem tego miejsca – tym bardziej, że miasto planuje tu nową inwestycję: Green Lisi Town, które połączy funkcje mieszkalne, rekreacyjne, edukacyjne i religijne z przestrzenią biurową dla artystów i architektów.
Największym akwenem miasta jest natomiast tbiliskie morze. Jest to sztuczny zbiornik zalewowy, stworzony po to, żeby na wypadek awarii samoloty mogły lądować na wodzie, niedaleko od lotniska. Rezerwuar Tbilisi jest prawdziwym rajem w sezonie letnim. Wtedy na jeziorze odbywają się często regaty jachtowe i inne wydarzenia sportowe. Poza klubem żeglarskim, wodnym parkiem Gino Paradise, centrum odnowy biologicznej, paroma knajpkami i dopiero planowanym parkiem rekreacyjnym okolice jeziora są jednak nadal dość dzikie – ja szczególnie polecam uwadze malutki, urokliwy odcinek kamienistej plaży.
Chronicles of Georgia
Na północnym krańcu tbiliskiego morza znajdziecie jeszcze jedną lokalną ciekawostkę. To pomnik Chronicles of Georgia (Kroniki Gruzji), który na pierwszy rzut oka wygląda niczym tbiliskie Stonehenge. Monumentalny posąg historii Gruzji, budowany przez słynnego gruzińskiego rzeźbiarza Zuraba Tsereteli – powstał w 1985 r. i nigdy nie został ukończony. Aby go zobaczyć – a więc i dotrzeć nad rezerwuar Tbilisi – trzeba najpierw dojechać metrem do stacji Sarajishvili i stąd ruszyć dalej marszrutką albo taksówką.
Tbilisi przewodnik – Perełki gruzińskich meandrów
Oszałamiające zabytki i porywające atrakcje. Piękno natury, drzewa, parki, skwery, woda. Burzliwe historie i nieustanna afirmacja życia. Wieczne wyjątki od reguły, swoisty eklektyzm, w którym wszystko trzyma się sposobem znanym wyłącznie Gruzinom – to klucz do zrozumienia kaukaskiej duszy. Kto w Gruzji był, na pewno potwierdzi.
Muszę przyznać, że między innymi za sprawą tego gruzińskiego misz-maszu Tbilisi jest miejscem, które kocham najbardziej na świecie. Uwielbiam tutaj mieszkać i patrzeć, jak miasto zmienia się zgodnie z cyklami przyrody. Mam swoje szlagierowe sklepy, kawiarnie, ulubionego fryzjera, warzywniak, miejsca na spacery i treningi na świeżym powietrzu, choćby w parku Wake. Chętnie wracam do Tbilisi, z interioru i z Polski. Pierwszy raz zwiedzałem miasto w 2007 r., intensywnie przyjeżdżałem tu w późniejszych latach, na stałe zamieszkałem w stolicy Gruzji w 2014 r. I tak jak to wszędzie na świecie bywa: tam, gdzie mieszkamy, zwykle poruszamy się ściśle określoną, codzienną trasą z domu do szkoły, z domu do pracy, z rzadka mamy czas, aby zboczyć na chwilę z utartej ścieżki, zobaczyć coś nowego, zachwycającego. Mi i mojej żonie Sophy udało się to na przełomie kwietnia i maja 2020 r., kiedy świat zwariował. Przechadzaliśmy się po zaułkach naszej dzielnicy Didube-Chugureti, czując się jak turyści, którzy są gdzieś pierwszy raz. Świetne doświadczenie, odkryliśmy kapitalne tbiliskie perełki, o których muszę kiedyś koniecznie opowiedzieć!
Zresztą całe Tbilisi obfituje tak w znane zabytki, jak i ukryte gdzieniegdzie niespodzianki. Ciekawie jest podróżować choćby trasą nowej sztuki ulicznej, rozsianej po całym centrum, w zaułkach i pod mostami. Do tego należy dodać nocne życie skupione w restauracjach, gdzie przy narodowej kuchni można posłuchać ludowej muzyki i zobaczyć pokazy tańców, a także w czynnych całą dobę klubach i dyskotekach z karaoke, koncertami i wieloma innymi atrakcjami dla duszy i ciała. Stolica Gruzji ma swoje liczne tajemnice, którymi chętnie się podzieli – takie właśnie jest Tbilisi.
Tbilisi przewodnik – informacje praktyczne
Zanim ruszycie przed siebie, zerknijcie na informator tbiliski, w którym podaję praktyczne wskazówki dla podróżnych i zwiedzających Tbilisi. Z informatora dowiecie się, gdzie w Tbilisi zjeść i skosztować gruzińskie wino, gdzie spać, gdzie się zabawić, jak do Tbilisi dolecieć, kiedy warto tu przyjechać, jak poruszać się po mieście różnymi środkami transportu, czy w Tbilisi jest bezpiecznie, czy miasto nadaje się na wycieczkę z dzieckiem oraz jak poprawnie wymawiać nazwę stolicy Gruzji.
Gdzie zjeść w Tbilisi – polecane restauracje i wine bary
Na początek rozprawmy się z pewnym mitem dotyczącym jedzenia: w Tbilisi na niemal każdym kroku traficie na genialne restauracje. Nie zawsze musicie się sugerować przewodnikami czy książkami, aby mieć pewność, że dobrze zjecie.
Co jakiś czas publikacje znanych osób wywołują chwilową modę na jakiś lokal. Tak było chociażby z restauracją Racza w centrum, którą – jako najlepszą w całym Tbilisi – zachwalał w swojej książce Marcin Meller. To ja wam powiem, że takich knajp jest w Tbilisi milion. Małe restauracje z typową gruzińską kuchnią znajdziecie w każdej dzielnicy, na każdej ulicy. Nie przeceniałbym zatem tej Raczy, nawet jeżeli ta restauracja z krzywą podłogą i wiecznym niedoborem potraw i napojów istnieje w tym miejscu od stu lat. Myślę, że zamiast tego warto poszukać czegoś ciekawszego, a nie powielać to, co zostało setki razy napisane i gdzie bez namysłu walą wszyscy turyści z Polski.
Poza tym, co powinni wiedzieć zwłaszcza smakosze, nie ma wycieczki do Gruzji, nie ma zwiedzania Tbilisi bez odwiedzenia wielu różnych restauracji, spróbowania tamtejszych tradycyjnych i bardziej nowoczesnych potraw (co konkretnie wrzucić na ząb, dowiecie się z moich wpisów kulinarnych), win, piw, deserów. Wystarczy porcja chinkali, chaczapuri, rozmaitych mięs, warzyw i przystawek na stół, dla chętnych trochę gruzińskiego wina, winogronowej wódki czaczy albo lokalnej lemoniady i można ucztować!
Jeżeli jednak nie chcecie szukać opcji na jedzenie w Tbilisi w ciemno, oto namiary na kilka restauracji, które osobiście znam, sprawdziłem, cenię, w których sam jem i do których zabieram moich turystów. Kolejność lokali przypadkowa.
Khinklis Sakhli
Wizyta w całodobowej restauracji Khinklis Sakhli, czyli Domu Chinkali, będzie doskonałym zwieńczeniem zwiedzania alei Rustawelego. Restauracja ta znajduje się nieopodal placu Rewolucji Róż, przy hotelu Radisson Iveria. W Domu Chinkali, jak sama nazwa wskazuje, serwuje się słynne gruzińskie pierogi w kształcie sakiewek. Najpopularniejsza wersja chinkali jest z mięsnym farszem i bulionem, który należy wypić, a raczej wysiorbać przed zjedzeniem. W menu znajdziecie też chinkali z serem, ziemniakami czy innymi jarskimi ingrediencjami. Przy okazji rzućcie okiem na rodzinny przepis mojej żony Sophy na gruzińskie chinkali.
Hinkali Factory
Inną propozycją dla smakoszy chinkali jest nowa sieciowa restauracja Hinkali Factory przy placu Orbeliani (ul. Pkhovi 2). W menu znajdziecie również gruzińskie zupy, sałatki, ryby, mięsa, przystawki, desery, a także czebureki charakterystyczne dla kuchni słowiańskiej. Hinkali Factory mogę polecić za dobrą jakość, atrakcyjne ceny i ciekawie podane potrawy. Od dawna chciałem tam się wybrać i w końcu zostałem stałym klientem z powodu czekoladowych chinkali z wiśnią. 🙂
Mravaljamieri
Mravaljamieri to jedna z najpopularniejszych w Tbilisi restauracji, gdzie prócz pysznego jedzenia czekają pokazy gruzińskich tańców i muzyki na żywo. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że do Mravaljamieri przychodzą tylko turyści, ale nie: chętnie zaglądają tu całymi rodzinami również mieszkańcy Tbilisi. Również dlatego, że Mravaljamieri ma odpowiednie warunki do organizacji wesel, urodzin, spotkań absolwentów i innych uroczystości. Przy długich stołach może spokojnie zasiąść 50–70 osób. Tłok? Wcale go nie czuć, tym bardziej, że atmosferę podkręca doskonały pokaz artystyczny.
Shavi Lomi
Restauracja Shavi Lomi, czyli Czarny Lew, to miejscówka poza strefą turystyczną. W zamyśle miała miejscem tylko dla lokalnych mieszkańców, ale stała się niesamowicie popularna również wśród przyjezdnych, choć nadal nie każdy o niej słyszał. Shavi Lomi znajduje się w dzielnicy Didube-Chugureti – mieszkałem dosłownie 3 min. drogi od niej, więc często w niej bywałem i zapewniam, że karmią smacznie. Zjecie tu gruzińską klasykę, ale też kuchnię nowoczesną, mięso, ryby, warzywa w różnych postaciach, coś dla siebie znajdą też wegetarianie.
Gdy już jesteśmy w tym temacie, pamiętajcie, że Gruzja jest w większości mięsożerna. O ile wegetarianie, jedzący nabiał, odkryją tu dla siebie sporo propozycji, o tyle weganie i inni na bardziej restrykcyjnych dietach mogą mieć kulinarnie pod górkę. Sami jednak wtedy wiecie, czego potrzebujecie i na pewno w Tbilisi znajdziecie dla siebie odpowiednie menu. Wracając do Shavi Lomi – można tu ze starówki dojechać taksówką. W okolicy, na pięknie odnowionej, doskonałej na spacer alei Agmaszenebeli, znajdziecie też dużo innych dobrych restauracji, wine barów i kafejek.
Fabrika
Jednym z ciekawszych miejsc w dzielnicy Didube-Chugureti jest wspomniana już wcześniej Fabrika – artystyczne centrum miasta. W dawnej szwalni i fabryce urządzono klimatyczną przestrzeń z hostelem, biurami oraz kilkoma fajnymi kawiarniami i restauracjami, niekoniecznie z kuchnią gruzińską.
Chveni
W dzielnicy Didube-Chugureti możecie też zajrzeć do restauracji Chveni. To koncept, który połączył w jednym urokliwym, kolorowym i przytulnym miejscu, niedaleko odnowionej alei Agmaszenebeli, trzech szefów kuchni i trzy pomysły. Guram Bagdoshvili, Pedro Carvalio i Irina Khomasuridze znaleźli stary dom z podwórzem w tbiliskim stylu, zrobili remont i nadali całości ciekawy design. Ich kuchnia łączy cechy gruzińskie i europejskie. Ulubione dania mojej żony i moje to sałatka z fetą i arbuzem, mescheckie chaczapuri oraz owocowe kompoty. Zjecie tu też chinkali, klasyczne chaczapuri, rybkę, drób, cielęcinę, rozmaite zupy (spróbujcie zupy z kolendry albo charczo), inne sałatki oraz przystawki, których jest tu naprawdę ciekawy wybór: pchali, kulki mięsne, dyniowe, kukurydziano-serowe (elarji). Uwielbiamy tam przychodzić i sądzę, że również wam miejsce to przypadnie do gustu!
Dezerter Bazaar
Jeżeli macie czas, można skoczyć na Dezerter Bazaar, czyli największy targ w Tbilisi (liczy 2000 m2 powierzchni). To świetna okazja, aby zdegustować lokalny street food. Jako że na Dezerter Bazaar przyjeżdżają ludzie z całego kraju, można zasmakować kulinarnych rozmaitości. Na bazarze znajdziecie nie tylko gotowe jedzenie uliczne, niekiedy dość egzotyczne, ale też oczywiście słynne gruzińskie sery, soczyste owoce i warzywa oraz mydło i powidło. A skąd w ogóle nazwa Dezerter Bazaar? Nieprzypadkowo kojarzy się ona z wojskiem: w latach 20. XX w. w miejscu dzisiejszego bazaru zatrzymywali się żołnierze uciekający z frontu wojny rosyjsko-gruzińskiej, aby rozładować sprzęt i broń. A ponieważ uciekali – czyli dezerterowali – to nazwa na stałe przylgnęła do tej części miasta i działającego tu targu.
Maczachela Samikitno oraz Taglaura
Machakhela Samikitno oraz Taglaura to z kolei restauracje sieciowe z klasykami gruzińskiej kuchni: chinkali, chaczapuri, kubdari, kababi, zupą lobio i innymi przysmakami. Aranżacja i obsługa są tu nieco przaśne, ale menu w sam raz, żeby szybko i tanio wrzucić coś na ząb.
Winiarnie w Tbilisi – gdzie skosztować gruzińskie wino?
Będąc w rejonach kulinarnych, nie można nie wspomnieć o kaukaskim napoju bogów: winie. Gruzińska tradycja winiarska liczy 8 tys. lat, jest unikalna w skali światowej i została wpisana na listę UNESCO. Oznacza to tylko tyle, że będąc w Gruzji, trzeba, a przynajmniej wypada spróbować lokalne wina białe i czerwone.
Dla mnie osobiście temat wina – zwłaszcza gruzińskiego – jest szalenie pasjonujący. Założyłem własną markę win Nodari Wine, jestem certyfikowanym znawcą win i ich wielkim entuzjastą, regularnie bywam na branżowych imprezach i przemierzam całą Gruzję, aby odkrywać dla was winiarskie perełki – robione naturalnie i zgodnie z tradycją organiczne wina znakomitych selekcji, w których możecie się zmysłowo zatracić do ostatniej kropli. Kilka ciekawych wine barów mogę polecić również w Tbilisi.
Winiarski szlak w stolicy Gruzji może was zaprowadzić do takich lokali, jak: g.Vino, Ghvino Underground, Sulico Wine Bar, Dadi Wine Bar, Wine Gallery, Polyphonia czy np. 8000 Vintages, Living Vino albo Fabryka Wina nr 1 (nowoczesna, modna winiarnia, niedawno uruchomiona w miejscu, które zasługiwało na drugie życie; są tu też godne uwagi knajpy).
Wszystko to są naprawdę świetne wine bary z wyśmienitą kuchnią. Warto wiedzieć, że w najlepszych gruzińskich barach winnych można spotkać dobrze przygotowanych, wykwalifikowanych sommelierów, którzy naprawdę znają się na winie, nie tylko gruzińskim. W tych miejscach, ze wsparciem sommeliera czy bez, można się wybrać w fenomenalną podróż z każdym kieliszkiem wina, dowiedzieć się przy okazji czegoś nowego o kuchni gruzińskiej, o myśli gruzińskiej, historii Gruzji i tradycji lokalnego winiarstwa.
Imprezy w Tbilisi – gdzie się zabawić?
Poza turystycznym szlakiem można w Gruzji dać się ponieść nocnemu życiu. Gdzie? W Tbilisi działa wiele popularnych klubów z muzyką różnych gatunków. Jest Galeria, klub Khidi i wiele, wiele innych miejsc, coraz bardziej hipsterskich, w których można spróbować kuchni europejskiej czy amerykańskiej, napić się gruzińskiego wina i potańczyć do muzyki, za której sprawą bioderko idzie w prawo, a ręka w lewo.
Jeżeli macie ochotę na totalnie zakręconą imprezę, mogę też zasugerować słynny klub Bassiani – mekkę tbiliskiego techno underground’owego. O Bassiani wiem – co zabawne – nie dlatego, że mieszkam w Tbilisi na co dzień, ale od… znajomych z Polski, którzy fascynują się tą minimalistyczną, niszową sceną techno ze świata. I nagle okazuje się, że nowym Berlinem w świecie elektronicznej muzyki tanecznej jest Tbilisi. Brawo! Co prawda mnie muzyka techno nie kręci, ale jeżeli wy szukacie podziemia, gdzie ten gatunek dalej żyje i ma się dobrze – wiecie teraz, dokąd iść.
Z drugiej strony barykady mamy kluby z cięższym brzmieniem, ale trudno podać konkretne nazwy miejsc, do których moglibyście pójść, bo część lokali nie przetrwała pandemii (należał do nich m.in. nieodżałowany Creator Bar). Warto wiedzieć, że w Gruzji w latach 80. i 90. scena rockowa tętniła życiem, choć gnębiona przez radziecką cenzurę. Powstało wtedy wiele świetnych kapel. Mi przez lata udało się uczestniczyć w Tbilisi w kilku znakomitych koncertach rockowych i metalowych – szkoda, że większość klubów, do których chodziłem już nie istnieje…
Ciekawą opcją dla szukających polskich śladów w Gruzji jest z kolei słynny pub Warszawa w centrum Tbilisi. To w zasadzie pijalnia wódki – serwują m.in. wódkę, gruzińską czaczę i czaczaczello, czyli czaczę z sokiem z limonki, a także przekąski na drugą nóżkę. Na miejscu działa też polska biblioteka z wolumenem kilkudziesięciu tytułów do wypożyczenia (moi turyści i ja również przekazaliśmy kilka swoich książek do tutejszej kolekcji). Pub Warszawa to niewielka sala z wystrojem à la PRL – z racji braku miejsca wpada się tu na shota i bawi na stojąco. Bar prowadzi niezawodna Ania.
Podobnych klubów i knajp znajdziecie w Tbilisi więcej. Przy tej okazji muszę jednak przestrzec: w Gruzji część ludzi, zwłaszcza młodzieży, boryka się z problemami alkoholowymi i narkotykowymi, dlatego do niektórych lokali po prostu się nie wchodzi, bo po co ryzykować.
Transport w Tbilisi
Większość z opisanych przeze mnie „top 10 miejsc, które trzeba zobaczyć w Tbilisi” znajduje się w rejonie ścisłej starówki, w okolicy twierdzy Narikala. Do pozostałych atrakcji można bez problemu dojechać metrem (dwie linie), autobusem, marszrutką albo taksówką.
Tbilisi jest doskonale skomunikowane i pod tym względem również stosunkowo przyjazne obcokrajowcom. W metrze i na przystankach autobusowych nazwy stacji są po angielsku i gruzińsku (elektroniczne tablice wyświetlają naprzemiennie komunikaty w obu językach), ale już w samych środkach transportu wszystkie ulice są opisane tylko po gruzińsku. W marszrutkach nazwy miejsc docelowych są wypisane na plastikowych tabliczkach tylko w języku gruzińskim. Warto więc poznać gruziński alfabet, przynajmniej kilka liter, żeby móc skojarzyć, co i dokąd jedzie.
Aby poruszać się po Tbilisi metrem i autobusami, można kupić jednorazowy bilet (kosztuje on ok. 50 tetri). Najlepiej jednak zaopatrzyć się (np. na stacji metra) w magnetyczną kartę pre-paid, na której może podróżować cała grupa i która kosztuje ok. 2 GEL (w przeliczeniu to ok. 3 zł, bo 1 lari to ok. 1,50 zł). Po zakupie kartę pre-paid trzeba doładować w kasie lub w którymś z licznych payboxów – to automaty, gdzie można płacić rachunki, mandaty, doładowywać telefon i karty na komunikację miejską, a także dokonywać wpłat na konto bankowe, jeżeli dany paybox jest połączony z usługami bankami; genialna sprawa, bardzo ułatwia życie).
W metrze opłata z karty schodzi przy przechodzeniu przez bramkę, gdzie trzeba tę kartę odbić. W autobusie kartę należy przyłożyć do kasownika, który drukuje na potwierdzenie papierowy bilet. Pilnujcie go, bo kontrole w autobusach są na porządku dziennym – choć kary za brak biletu są niewielkie i wynoszą, o ile dobrze pamiętam, 5 lari.
Tej samej karty pre-paid użyjecie, aby wjechać kolejką linową do twierdzy Narikala i pod pomnik Matki Gruzji. Natomiast, żeby dostać się do parku rozrywki na górze Mtacminda, należy kupić osobną kartę. Obie te karty należy zwrócić przy wyjeździe z Gruzji, ale jeżeli o tym zapomnicie, nie stresujcie się, będziecie mieli ciekawą pamiątkę z wycieczki do Gruzji. Za przejazdy autobusami i wstęp do twierdzy Narikala można też zapłacić gruzińską kartą płatniczą – ale karty bankomatowe obcokrajowców już nie zadziałają.
Po Tbilisi można też śmiało jeździć taksówkami, które są w całej Gruzji bardzo tanie. Najlepiej zamawiać taksówkę przez aplikację na smartfon (Maxim, Yandex, Bolt) – dzięki temu od razu wiadomo, ile zapłacicie za kurs i że cena jest taka sama dla przyjezdnych, jak i mieszkańców Tbilisi. Natomiast wsiadając do taksówki złapanej na mieście, należy się liczyć z tym, jak to bywa na całym świecie, że cena za przejazd będzie dużo wyższa, a turysta niemal zawsze zapłaci więcej niż lokals.
Jak dolecieć do Tbilisi?
Loty do Tbilisi oferują zarówno standardowe, jak i tanie linie. Z Warszawy do Tbilisi latają linie LOT oraz Ukraine Airlines z przesiadką w Kijowie (Boryspol). Loty do Tbilisi z europejskich miast uruchomił także Ryanair – kilka odbyło się nawet przed pandemią, potem ze względu na nią rejsy wstrzymano. Ponadto do Tbilisi można dolecieć z innych miast Europy i Azji, liniami Lufthansa, Air Baltic, Aegean, Pegasus, Qatar Airways, Air Arabia, Georgian Airways, Aeroflot, Air France, Belavia, SCAT i Turkish Airlines.
Jak dojechać z Tbilisi do Batumi, Kutaisi, Sighnaghi, Erywania, Baku?
Tbilisi jest świetnie skomunikowanie z większymi i mniejszymi miejscowościami w Gruzji, a także ze stolicami innych państw na Kaukazie. Do wybranych lokalizacji dojazd jest możliwy kilkoma różnymi środkami transportu:
- dojazd z Tbilisi do Batumi – z Tbilisi nad Morze Czarne, do Kobuleti i Batumi, najwygodniej i relatywnie najszybciej dojechać pociągiem (w Tbilisi rusza z dworca kolejowego przy stacji metra Station Square, a w Batumi zatrzymuje się nieopodal portu morskiego), do wyboru macie też autobus (w Tbilisi z przystanku przy ul. Wachtanga Gorgasali), marszrutki i taksówki albo w wersji mniej budżetowej – samolot (ok. 1 godz. lotu);
- dojazd z Tbilisi do Kutaisi – do wyboru macie autokary linii Omnibus i Georgian Bus (ten drugi zatrzymuje się w Tbilisi przy pl. Wolności), pociąg (w Tbilisi rusza z dworca kolejowego przy stacji metra Station Square) albo marszrutki (z dworca autobusowego Didube, obok stacji metra Didube);
- dojazd z Tbilisi do Sighnaghi – do wyboru są marszrutki i taksówki (w Tbilisi ruszają z dworca autobusowego przy stacji metra Isani, po drugiej stronie miasta względem stacji Didube);
- dojazd z Tbilisi do Erywania – z Tbilisi do stolicy Armenii dotrzecie samolotem (ok. 45 min. lotu), pociągiem (z dworca przy stacji metra Station Square) lub marszrutką albo taksówką (w Tbilisi ruszają one z dworca autobusowego Ortachala);
- dojazd z Tbilisi do Baku – z Tbilisi do stolicy Azerbejdżanu dotrzecie samolotem (ok. 45 min. lotu) lub pociągiem (w Tbilisi rusza z dworca kolejowego przy stacji metra Station Square).
W marszrutkach za przejazd płaci się bezpośrednio u kierowcy, a trasa przejazdu (miejsce docelowe) jest napisane na tabliczce zwykle tylko w języku gruzińskim (poznajcie choć trochę gruziński alfabet, żeby się rozeznać, co i dokąd jedzie).
Pamiętajcie, że na dworcach, przy których stają marszrutki i taksówki, nie brakuje naganiaczy. Upychają oni jak najwięcej ludzi do busików i taksówek, i zanim się obejrzymy, nasze walizki są już w aucie, naganiacz zgarnia prowizję, a pojazd pędzi przed siebie. Zachowajcie ostrożność i nie dajcie się wcisnąć byle gdzie bez rozważenia różnych opcji transportu: najważniejsze, żeby wasza podróż z Tbilisi była bezpieczna i przystępna cenowo.
Zwróćcie uwagę na jeszcze jedną kwestię: dworzec autobusowy Didube w Tbilisi nie przypomina dworców autobusowych z zatoczkami, peronami i ławkami, jakie znamy z Polski, jest to po prostu ogromne skupisko busików, taksówek i sklepików przy jednej z głównych ulic miasta. Z Didube pojedziecie do wszystkich rejonów i miejscowości położonych na północ, zachód i południowy zachód od Tbilisi.
Gdzie spać w Tbilisi? – polecane noclegi
Noclegi w Tbilisi to sprawa banalnie łatwa w organizacji, bo w całym mieście znajdziecie wiele hoteli i hosteli o zróżnicowanym standardzie i cenach, w dowolnej lokalizacji. Od siebie mogę polecić kilka obiektów: Apartament Sololaki – nasz rewelacyjny 2-pokojowy apartament przy ul. Tumanyana, na tbiliskiej starówce. Apartament Avlabari – nasze przytulne mieszkanie typu studio przy ul. Ketevan Tsamebuli. Irina Guesthouse – legendarny i bardzo popularny wśród Polaków guesthouse przy ul. Ninoshvili. Fabrika Hostel – designerski hostel na terenie kompleksu Fabrika. City Hotel – butikowy i świeżo wyremontowany hotel przy kościele katolickim na tbiliskiej starówce. Lighthouse Hotel – przytulny hotel w pobliżu cerkwi Cminda Sameba, z którego korzystałem dla moich grup. Moxy by Marriott Hotel – butikowy hotel przy placu Saarbrücken, obok fantastycznej restauracji Puri Guliani. Kisi Hotel – butikowy, ekskluzywny hotel w sercu tbiliskiej starówki.
Pogoda w Tbilisi – kiedy jechać?
Słoneczne dni są w Gruzji od maja do października. Latem upały sięgają nawet ok. 40°C. W lipcu i sierpniu zdarzają się też nocne burze z piorunami przeszywającymi niebo. Kto nie przepada za skwarem, może jechać na wycieczkę do Gruzji przed albo poza sezonem, czyli wiosną lub jesienią. O każdej porze roku perła Kaukazu zachwyca pięknem przyrody – zmiennej, bo w Gruzji występują cztery pory roku.
Czy w Tbilisi jest bezpiecznie?
Gruzja to kraj stosunkowo spokojny i bezpieczny. Podróżować bez obaw możecie zwłaszcza po Tbilisi, nowoczesnej metropolii, gdzie zagraniczni turyści od lat nikogo nie dziwią. Mimo to – jak wszędzie indziej – zachowajcie zdrowy rozsądek i zwracajcie uwagę na lokalne obyczaje. Myślę, że bezpieczeństwo w Tbilisi zależy w dużej mierze od waszego zachowania i waszych wyborów. Uwzględnijcie zatem kwestie warunków drogowych (więcej w tekście 5 porad, jak poruszać się po Gruzji), paradowania z drogim sprzętem elektronicznym i pieniędzmi, stosownego ubioru, relacji damsko-męskich, publicznego palenia papierosów przez kobiety i samotnych podróży kobiet, które w Gruzji muszą na siebie szczególnie uważać. Wszystkie te sprawy dokładnie i z przykładami wziętymi z życia omawiam w poradniku Gruzja – informacje praktyczne. Koniecznie zapoznajcie się z nim przed przyjazdem, aby uniknąć nieprzyjemności. Nie chcę was oczywiście straszyć – chcę was uczulić na to, że w Gruzji trzeba brać poprawkę na masę niuansów, które nawet nie przyszłyby wam do głowy w Polsce czy na zachodzie Europy.
Tbilisi z dzieckiem
Gruzja to kraj, który nie zawsze i nie w każdym przypadku nadaje się na wycieczkę z dzieckiem. Problemem są np. chodniki, które nawet w miastach nie są gdzieniegdzie przystosowane do poruszania się wózkiem. Kłopotem może się okazać również gruzińska kuchnia – dzieci za nią nie przepadają, co niestety kończy się tym, że zdesperowani rodzice posiłkują się niezdrowym fast foodem. Rozmaitych kwestii, na które musicie zwrócić uwagę, podróżując po Gruzji z dziećmi, jest więcej i szczegółowo objaśniam je w poradniku Gruzja – informacje praktyczne. Pomimo minusów Gruzja zapewnia jednak wiele udogodnień dla rodzin z dziećmi – o tym też piszę we wspomnianym poradniku. Teraz dodam więc tylko, że choć nie wszystkie atrakcje w Tbilisi będą odpowiednie dla dzieci, to zarazem podróż z maluchami może nadać ciekawy rytm waszej wycieczce i zaprowadzić w miejsca obfitujące w przyrodę i radosną zabawę.
Podczas wycieczki do Tbilisi z dziećmi warto zajrzeć do ogrodu botanicznego, nieopodal twierdzy Narikala. Wśród atrakcji przyrodniczych dobrym wyborem będą także tbiliskie morze i jezioro Lisi, a także skansen etnograficzny po drodze nad jezioro Żółwie.
W razie niepogody można z dziećmi udać się aquaparku Gino Paradise. Jest tu kilka zjeżdżalni, są też zakryte i odkryte baseny dla młodszych i starszych dzieci, w tym basen z czasowo uruchamianą sztuczną falą. Do kompletu zajęcia muzyczne oraz restauracja serwująca frytki, burgery i chaczapuri. Inną opcją na Tbilisi pod dachem będzie wizyta w muzeum iluzji albo muzeum nauki Experimentorium, gdzie dzieci na pewno radośnie i ciekawie spędzą czas.
Kolejną propozycją na Tbilisi z dziećmi jest lunapark na górze Mtacminda. Liczba atrakcji jest tu wprawdzie niewielka: maleńki Jurassic Park, diabelski młyn, rollercoaster, tor samochodzików elektrycznych, ale powinna zadowolić milusińskich. Na miejscu działają też restauracja i cukiernia słynąca ze słodkich pączków z kremem. Do innych atrakcji należą działająca od stu lat kolejka szynowa oraz mały pałacyk ślubów. Zaletą Mtacminda są godziny otwarcia, od rana do późnej nocy – warto wybrać się tu zwłaszcza po zmroku, żeby z najwyższego miejsca w Tbilisi zobaczyć piękną panoramę miasta.
Tbilisi – jak czytać nazwę gruzińskiej stolicy?
Na koniec odrobina językowej pomocy. Dla Polaków i niektórych innych nacji poprawne wymówienie nazwy stolicy Gruzji – Tbilisi – jest kłopotliwe ze względu na nietypową zbitkę spółgłosek „tb” na początku wyrazu. Z tego powodu ludzie chcą sobie ułatwić życie i zaczynają mówić „Ti-bi-lisi” albo „Ty-by-lisi” – nie róbcie tak, Gruzinom zwiędną uszy! Choć wiem, że wasz aparat mowy może protestować, postarajcie się mówić, jak należy: „Tbilisi”.
Wycieczki do Tbilisi. Gruzja i Kaukaz z PolakoGruzinem
Zachęcam was do odkrywania Tbilisi i Gruzji na własną rękę. Serdecznie zapraszam was również na wspólne zwiedzanie Tbilisi i całego kraju. Dla wszystkich obieżyświatów – osób prywatnych, firm i grup – organizuję kameralne, indywidualne wycieczki do Gruzji, już od 2–4 uczestników. Wycieczki realizuję pod szyldem mojej butikowej firmy Tamada Tour, pierwszego i najstarszego gruzińsko-polskiego biura podróży z siedzibami w Polsce i w Gruzji, które z powodzeniem działa od 2011 r.
Mogę dla was stworzyć indywidualny program zwiedzania Tbilisi. Mam kilka sprawdzonych propozycji odkrywania miasta na zasadzie wycieczek jednodniowych – po miejscach, o których opowiedziałem w tym przewodniku, jak również miejscach alternatywnych lub szlakiem tematycznym, np. kulinarnym, winiarskim, muzealnym, sakralnym, artystycznym albo dowolnym innym, wedle waszych zainteresowań.
Mogę także zorganizować dla was kilku- albo kilkunastodniową wycieczkę po Tbilisi i innych zakątkach Gruzji albo Kaukazu. Podczas eskapady poza stolicę Gruzji możemy wykorzystać moje gotowe pomysły na jednodniowe wycieczki z Tbilisi, które sugeruję w artykule Wycieczki jednodniowe z Tbilisi – 12 pomysłów na Gruzję w jeden dzień oraz w pozostałych tekstach o zwiedzaniu Gruzji. Dłuższa wycieczka do Gruzji – kulinarna, trekkingowa, kulturalna, narciarska, jeep tour i klasyczna objazdowa – to natomiast doskonała okazja, aby dogłębnie zwiedzić regiony Kachetii (mekka gruzińskiego winiarstwa), Imeretii, Adżarii i Samcche-Dżawachetii albo udać się w góry Wysokiego Kaukazu, do usianej alpejskimi łąkami Swanetii bądź do Raczy, równie urokliwego regionu zwanego gruzińską Szwajcarią. Odważni mogą się wybrać na wyprawę off-roadową do dzikiej, trudno dostępnej Tuszetii i pobliskiej Chewsuretii. Niesamowitym przeżyciem dla każdego będzie też wycieczka jeep tour przez bezdroża Gruzji – fenomenalna wyprawa do miejsc poza światem, poza cywilizacją, gdzie liczą się tylko bezkresna droga, nieoczekiwane wrażenia i spotkania na szlaku.
Polecam waszej uwadze dowolny zakątek perły Kaukazu, bo choć Gruzja jest krajem niewielkim, to bardzo zróżnicowanym przyrodniczo, architektonicznie i kulturowo. Znajdziecie tu strzeliste szczyty Kaukazu, plaże nad Morzem Czarnym (choć niekoniecznie nadają się one na typowy nadmorski relaks, co wyjaśniam w artykule o Batumi), malownicze niziny, a nawet sawanny i pustynie! Miłośników historii i kultury zaciekawią z kolei słynne kamienne baszty obronne w Swanetii i Tuszetii, oszałamiające skalne miasta i klasztory (m.in. Wardzia, Dawit Garedża), jak również wpływy orientalne, mnogość lokalnych grup etnicznych i oczywiście bogactwo wielowiekowego dziedzictwa kulturowego Gruzji.
Dokądkolwiek ze mną wyruszycie, zobaczycie różne oblicza Gruzji. Zwiedzicie słynne zabytki i atrakcje. Dotrzecie do miejsc, o których milczą przewodniki i do których nie trafiają zwykli turyści. Będziecie uczestniczyć w suprze – tradycyjnej gruzińskiej biesiadzie z pysznym winem, jedzeniem i toastami tamady. Doświadczycie prawdziwie gruzińskiej atmosfery. Poznacie moich gruzińskich przyjaciół – fantastycznych winiarzy, kucharzy, twórców, gawędziarzy, którzy potrafią porwać inspirującymi opowieściami o swojej ojczyźnie i jej unikalnych tradycjach. Odkryjecie dzięki temu, w czym tkwi prawdziwa magia Gruzji i, zapewniam solennie, przeżyjecie ze mną wiele niezapomnianych przygód na kaukaskim szlaku!
Program i budżet indywidualnie dobrane do waszych oczekiwań, sprawdzone trasy, noclegi, restauracje, zaufani kierowcy i moje pełne wsparcie od pierwszego maila/telefonu aż po każdy kilometr naszej wspólnej eskapady – to macie u mnie jak w banku!
Zachęcam do kontaktu i wspólnego zaplanowania waszej wymarzonej wycieczki, życząc wam wiele frajdy z odkrywania uroków Tbilisi i całej Gruzji!
Super mega obszerny przewodnik, na pewno kiedyś się przyda 🙂
Dzięki za miłe słowa. Polecam się pamięci.
Ale przewodnik! Nic tylko się pakować i jechać!
W Tblisi byłam, ale patrząc na Twoje ciekawostki, muszę pojechać jeszcze raz 😉
Zapraszam serdecznie, to jeszcze nie koniec. Kolejne tbiliskie historie i ciekawostki trafią już do mojej książki. 🙂
Dawno tak obszernego i dokładnego artykułu nie czytałam! Świetna robota!
Dziękuję za komentarz. Przygotowuję książkę i zależy mi by moje artykuły wyczerpywały temat. 🙂 Pozdrowienia!
Widzę, że braknie mi czasu 🙂
Na przełomie lipca i sierpnia będę w Gruzji, ale przewodnik przyda się na pewno. Dzięki!
Z tego, co pamiętam to już wyjazd miałeś zaplanowany w 2020 roku, prawda? Trzymam kciuki żeby w tym roku udało się go zrealizować. Najlepiej bez maseczki i bez testów! 🙂
Odwiedziłem już parę lat temu ale cała Gruzja bez wyjątku mnie zachwyciła 🙂 No i jedzenieee…. !
Dzięki, bardzo miło to słyszeć. Zapraszam do zapoznania się z moimi rodzinnymi przepisami. Można w łatwy sposób odtworzyć gruzińskie smaki we własnym domu! 🙂
Czy na moscie można kupić zegarki z czasów zssr? Jeśli tak to w jakich cenach? Byłem kilka lat temu w Kijowie i na pchłom targu były ale z naklejkami typu 50$ za zegarek warty może 1/10 tej ceny..
Dzień dobry. Jak najbardziej na Suchym Moście można znaleźć takie zegarki. Jest ich całe mnóstwo. 🙂
Dobrze że Gruzja jeszcze przed nami. Dzięki Tobie będziemy mogli dobrze przygotować się do tego wyjazdu 🙂
Zapraszam serdecznie. Może uda nam się spotkać na kieliszek wina! 🙂
Napisałeś tak genialny przewodnik, że przed czytaniem śmiało powinieneś pobierać opłatę! 🙂 Byłam w Tbilisi kila lat temu. Podróż do Gruzji miała miejsce tuż przed naszą przeprowadzką do Islandii i miała być taką naszą ostatnią podróżą przed emigracją. I w tym Tbilisi byliśmy może dwa, trzy dni, a więc zdecydowanie za krótko. Różnorodność tego miasta tak nas oszołomiła, że w tym zwiedzaniu myśmy się trochę pogubili. Wiele przywołałeś wspomnień, ale też ogrom rzeczy jeszcze przed nami i z pewnością przed podróżą będziemy wracać do Ciebie po wskazówki. Ciekawe z tą siarkową wodą! W sumie to jest coś, co trochę łączy Gruzję z Islandią ;-). Złote miasto… piękne określenie! Pozdrawiam!
Bardzo Ci dziękuję. Uwielbiam Twoje komentarze bo naprawdę wkładasz wiele serca i pracy w to żeby zostawić po sobie ślad na moim blogu. Ja zawsze powtarzam, że dla mnie to 14 lat zwiedzania Gruzji to za mało. Łapię się co roku na tym, że przekładam publikację książki i jej zakończenie w aktualnej wersji. Zależy mi żeby opowiedzieć jak najwięcej, a każdy nowy wątek uruchamia setkę kolejnych nitek. Taka zresztą jest Gruzji i takie właśnie jest Tbilisi. Zapraszam na kieliszek wina. Na pewno odwiedzę Was na Islandii.
To jest niesamowite. Miałam okazji pomieszkać w Gruzji 3 miesiące, zwiedzać Tbilisi wzdłuż i wszerz, a nie znałam wszystkich punktów z Twojej mapy. DziękI! Mam kolejny powód, aby wrócić 🙂
Bardzo Ci dziękuję. To nie koniec tematu. Opracowuję kilka nowych tras zwiedzania. Mój przewodnik będzie rozbudowywany. Zakładam nawet, że ukażą się moje 2-3 oddzielne e-booki poświęcone Gruzji. Oczywiście za darmo! 🙂
No i super 🙂 Czekam z niecierpliwością!
Piękny konkretny przewodnik. Wybieram się do Gruzji w wakacje. Mam nadzieję, że podróż się uda 🙂
Napewno z przewodnika skorzystam
Miasto mieliśmy okazję obejrzeć jedynie wieczorem i w nocy i czujemy zdecydowany niedosyt. Trzeba będzie tam wrócić raz jeszcze.
Koniecznie. 🙂 Naprawdę polecam!
Chyba największy przewodnik po Tbilisi jaki widziałem w internecie. Na pewno się przyda!
Wielkie dzięki. To na pewno nie koniec. 🙂
Byliśmy z Tblilisi tylko 2 dni, ale udało się zwiedzić sporo 🙂 Połowę tej listy na pewno 🙂
wow! ten wpis to złoto! Mam coraz większą ochotę na podróż do Gruzji więc już dziś wiem skąd będę czerpać wiedzę i inspirację. Choć mam obawy, bo podróżujemy z dziecmi, i choć chodniki to dla nas nie problem bo dziewczynki już wędrują na własnych nóżkach, to w Gruzji aż prosi się o jakąś offroadową podroż – a to już może być problem (foteliki itp.).
Górzyste miasta zawsze cechują się ciekawym designem. Ogólnie pod tym względem Tbilisi przypomina mi trochę Pragę. A przewodnik super :d
Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam! 🙂
Uwielbiam kuchnię Gruzińską. Ostatnio odkryłem fantastyczną gruzińską restaurację w Gdańsku. Liczę, że w końcu uda się polecieć i pojeść tam na miejscu 🙂 a wtedy ten przewodnik wchodzi niczym złoto 🙂 dobra robota !
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!