Mccheta to pierwsza stolica i religijne centrum Gruzji. Znajdują się tu cenne gruzińskie zabytki: cerkiew Dżwari, katedra Sweticchoweli i klasztor Samtawro, a także wspaniałe zamki, twierdze, mosty i inne skarby przeszłości. Niebagatelne znaczenie historyczne przyczyniło się do wpisania Mcchety, jednego z najstarszych miast kraju, na listę UNESCO.
Mccheta leży we wschodniej Gruzji, w regionie Mccheta-Mtianetia, 20 km na północ od Tbilisi, u zbiegu rzek Mtkwari i Aragwi. Miasto powstało w starożytności i odegrało znaczącą rolę w uformowaniu się Królestwa Kartlii (Iberii Kaukaskiej), zalążka gruzińskiej państwowości. Około IV–III w. p.n.e. Mccheta została pierwszą stolicą Gruzji oraz jej kluczowym ośrodkiem politycznym, gospodarczym i kulturowym.
W IV w. Mccheta przeistoczyła się z centrum kultu pogańskiego w kolebkę gruzińskiego chrześcijaństwa. Już w 337 r. gruzińscy władcy, król Mirian III i królowa Nana, przyjęli chrześcijaństwo jako religię państwową. Uczyniło to Gruzję drugim po Armenii chrześcijańskim krajem na świecie, a Mcchetę – jedną z najjaśniej świecących gwiazd świata chrześcijańskiego na Kaukazie. Od początku istnienia Mccheta miała status najważniejszego gruzińskiego ośrodka religijnego, który utrzymała bez względu na przewroty wyznaniowe i przeniesienie stolicy do Tbilisi w V w.
W 2014 r. Gruziński Kościół Prawosławny i Apostolski ogłosił Mcchetę Świętym Miastem Gruzji. Serce gruzińskiej religijności, gruzińska Jerozolima, gruziński Watykan, miasto królów – za każdym z tych określeń kryje się nieprzeciętna rola Mcchety na mapie i w dziejach kraju. Z uwagi na rangę historyczną, kulturową i religijną cały obszar Wielkiej Mcchety – miasta wraz z okolicznymi zabytkowymi osadami, twierdzami i świątyniami – jest od 1994 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Spowite legendami pamiątki obrzędowości pogańskiej, potem zoroastryjskiej i wreszcie chrześcijańskiej rokrocznie przyciągają w ten rejon Kaukazu tłumy pielgrzymów, zwiedzających i poszukiwaczy przygód. Dla mnie Mccheta ma dodatkowe, osobiste znaczenie: znajdował się tu dom moich gruzińskich przodków z rodziny Tumaniszwili (więcej ciekawostek za moment), a także, o czym niejednokrotnie wspominałem na blogu, w filmach i podcastach, to w mcchetyjskiej katedrze Sweticchoweli wziąłem ślub z Sophy.
Spis treści
Mccheta wczoraj i dziś
Gdy w lipcu 2007 r. pierwszy raz zawitałem do Mcchety i spoglądałem na miasto z położonej na wzgórzu cerkwi Dżwari, wyglądało ono zupełnie inaczej niż dzisiaj. Wokół religijnego serca kraju, czyli monumentalnej katedry Sweticchoweli, straszyło biedą. Obecnie cały teren jest zabudowany i odnowiony. Są tu odrestaurowane stare domostwa i nowe osiedla, okazałe budynki policji, domu kultury, urzędu, a w centrum – urzekające alejki z restauracjami, sklepikami i straganami. Widok tutejszej cepeliady u jednych wywoła życzliwy uśmiech, a innym raczej nie przypadnie do gustu.
Środki z Banku Światowego i UNESCO, które popłynęły do Gruzji za czasów prezydenta Micheila Saakaszwilego, Gruzini wykorzystali tak, jak umieli. Czytałem wiele relacji podróżniczych, w których utyskiwano na postępującą saakaszwilizacjękraju, czyli najprościej mówiąc – wydmuszkę. Rewitalizacja wybranych miejscowości w Gruzji na sposób saakaszwilski wyglądała tak: ludzi wysiedlano z domów na kilka tygodni, by odmalować fronty i dokonać powierzchownego liftingu, wszystko na koszt rządu. Niektórzy mówią, że wyszedł kicz, podobnie jak w „mieście miłości” Sighnaghi. Ja twierdzę, że jest lepiej, niż było.
Krytyka, nawet uzasadniona, mija się zresztą z celem. Gruzinów i tak należy pochwalić, że zrobili cokolwiek, aby przywrócić blask ważniejszym zabytkowym miejscom i obiektom – co wcale nie jest takie proste w kraju, który od lat boryka się z kiepską sytuacją gospodarczą. W Gruzji nigdy nie rozwinął się przemysł. Winę za to ponoszą głównie Rosjanie, którzy zawsze tak umiejętnie rozkładali swoją produkcję, by żaden z rejonów podległych im w czasach ZSRR nie mógł uzyskać samodzielności i zagrozić sowieckiemu ładowi.
Równocześnie jednak nieuprzemysłowiona Gruzja cieszy oko dziewiczą naturą. Walory przyrodnicze i kulturowe to największe gruzińskie skarby. Nic zatem dziwnego, że renowacja zabytków i budowa infrastruktury turystycznej w latach 2003–2012 okazały się jednymi z niewielu sensownych rozwiązań dla lokalnej gospodarki. Turystyka i wino to najlepszy duet, który Gruzja ma do zaoferowania światu, a ich rozwój jest i powinien być celem na następne lata.
Niestety po saakaszwiliskim hiperoptymizmie przyszedł etap zastoju. Kraj pogrążył się w kryzysie spowodowanym rosyjskim imperializmem, czyli wojną na Ukrainie, horrendalnym kursem dolara i osłabieniem gruzińskiej waluty, lari. Kolejnym ciosem była i jest pandemia COVID-19, która dotkliwie uderzyła w wiele sektorów, nie oszczędzając turystyki, generującej znaczną część PKB Gruzji.
Skutki tych wszystkich zawirowań widać w Mcchecie gołym okiem. Niektóre ze świeżo wybudowanych bloków i domów wciąż stoją niezamieszkane, niszczeją w oczach. W gorszych gospodarczo momentach można było nabyć te nieruchomości naprawdę tanio, ceny zaczynały się od 500 USD za 1 m2. Jednak bezlitosne prawo rynku nie pozwala wyzbywać się gotówki w czasach recesji. Kiedyś wszystko pewnie się ułoży. Również w Mcchecie, kolebce Gruzji, która przez stulecia niejednego już doświadczyła.
Historia Mcchety – legendy i życie pierwszej stolicy
O powstaniu Mcchety krążą różne legendy. Nawet średniowieczna kronika „Nawrócenie Kartlii” („Mokcewaj Kartlisaj”, „ქართლის ცხოვრება”), zabytek gruzińskiej literatury datowany na VII w. (polski przekład, którego autorem jest historyk David Kolbaia, ukazał się w 1993 r.), podaje kilka wersji mitu założycielskiego miasta. Według jednego z nich Mcchetę założył władca Azo z Arian-Kartlii, pierwotnej ojczyzny Gruzinów, który – zgodnie z pewną teorią – dotarł na tereny Gruzji z wyprawą Aleksandra Wielkiego. Gruziński kronikarz Leonti Mroveli, mający istotny wkład w powstanie „Nawrócenia Kartlii”, uważa natomiast, że protoplastą Mcchety – od którego imienia miejscowość wzięła swą nazwę – był etnarcha Mcchetos, syn Kartlosa, mitycznego przodka Gruzinów i jednego z potomków biblijnego Noego.
Dowody archeologiczne wskazują, że okolice dzisiejszej Mcchety były zamieszkane już w epoce brązu (III tysiąclecie p.n.e.). Intensywny rozkwit rejonu nastąpił w epoce żelaza, od ok. XII w. p.n.e., gdy napływ zróżnicowanych etnicznie grup ludności z wczesnej kultury zakaukaskiej (mtkwari-arakskiej, kuro-arakskiej) przyczynił się do lokalnego rozwoju osad i międzynarodowych szlaków handlowych.
W IV lub III w. p.n.e. Mccheta została stolicą, a co za tym idzie – politycznym, gospodarczym i kulturowym centrum nowo powstałego Królestwa Kartlii (zwanego również Iberią Kaukaską, obejmującego terytorium dzisiejszych regionów Kachetii i Kartlii oraz części Turcji i Armenii). Rolę grodu stołecznego miasto odgrywało przez blisko tysiąc lat. W V w. n.e. stolicę państwa przeniesiono ze względów obronnych do Tbilisi, a Mcchecie pozostawiono wyłącznie funkcję gruzińskiego ośrodka religijnego.
W starożytności Wielka Mccheta była metropolią dużą, nowoczesną, bogatą i solidnie ufortyfikowaną po dwóch stronach rzeki Mtkwari. Na lewym brzegu rzeki rozciągał się Gród Dębowy (მუხნარით კერძი ქალაქი, dosłownie Miasto Naczyń Dębowych), czyli część mieszkalno-rzemieślnicza, gdziedo dziś jest centrum miasta. Na prawym brzegu ulokowano zaś Gród Armaziego (არმაზით კერძი ქალაქი, dosłownie Miasto Naczyń Armaziego), zwany też twierdzą Armazisciche – tu mieściły się rezydencja króla, świątynia Armaziego i inne istotne obiekty, którym przyjrzymy się bliżej w następnym rozdziale.
Wielka Mccheta obejmowała kilka dzielnic (powiatów). Prócz głównej dzielnicy, czyli Mcchety z grodami Dębowym i Armaziego, do miasta należały także osady Armazi, Mogvtakari, Sarkine, Karsniskhevi, Sevsamora, Tsitsamuri i inne – rozsiane po okolicznych wzgórzach i dolinach, połączonych szlakami pieszymi i mostami.
Ze względów bezpieczeństwa i praktycznych budowle obronne, reprezentacyjne, sakralne, mieszkalne i gospodarcze w Wielkiej Mcchecie były głównie rozrzucone na zboczach gór. Z kolei w dolinach (choć z paroma wyjątkami) znajdowały się warsztaty rzemieślnicze, sady, winnice, cmentarze i pozostałe obiekty użyteczności publicznej. Każda dzielnica miała wysokie na nawet 8 m kamienne ogrodzenie, place i domy handlowe, a w dzielnicach arystokracji istniały również wodociągi i inne luksusowe udogodnienia, do których jeszcze wrócimy.
Ludność poszczególnych dzielnic Mcchety zajmowała się odmiennymi rodzajami działalności. Przykładowo mieszkańcy Sarkine i Karsniskhevi trudnili się metalurgią (wskazują na to zachowane pozostałości po warsztatach hutniczych), a ci ze wzgórza Tsitsamuri – rolnictwem. W Mcchecie prężnie rozwijały się też złotnictwo, szklarstwo, stolarstwo, garncarstwo i ceramika, w tym wyrób dachówek, kafli, ozdób i sztuki użytkowej – barwionych kolorowymi pigmentami, których pozyskiwanie ze złóż naturalnych osiągnęło wysoki poziom technologiczny zwłaszcza w I w. p.n.e.
Mccheta, miasto królów i jądro lokalnego postępu, kipiała od dostatku, wymagającego oczywiście stosownej ochrony. Szczęśliwie, dzięki warunkom terenowym, miasta strzegły z trzech stron imponujące twierdze na wzgórzach: Ghartiskarberi i Tsitsamuri od północy, Sarkine-Savane od zachodu i Nakulbakev-Zemo Avchala od wschodu, a dodatkową barierę stanowiły rzeki. Fortyfikacje okalały centralnie położoną twierdzę wewnętrzną Armazisciche.
Pomimo mocnych obwarowań Wielka Mccheta nie oparła się najazdom wrogów. W VIII w. Arabowie doszczętnie zrujnowali Gród Armaziego. O ruinach królewskiej fortecy milczy większość przewodników turystycznych, wskutek czego mało kto tu zagląda – a to tak, jakby być w Krakowie i, o zgrozo, pominąć Wawel! Dlatego ja oprowadzę was po tym niezwykłym miejscu, także na łamach niniejszego przewodnika, z którym możecie zwiedzać Mcchetę na własną rękę.
Twierdza Armazisciche – królewskie serce Iberii Kaukaskiej
Twierdza Armazisciche (არმაზციხე) leży na szczycie Bagineti (662 m n.p.m.) w Górach Trialeckich, przy styku rzek Mtkwari i Aragwi. Naturalne umocnienia, zalesione wzgórza pełne zwierzyny, wody pod dostatkiem, widoki jak malowane – ot i przepis na wymarzoną siedzibę króla w Mcchecie, pierwszej stolicy Gruzji.
W starożytności królewski Gród Armaziego był pilnie strzeżoną tajemnicą Iberii Kaukaskiej. Dziś do ruin wewnętrznej fortecy Mcchety można łatwo dotrzeć autostradą S1/ს1 z Tbilisi (za stacją kolejową Karsani na górę Bagineti prowadzi polna droga) albo promem dla pieszych, odpływającym w sezonie z północnego brzegu Mtkwari. A zajrzeć tu warto, bo w twierdzy Armazisciche rozegrały się kluczowe wydarzenia w dziejach Gruzji i właśnie tutaj zaczynają się nasze wielkie mcchetyjskie odkrycia!
Gruzińska kronika „Życie Kartlii” („Kartlis Tschowreba”, „ქართლის ცხოვრება”) podaje, że podobno na górze Bagineti jako pierwszy osiadł wspomniany wcześniej Kartlos, mityczny przodek Gruzinów. Po nim rządy objął jego syn Mcchetos, a w III w. p.n.e. – wnuk Farnawaz. Według „Życia Kartlii” na poły legendarny król Farnawaz I był pierwszym monarchą Królestwa Kartlii, a wedle „Nawrócenia Kartlii” – drugim. Tak czy siak, to właśnie jemu przypisuje się wybudowanie twierdzy Armazisciche. Cytadela nosi imię Armaziego – boga wojownika, pana nieba, grzmotów, deszczu i roślin, którego król Farnawaz I wyniósł do rangi głównego bóstwa pogańskiego panteonu kartlijskiego. Na cześć Armaziego nazwano także inne miejsca w okolicy, o czym jeszcze opowiem.
Badania archeologiczne wykazały, że cytadela na szczycie Bagineti została zbudowana najpewniej w IV w. p.n.e. Odtąd była sukcesywnie powiększana, umacniania i odnawiana po wrogich najazdach. Wykopaliska ujawniły, że powstałe tu budowle pochodziły z trzech okresów: IV–III w. p.n.e., III–I w. p.n.e. oraz I–VIII w. n.e.
Potężne fortyfikacje Armazisciche – mury obronne z wieżami, pomostami i naturalnymi szańcami z formacji skalnych – kryły nie lada bogactwa. Król wystawił tu okazały pałac, z którego zachowały się do dziś pozostałości Sali kolumnowej.
Jedną z ważniejszych budowli na górze Bagineti była pogańska świątynia Armaziego. Wewnątrz sześcioapsydowej konstrukcji ulokowano grobowiec (w kamiennej krypcie mauzoleum pochowano Farnawaza I), ołtarz oraz posągi Armaziego, Gatsi i Gaimi, najwyższych kartlijskich bogów, rzekomo sprowadzonych do Mcchety przez legendarnego Azona z Arian-Kartlii. Archeologowie przypuszczają, że świątynia Armaziego pełniła nie tylko funkcję sakralną, ale była też rodzajem bramy, przez którą przechodziło się do wewnętrznej części cytadeli z pałacem króla, posiadłościami dworskiej świty i zabudowaniami gospodarczymi.
Integralną częścią świątyni Armaziego, połączoną z nią korytarzem, była marani (piwniczka) z III–IV w. p.n.e. z zakopanymi w ziemi 16 glinianymi amforami kwewri do produkcji wina. Amfory mieściły łącznie 20 ton wina, wytwarzanego z lokalnie uprawianych winogron, najprawdopodobniej z gatunku saperavi (powstaje z nich czerwone wino o kwaśnym posmaku). Unikalna w skali światowej, wpisana na listę UNESCO tradycja wyrobu gruzińskiego wina – kaukaskiego napoju bogów, składanego przez pogańskich przodków w ofierze – ma tradycję sięgającą epoki neolitu, a metoda fermentowania wina w kwewri była znana już 6000 lat temu. Marani z twierdzy Armazisciche to jedno z doskonale zachowanych świadectw oryginalności technik winiarskich w Gruzji oraz symbol niebagatelnej roli wina w lokalnej kulturze.
To nie koniec niespodzianek w twierdzy Armazisciche, którą wyposażono również w innowację: wodociągi, kanalizację i łaźnię.Ten ostatni cud antycznej inżynierii wprawił zresztą badaczy w niemałe zdumienie. Jak wszystkie kamienne budowle cytadeli, łaźnia przypominająca termy rzymskie była z zewnątrz udekorowana pięknymi reliefami, z kolei w środku – mozaiką barwnych płytek. W ruinach budowli odkryto aż pięć pomieszczeń: szatnię, łaźnię zimną (frigidarium), łaźnię ciepłą (tepidarium), łaźnię gorącą w rodzaju sauny (kalderium), kotłownię, skąd glinianymi rurami doprowadzano do pozostałych pomieszczeń ciepłą wodę, i kolektor, do którego spływała woda brudna. W starożytnej Mcchecie przywilej kąpieli w łaźniach miała wyłącznie elita Królestwa Kartlii, która – jak podkreśla historyk Gela Gamkrelidze – ochoczo naśladowała Rzymian pod względem stylu życia, zamiłowania do nowoczesnych sprzętów i luksusowych przedmiotów.
Szczególny rozkwit twierdzy Armazisciche przypadł na mniej więcej I w. n.e. Nic dziwnego – wymuszała to ówczesna sytuacja na Kaukazie i w dalszych zakątkach Europy. W 65 r. p.n.e. Mcchetę najechał rzymski wódz Pompejusz (pamiątką z tego okresu jest most Pompejski – więcej informacji w rozdziale o atrakcjach w okolicy Mcchety), po którego wizycie Kartlijczycy długo odbudowywali zniszczoną cytadelę. Ledwie sto lat później relacje Kartlijczyków i Rzymian diametralnie się zmieniły. Królestwem Kartlii rządził wówczas Mitrydates I (Mihrdat I), którego trapiły najazdy Alanów i Scytów. Borykał się z nimi także rzymski cesarz Wespazjan. W 75 r. panowie się dogadali i wspólnymi siłami umocnili twierdzę w Mcchecie, aby uszczelnić drogi na północ, w kierunku Wąwozu Darialskiego, i na południe, którędy wrogowie przedostawali się na terytorium Cesarstwa Rzymskiego. Wydarzenie to zostało upamiętnione na steli Wespazjana – kamiennej płycie odnalezionej w fortecy Armazisciche w 1867 r. Jedna z inskrypcji umieszczonych na steli, zapisana starożytną greką, wymienia króla Mitrydatesa I jako „przyjaciela Cezara i Rzymian”, dla którego „ludu [Iberyjczyków) oni [Rzymianie) umocnili ściany”. Gdy sprawa została pomyślnie załatwiona, w cytadeli rozkwitło życie kulturalne.
Forteca Armazisciche odegrała istotną rolę w ewolucji lokalnych epigrafów, czyli inskrypcji umieszczanych na twardym materiale, np. kamieniu. Epigrafy przyczyniły się z kolei do wynalezienia gruzińskiego alfabetu w V w. Wśród wielu intrygujących artefaktów starożytnego piśmiennictwa archeologowie odkryli nie tylko wspomnianą już stelę Wespazjana, lecz także unikalne inskrypcje grecko-aramejskie, do których koniecznie wrócimy przy okazji atrakcji w okolicach Mcchety.
W Muzeum Narodowym w Tbilisi przechowywany jest jeszcze jeden interesujący artefakt z twierdzy: fragment muru z malunkiem pogańskiej bogini. Eksponat ten został w XIX w. odnaleziony przez greckiego rzemieślnika, który przekazał go Ilii Czawczawadzemu, wybitnemu gruzińskiemu pisarzowi i działaczowi społecznemu, notabene zamordowanemu w 1907 r. w pobliskiej wsi Tsitsamuri. Z rąk Czawczawadzego okaz trafił w ręce gruzińskich archeologów, Dimitra Bakradzego i Ekvtime Takaiszwilego, którzy odsłonili większe fragmenty fresku i zdeponowali go w muzeum.
Znaczenie twierdzy Armazisciche zmalało w V w., gdy król Wachtang I Gorgasali przeniósł stolicę kraju z Mcchety do Tbilisi. Cytadela pozostała wprawdzie jedną z ważniejszych formacji obronnych w okolicy i świętym ośrodkiem kartlijskiego pogaństwa (archeologowie nie odnaleźli na górze Bagineti śladów chrześcijańskich świątyń, nawet z okresu, gdy chrystianizm był już religią państwową Gruzji), lecz nie na długo. Po tym, jak w 736 r. forteca Armazisciche została zniszczona przez arabskiego dowódcę Marwana ibn Muhammada, nigdy nie podjęto próby jej renowacji.
Ruiny twierdzy Armazisciche, nadgryzione zębem czasu i walk, robią ogromne wrażenie. Łatwo sobie wyobrazić, jak w latach świetności cytadela tętniła życiem, pełniąc rozliczne funkcje: obronne, reprezentacyjne, kulturotwórcze, mieszkalne, sakralne. Była pałacem, schronem i miejscem, gdzie król zagrzewał swoich żołnierzy do zwycięskiej walki w imię bogów. Posągi Armaziego, Gatsi i Gaimi dumnie wznosiły się przy kamiennej warowni, wzbudzając respekt i przeszywającą trwogę u każdego, kto mijał je w drodze do zamku lub składał u ich stóp dziękczynne ofiary. Właśnie tego doświadczyła bohaterka gruzińskiej historii i kultury oraz chrzcicielka Gruzji – św. Nino, której śladami ruszymy teraz na dalsze zwiedzanie Mcchety.
Legendarne początki chrześcijaństwa w Gruzji
Królestwo Kartlii ze stolicą w Mcchecie było najeżone fortyfikacjami i bezlitosne dla wrogów, lecz zawsze otwarte i gościnne wobec pokojowo nastawionych przybyszy (jednym z symboli tego narodowego podejścia Gruzinów do innych ludzi jest pomnik Kartlis Deda w Tbilisi). Przewijali się tędy kupcy z najdalszych zakątków, starożytni podróżnicy, odkrywcy, głosiciele nowych idei. W IV w. przez tereny dzisiejszej Turcji dotarli do Gruzji misjonarze chrześcijańscy – Trzynastu Ojców Syryjskich oraz św. Nino, mniszka z Kapadocji. Porwali się na ekspedycję skrajnie niebezpieczną, która nieoczekiwanie wywróciła życie Gruzji i ówczesnej stolicy, Mcchety, do góry nogami.
Święta Nino (296–338) miała zaledwie 20 lat, kiedy ok. 316 r. przybyła na Kaukaz – i niewiele więcej, gdy rozpętała falę religijnej metamorfozy, która pozostawiła w pejzażu Mcchety jedne z najcenniejszych gruzińskich zabytków. W zwiedzaniu miasta tropem rezolutnej kapadockiej mniszki towarzyszyć nam będą gruzińskie kroniki i traktat „Życie św. Nino” autorstwa XI-wiecznego teologa Arsena Ikaltoeli.
Czy wierzycie, w co, jaki macie stosunek do tematyki sakralnej – to nie ma znaczenia. Opowieści o św. Nino ułatwiają zrozumienie mimo wszystko skomplikowanego przebiegu chrystianizacji Gruzji. Pozwalają także zobaczyć Mcchetę z fascynującej perspektywy, z okresu ścierania się wierzeń pogańskich, zoroastryjskich i chrześcijańskich, które ukształtowały unikalną gruzińską kulturę.
Pogrom pogańskich bożków
Gdy wsłuchamy się w legendy, odkryjemy, że to sam Bóg nakazał św. Nino udać się do dalekiej Mcchety, aby odnalazła tam chiton Jezusa Chrystusa. Ryzykowną misję w ówcześnie pogańskiej Gruzji mniszka potraktowała ze sprytem. Po odpoczynku w wiosce Poka nad jeziorem Parawani udała się najpierw do miasteczka Urbanisi, gdzie przez miesiąc zgłębiała lokalne zwyczaje czcicieli ognia, kamieni i drzew. Dopiero wyposażona w cenną wiedzę ruszyła w dalszą podróż.
Do Mcchety św. Nino przybyła w samą porę. Już drugiego dnia jej pobytu, 6 sierpnia, w twierdzy Armazisciche odbywały się coroczne obchody pogańskiego święta ku czci boga Armaziego. Na górę Bagineti mniszka dotarła jak po sznurku, bo mieszkańcy miasta obsypali całą drogę płatkami kwiatów, a rozśpiewany, popijający wino kordon dało się słyszeć nawet z oddali.
Huczne było to wydarzenie, lecz wbrew pierwszym oznakom – wcale nie radosne. Król Mirian III, królowa Nana i ich poddani, stojąc przed posągiem Armaziego, wydawali się przestraszeni. Bóstwo odziane w łańcuchową zbroję dzierżyło w dłoniach złote berło, bicz i ruchomą, ostrą jak brzytwa włócznię, która mogła zgładzić każdego, kogo tylko muśnie.
Święta Nino skryła się w skalnej szczelinie i zaczęła prosić Boga, aby pomógł jej odciągnąć Kartlijczyków od ciemności pogańskich bożków. I wtedy zawiał ostry wiatr, z nieba spadł potężny grzmot, a gradowa chmura roztrzaskała miedziane posągi bogów Armaziego, Gatsi i Gaimi, wdmuchując ich szczątki w skałę. Przerażeni ludzie czym prędzej uciekli.
Prawda to czy bajanie średniowiecznego teologa Arsena o wydarzeniach z czasów, których nie mógł on być naocznym świadkiem? Któż to wie – tak czy inaczej, monumentalne pogańskie totemy faktycznie zniknęły kiedyś z Grodu Armaziego.
Cuda św. Nino
Dziewięć dni po wydarzeniach w twierdzy Armazisciche św. Nino zeszła z góry Bagineti i zamieszkała w domku strażnika ogrodów królewskich Mcchety, które rozkwitały w Grodzie Dębowym, po drugiej stronie rzeki Mtkwari. Nie zapomniała przecież, po co Bóg wysłał ją do stolicy Królestwa Kartlii: miała odnaleźć wywiezioną z Jerozolimy szatę Jezusa Chrystusa. O tym, że trafiła pod właściwy adres, wszyscy mieli się przekonać za kilka lat.
Tymczasem św. Nino cierpliwie wypełniała swoje zadanie, głosząc słowo Boże i niosąc otuchę potrzebującym. Ogrodowy strażnik z żoną ubolewali nad swą bezdzietnością, więc mniszka, nie namyślając się długo, odnalazła w ogrodzie cedr, zgarnęła spod niego grudkę ziemi i podała ją nieszczęśnikom… do zjedzenia. O dziwo, para doczekała się wkrótce wielu synów i córek. Zdumieni mcchetyjczycy zaczęli się ustawiać w kolejce do mniszki. I każdy, kto jej zaufał, otrzymał pomoc.
Pewnego dnia w 322 r. rozkazano św. Nino przybyć na dwór królewski w Grodzie Armaziego, gdzie miała uleczyć królową Nanę z choroby, której nie podołał dotąd żaden iberyjski kapłan. Tym razem św. Nino odmówiła, lecz nieustępliwa władczyni nakazała przetransportować się na noszach za miasto, pod krzew jeżyny, gdzie zwykle modliła się mniszka. Nie mając wyboru, św. Nino pogrążyła się w gorącej modlitwie i krzyżem uplecionym z winorośli dotknęła głowy, stóp i ramion królowej, a ta natychmiast ozdrowiała.
Nawrócenie Kartlii
Przypowieści religijne i zapiski w gruzińskich kronikach „Nawrócenie Kartlii” głoszą, że po cudzie św. Nino nastąpił punkt zwrotny w historii Gruzji. Królowa Nana i król Mirian III uwierzyli w chrześcijańskiego Boga. W podzięce za ocalenie żony władca nagrodził św. Nino tak, jak pragnęła najbardziej: ufundował na terenie „Raju”, czyli ogrodów królewskich w Mcchecie, pierwszą świątynię chrześcijańską – początkowo skromną kaplicę, którą w XI w. zastąpiła zjawiskowa architektonicznie katedra Sweticchoweli. Wisienką na torcie był chrzest Gruzji w 337 r. – para królewska przyjęła go w imieniu całego narodu i Gruzja stała się drugim po Armenii chrześcijańskim krajem świata.
Czy legenda o cudownym uleczeniu królowej Nany jest prawdziwa? Co tak naprawdę skłoniło lokalnych monarchów do rewolucyjnych zmian kulturowych? Dlaczego Gruzja przyjęła chrześcijaństwo? I czy znaczący sukces misji chrystianizacyjnej w Gruzji mógł być dziełem wyłącznie jednej kobiety i jej domniemanych cudów?
W kronikach i podaniach religijnych ziarnka historycznej prawdy mieszają się z tezami łatwymi do zakwestionowania, w dodatku pomija się pewne niewygodne fakty. Nie ulega wątpliwości, że zmiana wiary jako elementu tradycji jest zawsze procesem niezwykle skomplikowanym. Do jego powodzenia nie wystarczą cuda – w przypadku Gruzji w grę wchodziło mnóstwo czynników państwowych oraz wzmożona, wieloletnia działalność rozmaitych misjonarzy chrześcijańskich, w tym św. Nino. Jak podkreśla archeolog Guram Kipiani, pierwotnie, po cudownym uzdrowieniu królowej Nany, król Mirian chciał przeciągnąć św. Nino na stronę pogańską i przydzielił jej zaszczytną rolę kapłanki w pogańskiej świątyni Armaziego, co dowodzi, że bynajmniej w Boga nie uwierzył. Miał jednak bardzo szybko zmienić zdanie i zwrócić się ku chrześcijaństwu. Dlaczego to zrobił i ile trwało „bardzo szybko”?
Etap światopoglądowej transformacji u gruzińskiej pary królewskiej zajął od kilku do kilkunastu lat – o swojej decyzji co do zmiany wyznania władcy poinformowali, według różnych źródeł, w 326 albo 334 r., a chrzest w imieniu narodu przyjęli w 337 r., dopiero po 15 latach od cudownego uzdrowienia królowej. Czy władcy naprawdę się wtedy nawrócili, odrzucając część kultury, w której zostali wychowani? Czy chrzest Gruzji w IV w. faktycznie sprawił, że królowie i zwykli Kartlijczycy zostali z dnia na dzień chrześcijanami? Cóż, i tak, i nie. Za zamkniętymi drzwiami gruzińskich domów – i być może za wrotami pałacu – każdy wyznawał, co chciał i niemal jak długo chciał. Na arenie międzynarodowej liczyło się jednak to, co w „papierach” – a od IV w. Gruzja jako państwo i naród była już oficjalnie chrześcijańska. Reorientacja religijna była w tamtym okresie nieunikniona i bardzo potrzebna. Chrystianizacja Gruzji niosła konkretne korzyści dla państwa i lokalnej ludności, a przy okazji pozwoliła Mirianowi III załatwić pewną kłopotliwą sprawę prywatną. W czym rzecz?
W 337 r. król Mirian miał 72 lata i jego czas na tronie dobiegał końca. Napawało to władcę przerażeniem, bo nie miał komu przekazać korony. Jego starszy syn Rev zmarł, a młodszy – Bakari I (Aspacures II) był więźniem cesarza Konstantyna Wielkiego. Rozwiązaniem problemu okazał się właśnie chrzest Gruzji – Konstantyn uwolnił wtedy Bakariego I, w akcie łaski pisząc: „Już cię nie potrzebuję za zakładnika […] jesteśmy pośrednikami w Chrystusie i przez wstawiennictwo Boga Stwórcy pozostańmy we wzajemnej, braterskiej miłości”. Tym sposobem król odzyskał syna i następcę tronu, a Gruzja zdobyła potężnego sojusznika, jakim było Bizancjum. Chrzest Gruzji pozwolił królowi Mirianowi upiec jeszcze kilka politycznych pieczeni na jednym ogniu – przede wszystkim uchronił kraj przed wchłonięciem przez Persję i zoroastryzm (więcej na ten temat w artykule „Religia w Gruzji”). Przejście na chrześcijaństwo umocniło politykę zagraniczną Gruzji na wielu frontach, a ponadto pozwoliło na centralizację władzy królewskiej, zapewniło dodatkowe bogactwa dla dworu królewskiego (władca skonfiskował niektóre dobra pogańskie, by przekazać je szlachcie i Kościołowi) oraz wpłynęło na rozwój gospodarki, nauki i kultury, w tym literatury i sztuki, co spowodowało ogólny rozkwit kraju.
Mccheta w religijnym kotle
Chrzest Gruzji w 337 r. zapoczątkował nowy etap w dziejach państwa. Dyplomatyczne posunięcie władców wywołało zarazem rozruchy społeczne i ataki na tle wyznaniowym. Na górach Zedazeni i Tsitsamuri pod Mcchetą zwolennicy chrześcijaństwa obrócili w perzynę idol pogańskiego bożka Zadena i jego palatium, o którym szerzej wspominam w dalszych rozdziałach i przewodniku po Nekresi. Na pogański odwet nie trzeba było długo czekać.
Niektórzy starożytni Gruzini nie zamierzali wyrzec się pogańskich tradycji mazdajsko-rodzimowierczych. Kształtowały one lokalną kulturę już od VI w. p.n.e., w poszczególnych częściach kraju utrzymały się jeszcze do XII w., a jako elementy folkloru są znane i nierzadko praktykowane aż do dziś. W obliczu rewolucji obyczajowej część społeczeństwa wolała od chrześcijaństwa perski zoroastryzm z kultem ognia, który do V w. był drugą uznawaną i powszechnie praktykowaną religią w Gruzji, a względnie silną pozycję utrzymał do ok. X w.
Patowa sytuacja nie pozostawiała innego wyjścia: we wczesnym średniowieczu oficjalnie chrześcijańska Gruzja stała się krajem wielowyznaniowym. Podczas gdy w centrum Mcchety powstawały kolejne cerkwie, mniejszość zoroastryjska osiadła w wydzielonej dzielnicy Mogvtakari, gdzie miała swoje świątynie. Poganie, zoroastryści i chrześcijanie z Mcchety mieszkali obok siebie i modlili się do swoich bogów, lecz ład ich koegzystencji był tylko pozorny. Niepokoje wywołane przeobrażeniem religijno-obyczajowym targały krajem jeszcze przez kilka stuleci. Z czasem kult pogański niemal całkowicie zaniknął, a ostateczne starcie toczyło się między zwolennikami zoroastryzmu i chrześcijaństwa. Ku wielkiej uldze gruzińskich władców w światopoglądowym konflikcie zwyciężyli wreszcie chrześcijanie. Jak do tego doszło?
Podstępy w dobrej wierze
Władcy Gruzji rozumieli, że chrystianizm to przyszłość i bezpieczna przystań dla politycznych interesów kraju. Potrzebowali jedynie sposobu, aby zmniejszyć społeczną nieufność wobec wiary w Chrystusa i skłonić ludzi do masowej zmiany wyznania. Na wyobraźnię poddanych najskuteczniej działały proste dowody: bogactwo materialne i intelektualne chrześcijan, krwawy brutalizm innowierców – pogan i zoroastrystów, a przede wszystkim opowieści o kolejnych cudach św. Nino i nastawieniu mniszki do ludzi, których chciała ona nawrócić.
Jak w publikacji „Christianization of Georgia in Georgian Folklore and Religious Beliefs” pisze historyczka Nino Ghambashidze, podobno w pewną środę przed Wielkanocą św. Nino uczestniczyła w ludowym święcie Chiakokonoba, którego obchody miały odpędzać zło. Zobaczyła, jak mieszkańcy Mcchety rozpalają ognisko i przeskakują nad nim, krzycząc: „Wyjdźcie, przeklęte, złe stworzenia! Niech szlag trafi czarownice!”. Kult ognia odgrywał w starożytnych wierzeniach kluczową rolę, a kapadocka mniszka postanowiła go wykorzystać do… szerzenia chrześcijaństwa. Zamiast zwalczać odwieczne tradycje, krzyczeć na ludzi, gasić święty płomień, zabawiła się i też trzykrotnie przeskoczyła przez ognisko, wykrzykując pomsty w stronę Szatana. Tak oto schrystianizowała pogański rytuał, który przetrwał do naszych czasów jako folklorystyczna zabawa. A to był dopiero początek jej wielkiego chrystianizacyjnego dzieła.
Zwiedzanie Mcchety – zabytki i atrakcje
Namacalnym dowodem rozkwitu chrześcijaństwa w Gruzji są związane z postacią św. Nino zabytki sakralne Mcchety pod patronatem UNESCO: cerkiew Dżwari (VI w.), katedra Sweticchoweli (XI w.) i klasztor Samtawro (IV–XVI w.). Osobiście zwiedzam je w tej właśnie kolejności, po drodze zaliczając wizytę w lokalnych sklepach z pamiątkami i kawiarenkach.
Wam również sugeruję podobną trasę, gdy podróżnicze szlaki zawiodą was w ten rejon Kaukazu. Jeśli tak się zdarzy, koniecznie zajrzyjcie do Świętego Miasta, bo bez względu na poglądy religijne i wiarę turystów Mccheta to obowiązkowy punkt wycieczki do Gruzji! Oglądanie prawosławnych cerkwi, podobnych jedna do drugiej, których w Gruzji jest bez liku, może się wydawać nużące. Ale zmienicie zdanie, gdy tylko odkryjecie związane z nimi drugie dno dawnych wydarzeń w Mcchecie!
Dżwari – monastyr Krzyża
Na najwyższym wzniesieniu pod Mcchetą, skąd rozciąga się malowniczy widok na miasto i styk rzek Mtkwari i Aragwi, stoi niepozorna cerkiew Dżwari (ჯვარი) z VI w. To jedna z najstarszych świątyń chrześcijańskich w Gruzji, a podwaliny pod jej budowę św. Nino położyła już w IV w.
Jak czytamy w dziele „Życie św. Nino”, pewnego razu Bóg nakazał mniszce udać się na wysokie, skaliste wzgórze nad rzekami Mtkwari i Aragwi. Tu przyklęknęła ona przy bijącym ze skał Łzawym Źródle i zaczęła się żarliwie modlić, a gorzka woda stała się nagle smaczna i pożywna. Ludzie nie mieli wątpliwości, jak do tego doszło. Od dawna szeptano, że na szczycie nieopodal źródełka rosło magiczne, piękne i upojnie pachnące drzewo. Miało ono moc uzdrawiania, bo wystarczyło, że chory ptak skubnął jego liść, a odlatywał zdrowy – podaje średniowieczna kronika „Nawrócenie Kartlii”.
Znamienity gruziński historyk i geograf Wachuszti Bagrationi pisze na łamach „Opisu Królestwa Gruzji, jego zwyczajów i kanonów” („აღწერა სამეფოსა საქართველოსა, ზნენი და ჩვეულებანი საქართველოსანი”), że gdy uzdrowiona królowa Nana i wdzięczny za jej ocalenie król Mirian III przyjęli chrzest, udali się wraz ze św. Nino na rzeczone wzgórze i nakazali ściąć magiczne drzewo. Z jego pnia powstał pierwszy krzyż chrześcijański w Gruzji – poświęcony przez kapłanów z Mcchety, a następnie, przy wtórze śpiewów i modłów, wniesiony z powrotem na wzgórze za miastem. W kolejce ustawili się wtedy umierający, kalecy, niewidomi, schorowani i bezsilni, a moc krzyża natychmiast przywracała im zdrowie i siły.
Mała Cerkiew Dżwari
Radosna nowina o cudownym krzyżu z Mcchety niosła się coraz dalej i dalej. Z całej Gruzji, Armenii, Kaukazu, z odległych zakątków kontynentu przybywali do miasta gapie, posłowie z innych królestw i wyznawcy nowej wiary. W pewnym momencie tłumy były tak wielkie, że ówcześnie panujący król Guaram I postanowił coś z tym zrobić. I tak w 545 r. na wzgórzu pod Mcchetą stanęła pierwsza drewniana cerkiew, zwana Małą Cerkwią Dżwari, czyli Małą Cerkwią Krzyża, w której ulokowano święty krzyż. Tu, w pogodę i niepogodę, za dnia i po zmierzchu, przybysze łączyli się z Bogiem, by potem rozpierzchnąć się po świecie i głosić jasny przekaz: Gruzja to kraj chrześcijański jak się patrzy. A lokalnym władcom o to przecież właśnie chodziło ze względów politycznych!
Krzyż z Mcchety bił rekordy popularności, a plotki o nim nie ustawały. Wraz z nimi snuła się legenda o wybitnych dokonaniach misjonarskich św. Nino. Taki obrót spraw wzbudził w końcu zazdrość kolegów kaznodziejów. Wachuszti Bagrationi wspomina, że poirytowany kapłan Abraham z Armenii tak polecił swoim parafianom:
Rozkazuję wam w sprawie Iberyjczyków: odtąd nie miejcie z nimi społeczności ani w modlitwie, ani w jedzeniu, ani w przyjaźni, ani w karmieniu dzieci. Nie idźcie czcić słynnego krzyża Mcchety ani krzyża Manglisi, nie przyjmujcie ich w naszym kościele, unikajcie małżeństwa z nimi, możecie handlować z nimi tylko tak jak z Uriaszami.
Podobne ostrzeżenia na niewiele się jednak zdały, bo ośrodki wiary w Mcchecie zyskały już niepodważalną renomę. Chociaż w V w. miasto straciło status stolicy na rzecz pobliskiego Tbilisi, nadal waliły tu tabuny ludzi. Liczni pielgrzymi oznaczali dodatkowe zyski dla królewskiego skarbca, więc władcy byli podwójnie zadowoleni i jeszcze bardziej nakręcali religijny szum wokół Mcchety.
Duża Cerkiew Dżwari
Na potrzeby rozwijającego się kultu chrześcijańskiego syn króla Guarama, wódz Stepanoz I, podjął niebawem decyzję o rozbudowie sanktuarium na wzgórzu pod Mcchetą. W 605 r. po południowej stronie Małej Cerkwi pojawiła się kamienna Duża Cerkiew Dżwari.
Wnętrze okazalszej, choć wciąż niewielkiej, czteroapsydowej świątyni pozostało surowe, wręcz ascetyczne, pozbawione jakichkolwiek fresków. Jedyną dekorację stanowią tu ikony i snop światła padającego w słoneczne dni na centralnie położony krzyż, znajdujący się na fundamencie pierwszej świątyni. Podobną skromnością cechuje się elewacja, którą uświetniają li jedynie płaskorzeźby z postaciami świętych i gruzińskich przywódców z VI w., fundatorów cerkwi. Na wschodniej i południowej fasadzie i na cokole krzyża ciekawostką są inskrypcje asomtawruli – jedne z najstarszych, datowane na VI–VII w., wykonane starożytnym gruzińskim alfabetem.
Podczas zwiedzania warto uważnie rozejrzeć się po okolicy tej i innych gruzińskich cerkwi, by odnaleźć słynny krzyż św. Nino – ma on charakterystycznie wygięte ku dołowi ramiona. Skąd taki kształt? Legenda głosi, że Maryja Dziewica, która objawiła się św. Nino we śnie, podarowała jej krzyż upleciony z gałązek winorośli zerwanych ze swojego grobu, mówiąc: „Dzięki temu zwyciężysz zło i podstępność, a twoje kazania będą owocne”. W trakcie podróży do Gruzji wiotkie gałązki wygięły się jednak ku dołowi i tak już zostały. Inna wersja przypowieści mówi, że św. Nino samodzielnie zrobiła krzyż, splatając własnymi włosami dwie gałązki winorośli zerwane za bramami Mcchety – i analogicznie do poprzedniego przypadku wykrzywiły się one ku dołowi. Jeden z takich krzyży stoi oczywiście przy cerkwi Dżwari. Jeśli ma się więcej czasu na zwiedzanie, można także odnaleźć legendarne Łzawe Źródło – wiedzie do niego wąska ścieżka, zaczynająca się za ogrodzeniem po południowej stronie cerkwi.
Zagrożona perła architektury
Dżwari jest jedną ze świątyń, w których – niezależnie od światopoglądu – po prostu wypada być podczas wycieczki do Gruzji. Monastyr Krzyża to kawał gruzińskiej historii i kultury, a przy okazji wspaniały punkt widokowy na całą okolicę.
Na równinie pod wzgórzem łączą się dwie rzeki: Mtkwari (całkowita długość 1515 km, w Gruzji ok. 350 km; rzeka płynie z południa, w innych językach nazywana jest również Kurą) oraz Aragwi (całkowita długość 112 km; płynie z północy, wzdłuż Gruzińskiej Drogi Wojennej), które z jednej strony otacza pasmo Gór Trialeckich, a z drugiej – Gór Saguramskich. Na wprost cerkwi świetnie widać zaś miasto Mccheta.
Cerkiew Dżwari, gdzie do dziś odbywają się ważniejsze uroczystości religijne, zajmuje niepodważalne miejsce w dziejach gruzińskiego chrześcijaństwa. Pomimo swego znaczenia jest jednym ze stu najbardziej zagrożonych zniszczeniem zabytków świata. Przyczyniły się do tego lata zaniedbań konserwatorskich, zniszczenia wojenne, erozja gleby. Przy trudnościach ekonomicznych kraju i jednocześnie stale rosnącej liczbie zwiedzających tylko kolejny cud pozwoli zachować to szczególne miejsce na następne wieki…
Sweticchoweli – życiodajna kolumna i szata Chrystusa
W IV w. Mccheta, ówczesna stolica kraju, stała się kolebką gruzińskiego chrześcijaństwa. To tu, na wzgórzu pod miastem, stanął pierwszy krzyż chrześcijański w Gruzji. Tu również, jak wcześniej wspomniałem, król Mirian III, wdzięczny za uzdrowienie królowej Nany, wybudował pierwszą chrześcijańską świątynię w Gruzji.
Skromna drewniana kapliczka pojawiła się w ogrodzie królewskim w IV w., ale dość szybko uległa zniszczeniu. W V w. kolejną drewnianą cerkiew wybudował w tym miejscu król Wachtang I Gorgasali – znany z przeniesienia stolicy z Mcchety do Tbilisi. W VIII w. świątynię postawioną przez Wachtanga zastąpiła pierwsza cerkiew murowana, która jednak, tak jak poprzedniczki, nie oparła się architektonicznej dekompozycji. Wkrótce ich miejsce zajęła XI-wieczna katedra Sweticchoweli (სვეტიცხოველი) – najważniejsza katedra w Gruzji. Przez Polaków jest ona często nazywana gruzińskim Wawelem. Gruzini zaś jej nazwę tłumaczą jako Drzewo Życia. I nie bez powodu!
Legenda o Sydonii i chitonie Chrystusa
Według legendy Żyd Eliasz, który był świadkiem Męki Pańskiej w Jerozolimie, odkupił od rzymskiego legionisty i przyniósł do Mcchety chiton Jezusa Chrystusa. Szatę podarował swojej siostrze Sydonii, córce kapłana Abiatara, którą – gdy tylko przytuliła zawiniątko – ogarnęło tak silne wzruszenie, że padła bez życia. W miejscu jej pochówku wyrósł cedr libański (możecie go pamiętać z opowieści o bezdzietnym strażniku ogrodów i jego żonie). Nieświadomy król Mirian III, który obiecał św. Nino wybudować w Mcchecie pierwszą świątynię chrześcijańską, wybrał właśnie to miejsce w ogrodzie królewskim na plac budowy i nakazał ściąć drzewo. Budowniczowie porąbali cedr, a z pnia zrobili siedem – nieprzypadkowo, bo to symboliczna liczba – kolumn. Sześć kolumn udało im się wznieść, lecz siódmej w żaden sposób nie mogli udźwignąć. Przez całą noc św. Nino modliła się do aniołów, błagając o pomoc. I zdarzył się cud. Na siódmej kolumnie pojawiły się liście i zaczął się z niej sączyć święty olej, który leczył wszystkie choroby. Tę właśnie kolumnę Gruzini nazwali Świętą Kolumną, czyli Sweticchoweli; słowo sweti oznacza „kolumnę”, „filar”, a cchoweli (od wyrażenia sitsotskhlis mimnichebeli) – „życiodajne”. Tak więc nazwę świątyni można dosłownie tłumaczyć jako „życiodajny filar”, „życiodajna kolumna”, a bardziej poetycko – „drzewo życia”.
Według przekazów Sydonia głosiła, że pewnego dnia królewski ogród w Mcchecie zostanie przez Boga przemieniony w ogród chwały, i zgodnie z legendą tak właśnie się stało. Ale czy w katedrze Sweticchoweli naprawdę znajduje się grób kobiety trzymającej w rękach chiton Chrystusa, jedną z najważniejszych chrześcijańskich relikwii? Tego najpewniej nigdy się do dowiemy. Dowody archeologiczne sugerują, że pod świątynią faktycznie kogoś pochowano, lecz z szacunku do świętości Gruzini nie zgadzają się na rozkopanie cerkwi i ewentualną ekshumację ciała kobiety, które powinno być tam złożone.
Cenne zabytki sakralne
Owiana aurą tajemnicy katedra Sweticchoweli jest miejscem ważnym dla gruzińskiej religii i historii z jeszcze kilku powodów. W świątyni udzielano sakramentów władcom z dynastii Bagrationi – tutaj byli oni chrzczeni, tu brali śluby, tu chowano ich po śmierci. Katedra jest też miejscem pochówku innych historycznych postaci, np. króla Wachtanga I Gorgasalego (nagrobek nie zachował się w oryginale, mamy do czynienia z późniejszą rekonstrukcją). Obecnie w świątyni mieści się również siedziba arcybiskupa Mcchety i Tbilisi, sprawującego urząd katolikosa Gruzji – od 1977 r. gruzińskim patriarchą jest Eliasz II.
W Sweticchoweli znajdują się ponadto cenne zabytki sakralne: wyciosana z jednego głazu chrzcielnica z IV w., relikwie św. Andrzeja Apostoła (fragment kości stopy), Grób Pański z Jerozolimy odwzorowany w skali 1:1, bezcenne rękopisy (swego czasu katedra miała najbogatszą bibliotekę manuskryptów w Gruzji, lecz wiele ksiąg przepadło w trakcie kolejnych wojen), prawdopodobnie jedyne na świecie przedstawienie 12 znaków zodiaku na ścianie świątyni, a także piękne freski ze scenami z Apokalipsy – część malowideł została bezpowrotnie zniszczona wskutek najazdów mongolskich i perskich oraz za czasów carskich, gdy Rosjanie w ramach „odrestaurowywania” pobielili ścianę wapnem albo tynkiem.
Architekt Arsukisdze bez ręki
Obecny kształt katedry Sweticchoweli pochodzi z XI w., z okresu panowania Dawida IV Budowniczego z dynastii Bagrationi, najwybitniejszego króla, który zapoczątkował Złoty Wiek Gruzji. Władca powierzył nowy projekt świątyni architektowi nazwiskiem Arsukisdze. Budowa katedry na planie wydłużonego prostokąta, zdobionej wewnątrz bogactwem fresków i dekorów rzeźbiarskich, trwała w latach 1010–1029. Z tego samego czasu pochodzi pałac Katolikosów, stojący tuż obok katedry.
Ceniony gruziński pisarz Konstantin Gamsachurdia przytacza w książce „Ręka mistrza” („Didostatis marjvena”) legendę o Arsukisdzem, wedle której architekt po stworzeniu katedry Sweticchoweli stracił rękę, aby już nigdy nie mógł zbudować równie pięknej rzeczy. Był zatem niczym niewolnicy w Egipcie, których zamurowywano we wnętrzu piramidy, żeby nie zdradzili sekretów budowli i nie wznieśli niczego tak samo doskonałego. Ale to nie koniec, bo – jak to w Gruzji – mit ma kilka wersji. Według innego podania Arsukisdze stracił rękę w ramach kary za romans z księżniczką. Inni dopisywali do tej opowieści własne przypuszczenia: po romansie niefortunny kochanek stracił dłoń, a zhańbiona księżniczka trafiła do zakonu. Wieść gminna niesie też, że architekt uznał efekt swojej pracy za obrażający Boga i kazał stworzyć w cerkwi inskrypcję, którą można przetłumaczyć jako: „Boże, wybacz architektowi Arsukisdzemu”. Niezależnie gdzie tkwi prawda, w katedrze możemy spojrzeć Arsukisdzemu prosto w oczy – podziwiając płaskorzeźbę przedstawiającą architekta z miarą na prawym ramieniu (płaskorzeźba znajduje się na zewnętrznej ścianie katedry, z lewej strony, vis-à-vis dzwonnicy).
Skarb Mcchety
Katedra Sweticchoweli była wielokrotnie niszczona i tak samo często odnawiana. W 1283 r. z rozkazu króla Giorgiego V świątynię odbudowano po poważnym trzęsieniu ziemi. W ciągu wieków kopuła zaliczyła pięć upadków, choćby podczas najazdów armii Tamerlana, gdy władca rozkazał porąbać Sweticchoweli siekierami. Najazdy Mongołów, a potem Persów były dla Gruzji jak przejazd kolumnady czołgów i walców albo plaga szarańczy. Z każdego pogromu katedra wychodziła jednak zwycięsko, otoczona najlepszą opieką historyków sztuki, architektów i konserwatorów zabytków. Dziś przyciąga tłumy wiernych i zwiedzających z najróżniejszych zakątków Gruzji i świata.
W 2016 r. Sweticchoweli odwiedził papież Franciszek podczas swojej jesiennej pielgrzymki do Gruzji i Armenii. Lokalne media podawały wtedy, że przyjechał romis papi, czyli papież rzymski. Gwoli ścisłości, w prawosławiu nie istnieje odpowiednik papieża, każdy z narodowych kościołów prawosławnych jest autokefaliczny, czyli niezależny, i ma własnego katolikosa; przykładowo patriarchą Gruzji jest teraz Eliasz II, a Armenii – Karekin II. Wracając do papieża Franciszka: w trakcie nabożeństwa w Sweticchoweli miał on okazję wysłuchać modlitwy „Ojcze nasz” w wykonaniu ojca Serafina, słynnego, obdarzonego pięknym głosem gruzińskiego wokalisty i archimandryty, który modli się i śpiewa po aramejsku, w języku Chrystusa. Bijący rekordy popularności wideoklip z tego wydarzenia można znaleźć w internecie. To przejmujące wykonanie wywołuje silne wzruszenie, a czasem wręcz łzy, dlatego lojalnie ostrzegam! Przy okazji jako ciekawostkę dodam, że ojciec Serafin ma czarny pas w taekwondo i jest czterokrotnym mistrzem Gruzji we wschodnich sztukach walki. To się nazywa wszechstronny talent!
Tron katolikosa i światełko dla duszy
Dla mnie katedra Sweticchoweli jest szczególnie ważna, bo właśnie tu wziąłem gruziński ślub z Sophy. Atmosfera była wtedy podniosła i niezapomniana, ale nawet w zwykłe dni świątynia robi na odwiedzających ogromne wrażenie.
W tym miejscu chciałbym was uczulić na kwestię, o której zapominają niemal wszyscy turyści. W praktycznie każdej prawosławnej cerkwi znajduje się tylko jedno miejsce siedzące – tron dla katolikosa, głowy gruzińskiego Kościoła. Stojący samotnie w centralnej części budowli, często pięknie rzeźbiony, wzbudza w obcokrajowcach niepohamowaną chęć, żeby na nim usiąść i strzelić sobie zdjęcie. Absolutnie tego nie róbcie, nie wolno!
Możecie natomiast zrobić coś innego: zapalić w świątyni świecę. W gruzińskiej tradycji nie ma zwyczaju stawiania zniczy na cmentarzach. Symboliczne światełko za zmarłych i żywych zapala się właśnie w cerkwi. Na miejscu można zwykle kupić prawosławne świece z wosku pszczelego o przyjemnym aromacie. Świeczki za zmarłych ustawia się na świeczniku po lewej stronie, a te zapalane w intencji osób żyjących – po prawej. Najłatwiej zapamiętać właściwy porządek, zwracając uwagę, jak Gruzini trzy razy wykonują znak krzyża: głowa, serce, prawa strona (żywi), lewa strona (zmarli). Zaklęty krąg życia.
Zwiedzanie katedry Sweticchoweli
Zwiedzanie katedry Sweticchoweli trwa – przynajmniej u mnie – ok. 45 min. Bywam tu regularnie z turystami, a po obejrzeniu świątyni zwyczajowo zarządzam przerwę na kawę i wizytę w lokalnych sklepach z pamiątkami. Sam włóczę się wtedy po okolicy, rejestrując różne dziwactwa albo spotykając się ze znajomymi. Idę na kawę na piasku albo do zaprzyjaźnionej sprzedawczyni, która oferuje najlepsze w Gruzji czurczchele, czyli tradycyjne słodycze. Chętnie odwiedzam też stoisko z kindżałami i rogami do wina. Zresztą możecie to obejrzeć w filmie „Co można przywieźć z Gruzji”, który nagrywałem właśnie w Mcchecie – widać tam moich ulubionych sprzedawców i okolice cerkwi Sweticchoweli.
Sweticchoweli czy Sweti Cchoweli?
Zanim ruszymy dalej, chciałbym jeszcze wyjaśnić pewien językowy drobiazg. W różnych publikacjach – w internecie, przewodnikach, a nawet opracowaniach naukowych i encyklopediach – będziecie się spotykać z dwojaką formą zapisu nazwy świątyni: Sweti Cchoweli lub Sweticchoweli. Który wariant jest poprawny? Otóż w poszczególnych językach przyjęły się odmienne zasady: w źródłach angielskich i polskich dominuje pisownia rozłączna, ale już po niemiecku, rosyjsku czy gruzińsku nazwę katedry pisze się razem. Można przyjąć, że obie formy są poprawne. Ja we wszystkich swoich tekstach stosuję zapis Sweticchoweli, będący zlatynizowaną wersją nazwy gruzińskiej: სვეტიცხოველი – i właśnie tę formę uważam za właściwszą.
Samtawro – groby władców i gruzińskiego cudotwórcy
Zaledwie parę kroków od katedry Sweticchoweli znajduje się żeński klasztor Samtawro (სამთავრო) z IV–XVI w. Kręci się tu mnóstwo ludzi, a zewsząd dobiegają podekscytowane szepty.
W czasach św. Nino miejsce to znajdowało się za bramami Mcchety i wyglądało zupełnie inaczej. Nie było tu oczywiście żadnej świątyni. Rosły za to krzewy jeżyny i dzikie winorośle, z których mniszka uplotła krzyż, aby potajemnie się przy nim modlić i uzdrawiać. Trwało to aż trzy lata. Dopiero czwartego roku pobytu w Mcchecie św. Nino odważyła się otwarcie głosić dogmaty chrześcijaństwa i przestała się kryć z pomaganiem mieszkańcom. Jedni całkowicie jej ufali, inni omijali ją szerokim łukiem. Do czasu, gdy nic już nie było w stanie ich uratować – wtedy ruszali za miasto i wśród jeżynowych krzewów szukali pomocy u kapadockiej mniszki. Tak było też z królową Naną, którą właśnie tutaj św. Nino wybawiła od nieuleczalnej choroby.
Dlaczego pierwsza chrześcijańska świątynia w Mcchecie nie stanęła właśnie w tym symbolicznym miejscu? Przypominam, że najpierw powstała kaplica w ogrodach królewskich, którą w XI w. zastąpiła katedra Sweticchoweli. Otóż król Mirian III miał powiedzieć św. Nino, że choć bardzo lubi jeżyny, to otoczenie bujnych, życiodajnych ogrodów w centrum miasta uważa za odpowiedniejsze pod budowę świątyni. Wydaje się jednak, że jak wiele decyzji władców również ta wynikała raczej z pobudek politycznych i wizerunkowych. Świątynia widoczna w reprezentacyjnym miejscu stolicy, które każdy przybysz musiał minąć w drodze do centrum miasta, od razu sugerowała, jakie poglądy religijne ma król Kartlii. Żaden wysłannik na dwór króla, przypadkowy podróżnik ani nawet wróg nie szukałby przecież kluczowych symboli państwowej obyczajowości w krzakach za tylnymi bramami miasta…
Sytuacja zmieniła się mniej więcej sto lat później. Mccheta się rozrosła, a w miejscu jeżynowych krzewów wybudowano w IV w. cerkiew św. Nino. Jak podaje kronika „Życie królów gruzińskich” („ცხოვრება ქართველთა მეფეთა”), pierwsza część ze zbioru „Nawrócenie Kartlii” („მოქცევაჲ ქართლისაჲ”), świątynię tę zwano wówczas cerkwią podmiejską albo górną, w przeciwieństwie do cerkwi dolnej, czyli pierwszej chrześcijańskiej świątyni w Mcchecie, którą zastąpiła potem katedra Sweticchoweli. Gdy w latach 20. albo 30. V w. niszczejąca cerkiew dolna została zburzona, król Arczil tymczasowo przeniósł siedzibę lokalnych biskupów do cerkwi górnej, która przez kilka stuleci pełniła funkcję głównej świątyni miejskiej. W XI w. obok cerkwi św. Nino wybudowano cerkiew Przemienienia Pańskiego, później dołączyła trzykondygnacyjna dzwonnica. Kompleks klasztorny zyskał wtedy nową nazwę: Samtawro – po gruzińsku słowo mtawari oznacza „główny”. Według lokalnej legendy w miejscu świątyni znajdowała się wcześniej rezydencja księcia Kartlii, a więc kogoś sprawującego jedną z naczelnych, głównych funkcji na tych ziemiach – co wyjaśniałoby nazwę cerkwi.
Kompleks klasztorny Samtawro nie przejął roli kluczowego ośrodka sakralnego w Mcchecie. Jak już wiemy, w XI w. powstała według nowego projektu katedra Sweticchoweli, gdzie ponownie urządzono siedzibę biskupstwa. Czemu zatem służył klasztor Samtawro? Otóż stał się przede wszystkim lokalnym klasztorem żeńskim, kontynuującym dzieło św. Nino, i grobowcem osób zasłużonych dla Gruzji.
W głównej cerkwi Przemienienia Pańskiego pochowani są gruzińscy władcy: król Mirian i królowa Nana, którzy w 337 r. przyjęli chrześcijaństwo jako religię państwową.
Na terenie klasztoru swój grób ma też Abibos Nekreseli, który zasłynął bezprecedensowym starciem z zoroastrystami, założyciel monastyru Nekresi w regionie Kachetii.
W Samtawro spore tłumy kłębią się zawsze nad grobem współczesnego świętego, Gabriela Urgebadzego (1929–1995), nazywanego przeze mnie gruzińskim ojcem Pio. Mnich zasłynął jako uzdrowiciel i jasnowidz. Przed śmiercią nakazał, aby wydobyć jego doczesne szczątki po ok. 20 latach. Gdy dokonano tego w lutym 2014 r., okazało się – jak podają władze gruzińskiego Kościoła – że ciało św. Gabriela uległo częściowej mumifikacji. Zgromadzono wiele świadectw mocy Gabriela. Jego kult jest w Gruzji bardzo silny.
Pamiętam, że podczas mojej wizyty w Samtawro w 2007 r. grób Gabriela znajdował się na tyłach cerkwi. Wierni, którzy przychodzili tu się pomodlić, kładli na nagrobku różne rzeczy z nadzieją na błogosławieństwo świętego. Lądowały tu kluczyki od samochodów, portfele, dokumenty, karty kredytowe, a nawet olej słonecznikowy kupiony w sklepie u mniszek, które zarządzają obiektem. I czasem łaska Gabriela spływała na Gruzina od razu, bo położył kluczyki od swojej łady, a zabierał klucze od porsche, mercedesa albo innego supersamochodu 😉.
Rodzinne historie w domu kultury
W Mcchecie chciałbym was zabrać w jeszcze jedno intrygujące miejsce, dla odmiany zupełnie niezwiązane z postacią św. Nino ani z chrystianizacją Gruzji – a mianowicie do domu mojej gruzińskiej rodziny Tumaniszwili przy ul. Samkhedro 9.
W budynku ma obecnie siedzibę Wielofunkcyjne Miejskie Centrum Kultury i Edukacji Gminy Mccheta, czyli lokalny dom kultury, ale taki na wypasie. W obiekcie są sala widowiskowa na 450 miejsc, sale dla kółek zainteresowań (odbywają się tu zajęcia artystyczne, teatralne, literackie, językowe, a zwłaszcza muzyczne i choreograficzne, m.in. z instrumentarium, tańców i pieśni ludowych, klasycznych i nowoczesnych), studio nagrań, biblioteka, kawiarnia, sale konferencyjne czy biura.
Cieszy mnie nowe życie domu mojej rodziny, bo kiedy niejednokrotnie bywałem w Mcchecie od 2007 r., widok budynku ściskał moje serce uporczywym smutkiem. Patrzyłem na opuszczoną, brzydką budowlę, niemal kompletnie zniszczoną po pożarze z 2012 r. Frontową ścianę zdobiła mozaika z katedrą Sweticchoweli, słynnym gruzińskim motywem słońca i wizerunkami Gruzinów z kwewri – glinianymi amforami do produkcji wina. Zbite szyby, graffiti i ogólny bałagan dopełniały całości. W 2017 r. oddano do użytku na wskroś nowoczesny gmach domu kultury, na którego renowację wydano aż 4,5 mln GEL. Mam tylko nadzieję, że gdzieś w zakamarkach pamięta on o swojej tumaniszwilskiej przeszłości…
Co zobaczyć w okolicach Mcchety – atrakcje z wielką historią
Czy to już wszystko, co można zobaczyć w Mcchecie? Absolutnie nie! Miasto Mccheta wpisano na listę UNESCO wraz z okolicznymi zabytkami starożytności, średniowiecza i czasów późniejszych. Do najciekawszych obiektów należą most Pompejski (I w. p.n.e.), zamek Armazi (XIII–XV w.), klasztor Szio-Mgwime (VI w.) i klasztor Zedazeni (VI w.). W okolicy można ponadto zobaczyć grobowiec Akldama (I–II w.), muzeum pisarza Ilii Czawczawadzego, a także wiele mniejszych świątyń, jak klasztor Olga oraz cerkwie Singolistkkari, Getsimania, św. Barbary, św. Demetre, św. Jerzego czy Najświętszej Marii Panny i św. Nino w wiosce Karsan. Do wielu z tych miejsc wiodą przepiękne górskie szlaki – spacer będzie niezapomnianą frajdą!
Most Pompejski
Współcześnie niemal każdy zwiedzający dociera do Mcchety z Tbilisi, czyli od południa. Tymczasem w starożytności wszystkie drogi do pierwszej stolicy Gruzji wiodły od zachodu, a kto chciał wejść do miasta, musiał przekroczyć most na rzece Mtkwari. Początkowo był to drewniany most Mogvata, czyli Trzech Króli (nie mieli oni oczywiście nic wspólnego z chrześcijańskimi trzema królami, Gruzja była wtedy pogańska). W 65 r. p.n.e. pierwotną przeprawę zastąpił kamienny most Pompejski – pamiątka z czasów III wojny rzymskiej, gdy rzymski wódz Pompejusz najechał Królestwo Kartlii.
Co ciekawe, most Pompejski w Mcchecie był w codziennym użytku aż do XIX w. i funkcjonował jako część Gruzińskiej Drogi Wojennej. Wspomina o nim w notatkach z podróży na Kaukaz („Voyages en Orient entrepris par ordre du gouvernement français”) francuski dyplomata i przyrodnik Victor Fontanier, który część trasy przebył z rosyjskim pisarzem Aleksandrem Puszkinem:
Hrabia Puszkin i Shenval odwiedzili mnie i zaproponowali, że pojadę dalej drogą. Opuściłem Strangle z przyjemną myślą, że śpię w Tbilisi. Droga była równie przyjemna i urocza, choć rzadko widywaliśmy oznaki zaludnienia. […] z Garciscal przeszliśmy przez Kurę (Mtkwari – przyp. aut.) starożytnym mostem, pomnikiem kampanii rzymskich, […] jechaliśmy w kierunku Tbilisi, gdzie, w niezbyt niezwykły sposób, znaleźliśmy się prawie o jedenastej wieczorem.
Z użytkowania mostu Pompejskiego zrezygnowano wraz z rozwojem transportu ciężarowego, gdy przejazd po nadwątlonej konstrukcji stał się zbyt niebezpieczny. Ktoś wpadł wówczas na pomysł, że most nie jest już potrzebny, więc można go… zburzyć. Nie udało się i szczęśliwie zabytek ocalał, a nowy most wybudowano w latach 1839–1841 ok. 100 m dalej na wschód.
W trakcie zwiedzania warto pamiętać, że nie każdy ma szansę zobaczyć most Pompejski: po wybudowaniu hydroelektrowni ruiny mostu odsłaniają się tylko wtedy, gdy poziom wody w rzece obniża się o co najmniej 3 m.
Zamek Armazi – oko króla
Jedną z chętniej odwiedzanych atrakcji okolic Mcchety jest także zamek Armazi. Uwaga, zamek Armazi to nie to samo co twierdza Armazisciche – turyści często mylą te dwa miejsca ze względu na podobieństwo nazw.
Warto zatem zapamiętać, że ruiny starożytnej twierdzy Armazisciche znajdują się na górze Bagineti, vis-à-vis centrum Mcchety, po prawej stronie rzeki Mtkwari – tu była siedziba króla Kartlii.
Natomiast zamek Armazi (არმაზის ციხე) leży ok. 4 km na zachód od centrum Mcchety, nad rzeczką Armazischevi, na wzgórzu (745 m n.p.m.) w zalesionym górskim wąwozie. Obecnie można tutaj zobaczyć ruiny zamku z XIII–XV w. W starożytności, ok. II w., istniał w tym miejscu inny zamek – była to rezydencja lordów Mcchety, których z języka irańskiego zwano pitiakhsh (bidaxsh, bidakhsh); słowo to nie ma odpowiednika polskiego ani angielskiego, ale oznacza dosłownie „oko króla”, „drugi władca”, „wicekról” i odnosi się do arystokraty o pozycji margrabiego.
Na wzgórzu z zamkiem Armazi funkcjonuje stanowisko archeologiczne zwane przez badaczy Armazischevi. Odkryto tu ruiny zespołu pałacowego, warsztatu ceramicznego, marani (piwnicy na wino), wodociągu i łaźni oraz pozostałości nekropolii z grobami w typie krypt, sarkofagów i mauzoleum. Do drobnych skarbów należały osłony sztyletów z wygrawerowanymi portretami lokalnych wicekrólów Aspavruka (Asparucha) i Zevacha, złoty pas, diademy, naszyjniki, kolczyki, bransoletki, pierścionki i naramienniki, zdobione diamentami, szmaragdami, szafirami i innymi drogocennymi kamieniami. Jednymi z najcenniejszych znalezisk okazały się dwie stele nagrobne ze starożytnymi inskrypcjami grecko-aramejskimi, których unikalny styl określono mianem pisma Armazi. Jak wspomniałem wcześniej, podobne epigrafy przyczyniły się do ukształtowania gruzińskiego alfabetu w V w.
Nie jest jasne, dlaczego pierwotny zamek Armazi uległ zniszczeniu i w jakich okolicznościach powstał jego – obecnie również zrujnowany – następca, z którego pozostały jedynie ogrodzenia, fragmenty murów i wieża obronna. Znakomicie zachowała się za to cerkiew Najświętszej Marii Panny Armazi z 1178 r., wybudowana zaledwie kilometr od twierdzy, na wysokości 550 m n.p.m.
Oba zabytki stanowią znakomity cel przygodowej wędrówki. Krajobraz zielonego kanionu i wzgórz wprost oszałamia, a od wrażeń można odpocząć podczas pikniku przy wodospadzie. Trasa zaczyna się tuż za Mcchetą, przy rzece Mtkwari – można podjechać na stację kolejową Armazi i cofnąć się wzdłuż torów, a samochodem kierować się autostradą z centrum Mcchety na wieś Dzegvi (ძეგვი). Po drodze stoi znak z napisem „Zamek Armazi”, tu trzeba przekroczyć tory kolejowe i za 300 m wejść na leśną ścieżkę. Prowadzi ona prosto do cerkwi Armazi, a stamtąd – do ruin zamku. Szlak liczy 4 km w obie strony, a spacer wolnym tempem zajmuje 1–1,5 godz. Rzadko kto tu trafia, bo w programach większości wycieczek do Mcchety trasa zwiedzania koncentruje się na obiektach o większym znaczeniu historycznym: cerkwi Dżwari, katedrze Sweticchoweli i klasztorze Samtawro. Jeżeli jednak czas wam pozwoli – nie wahajcie się odkrywać mniej znanych atrakcji Mcchety!
Klasztor Szio-Mgwime i 2000 mnichów
Około 12 km na północny zachód od Mcchety, wśród malowniczych wzgórz na lewym brzegu Mtkwari, przycupnął klasztor Szio-Mgwime z pięknymi freskami. Z tym niewiarygodnie urokliwym miejscem wiąże się legenda o Trzynastu Ojcach Syryjskich, chrześcijańskich mnichach, którzy sprowadzili do Gruzji kult monastyczny.
Żartuję sobie, że turyści, którzy narzekają na nadmiar cerkwi w Gruzji, powinni kierować pretensje nie do nas, przewodników, lecz właśnie do owych syryjskich ojców, za których sprawą od VI w. aż do dzisiaj cerkwie w Gruzji wyrastają jak grzyby po deszczu. Wiele lokalnych świątyń to perełki architektury sakralnej, często o interesujących dziejach. Zdaję sobie sprawę, że nie sposób zobaczyć każdej, ale jeżeli macie czas i ochotę, to akurat do Szio-Mgwime zdecydowanie warto się wybrać, zwłaszcza że prowadzi tu nowa asfaltowa droga z zapierającymi dech w piersi widokami.
Nazwa cerkwi Szio-Mgwime (შიო-მღვიმე) oznacza dosłownie „jaskinia Szio”. Szio był jednym ze wspomnianych Trzynastu Ojców Syryjskich, który najpierw mieszkał w Mcchecie, potem na pobliskiej górze Zedazani, a ostatnie lata życia postanowił spędzić samotnie, w ciemnej, głębokiej na 12 m jaskini wapiennej, w kanionie na lewym brzegu rzeki Mtkwari. Tam też został zgodnie ze swoją wolą pochowany. Uświęcone miejsce przyciągnęło jego następców i już pod koniec VI w. powstały tu klasztor zamieszkiwało aż 2000 mnichów!
Mnisi z Szio-Mgwime mieli pełne ręce roboty. W ciągu kilku wieków na górzystym odludziu pojawiły się rozmaite zabudowania kompleksu klasztornego: kopułowa, jaskiniowa cerkiew św. Jana Chrzciciela (VI w.; obiekt jest w połowie zasypany; we wnętrzu znajdował się kiedyś kamienny ikonostas z XI w. z unikalną ornamentyką, który przeniesiono do Muzeum Sztuki Gruzji w Tbilisi), cerkiew Matki Bożej (zwana cerkwią górną, zbudowana na przełomie XI–XII w. na polecenie króla Dawida IV Budowniczego, pierwotnie kopułowa, w XVI w. odrestaurowana w formie bazyliki), a także refektarz (z przejściem do jaskini Szio) oraz XII-wieczna kaplica ze średniowiecznymi freskami. W 1937 r. archeologowie odkryli ponadto 2-kilometrowy akwedukt, dzięki któremu klasztor był zaopatrywany w wodę ze wsi Schaltbi. Według zapisków z 1202 r. za budowę innowacyjnej konstrukcji miał odpowiadać Anton z Chkondidi, biskup na dworze słynnej królowej Tamar.
Szio-Mgwime tętniło życiem kulturalnym i religijnym. W XII w. klasztor stał się własnością królewską i zyskał liczne przywileje: zwolnienie z podatku, przywileje sądowe, własne składy handlowe w Tbilisi (sprzedawano tam m.in. hodowane przez mnichów bydło). Mnisi żyli na poziomie, toteż klasztorna biblioteka szybko wzbogaciła się o pokaźną kolekcję bezcennych rękopisów. Co więcej, klasztor odpowiadał wyłącznie przed samym królem i lokalnym katolikosem. A wszystko to jedynie za cenę wsparcia, które mnisi byli zobowiązani okazać królowi w walce ze zbuntowanymi panami feudalnymi. Świetlana przyszłość Szio-Mgwime zakończyła się wraz z najazdami wrogów. W 1616 r. klasztor zrównały z ziemią wojska perskiego szacha Abbasa. Po odbudowie nigdy nie wrócił już do dawnej świetności. Za czasów radzieckich (co nie powinno raczej dziwić) klasztor został zamknięty, ale obecnie funkcjonuje i jest celem coraz większej liczby turystów.
Klasztor Zedazani – duchy gruzińskiego pogaństwa
Do znaczniejszych atrakcji w okolicach Mcchety należy również klasztor Zedazani (ზედაზნის მონასტერი). Dojechać do niego można od strony miejscowości Saguramo – a warto, jeżeli ciekawią was losy gruzińskiego pogaństwa i macie ochotę na długi spacer pięknym leśnym szlakiem, z nagrodą w postaci niesamowitej panoramy okolicy!
Klasztor leży na górze Zedazani, po wschodniej stronie rzeki Aragwi. Został założony w VI w. przez św. Jana, jednego z Trzynastu Ojców Syryjskich. Mnich wybrał tę lokalizację nieprzypadkowo. W czasach przedchrześcijańskich na górze znajdował się idol Zadena – bożka płodności i obfitych plonów, pana wszechświata i boga Słońca. Zaden był bogiem Hetytów z Azji Mniejszej, którego do Gruzji sprowadził w II w. p.n.e. król Farnadżom. Dlaczego? Bo uznał, że Armazi – najwyższy bóg kartlijski – jest niedostatecznie wszechwładny. Pewny swego Farnadżom zmienił nazwę góry Kukheti, zwanej też Saguramo, na Zedazani i urządził tu bożkowi swoisty ołtarzyk, a większe palatium Zadena wybudował na pobliskiej górze Tsitsamuri, w jednej z dzielnic Wielkiej Mcchety. Później Zaden przestał królowi wystarczać, więc sprosił on z Persji zoroastryjskich kapłanów, aby rozpowszechnić w Gruzji kult ognia i Słońca. Poczynania władcy wyjątkowo nie spodobały się poddanym, a jak się skończyły – opowiadam w przewodniku po Nekresi.
Gdy w IV w. nastało w Gruzji chrześcijaństwo, miejsca kultu Zadena w okolicy Mcchety zostały zrównane z ziemią jako jedne z pierwszych obiektów pogańskich. W 535 r. na górę Zedazani dotarł św. Jan i postanowił jej nadać nowe, chrześcijańskie oblicze. W jednej z jaskiń urządził kaplicę, gdzie pochowano go po śmierci w 573 r. Potem wokół rozrósł się klasztor, obejmujący cerkiew (VI w.), bazylikę (VIII w.), dzwonnicę i rezydencję mnichów Senaki (XVIII w.). Do XI w. monastyr pełnił funkcję sakralną i obronną. W późniejszych stuleciach cieszył się zmiennym szczęściem. W XX w. został zniszczony przez ZSRR, a obecnie znów odradza się w nim życie religijne.
Monastyr Zedazani to zabytek sakralny, jakich wiele w okolicy. Dlaczego więc warto go zwiedzić? Bo – przynajmniej według mnie – jest on jednym z symboli gruzińskiej otwartości kulturowej i szacunku do przeszłości. Jak wspominałem, we wczesnym średniowieczu Mccheta była miastem wielowyznaniowym, w którym obok siebie modlili się do swoich bogów poganie, zoroastryści i chrześcijanie. Jasne, nie mogli oni znaleźć wspólnego języka i nie raz spuszczali sobie nawzajem religijny łomot, ale mimo wszystko jakoś potrafili razem żyć. Sądzę, że ten niełatwy okres w dziejach wpłynął na charakterystyczną dla Gruzji tolerancję wobec różnych wierzeń. Z pewnymi wyjątkami wykazywali się nią również mnisi i kapłani chrześcijańscy, którzy – tak jak św. Jan, jego uczniowie i ich następcy – konsekwentnie nazywali prowadzoną przez siebie świątynię klasztorem Zedazani, chociaż nazwa odwoływała się do pogańskiego bożka Zadena. Przykładów tak okazywanej estymy wobec dawnych dziejów w Gruzji nie brakuje, zwłaszcza w nazewnictwie geograficznym. W okolicach Mcchety uwagę zwracają nie tylko góra i klasztor Zedazeni, ale też twierdza Armazisciche, zamek Armazi i klasztor Armazi, noszące imię pogańskiego boga Armaziego. Pomimo nastania chrześcijaństwa nazwy miejsc nigdy nie zostały zmienione, a więc nigdy nie przekreślono ich znaczenia historycznego i kulturowego. Podejście to uważam za ewenement. Bo czy w takiej Polsce, nie licząc kilku wsi, jakiekolwiek miejsce, a w szczególności chrześcijańska świątynia, nosi imię słowiańskiego bóstwa: Peruna, Swaroga albo Dadźboga? No nie – co wygląda tak, jakby z premedytacją wymazano pewną część słowiańskiego dziedzictwa. W Gruzji ani zwykli ludzie, ani lokalni duchowni nigdy do tego nie dopuścili. Dzięki temu Gruzini mają silne poczucie tożsamości narodowej, a podczas supry, tradycyjnej biesiady, zwyczajowo wznoszą toast za przodków – również za dalekich krewnych sprzed wieków, którzy w wyznaniowym mętliku ukształtowali wielowymiarową, bogatą kulturę kraju.
Muzeum Ilii Czawczawadzego
Jeżeli zdecydujecie się na wyprawę po wschodniej stronie rzeki Aragwi, w miasteczku Saguramo możecie także zwiedzić Muzeum Ilii Czawczawadzego (1837–1907). Czawczawadze był wybitnym gruzińskim pisarzem, reformatorem i działaczem społecznym. Tworzył opowiadania, poematy i liryki. Przewodził ruchowi Tergdaleuli, który wprowadzał w gruzińską przestrzeń intelektualną nowoczesne europejskie idee polityczne, społeczne i literackie. Pisarz zginął 12 września 1907 r. w wyniku zamachu na górze Tsitsamuri – szczegóły tego wydarzenia są niejasne. Po śmierci Czawczawadze został kanonizowany i okrzyknięty narodowym bohaterem Gruzji.
Mccheta – informacje praktyczne
Wspaniałe zabytki, przełomowe wydarzenia historyczne, tajemnicze legendy i urokliwe widoki Kaukazu – oto dlaczego Mccheta jest żelaznym punktem niejednej wycieczki do Gruzji. Zwiedzanie Mcchety trwa zwykle ok. 2–4 godz. – tyle wystarczy, aby zwiedzić słynne zabytkowe świątynie, skoczyć na kawę, poszperać w sklepach i na straganach z pamiątkami. Potem większość turystów od razu rusza dalej, np. w stronę Gori, skalnego miasta Uplisciche albo Gruzińską Drogą Wojenną do cerkwi Cminda Sameba pod górą Kazbek (nie mylić z cerkwią o tej samej nazwie w Tbilisi!). Niektórzy chętnie zostają jednak w Mcchecie dłużej, by prowadzić szersze eksploracje historyczne i religijne, zobaczyć okolicę albo skorzystać z mniej oczywistych atrakcji miasteczka. Cokolwiek wy postanowicie, przyda się wam parę praktycznych wskazówek.
Jak dojechać do Mcchety?
Najłatwiej dojechać do Mcchety z Tbilisi, marszrutką z dworca Didube (przejazd kosztuje 1 GEL i trwa ok. 30 min). Przy okazji warto wiedzieć, że z dworca Didube, leżącego przy stacji metra Didube i dużym bazarze, odjeżdżają wszystkie marszrutki na zachód i północny zachód Gruzji, m.in. Gruzińską Drogą Wojenną do Rosji, do miasta Władykaukaz po północnej stronie Kaukazu, w Osetii Północnej.
Do Mcchety możecie też pojechać razem ze mną: na jednodniową wycieczkę (tutaj wszystkie propozycje jednodniówek w okolicach Tbilisi) albo w ramach organizowanych przeze mnie dłuższych wycieczek objazdowych po Gruzji. Wystarczy, że się ze mną skontaktujecie – i ruszamy!
Jak dojechać z Mcchety do cerkwi Dżwari?
Z centrum Mcchety do cerkwi Dżwari można wziąć taksówkę. Trasa liczy niecałe 14 km, przejazd zajmuje ok. 15 min, a koszt nie powinien przekroczyć 10 GEL. Jeżeli wybieracie się do Mcchety ze mną, to oczywiście wizyta w Dżwari znajduje się w planie wycieczki, a organizacja transportu jest w pełni po mojej stronie.
Jak ubrać się do cerkwi?
We wszystkich prawosławnych obiektach sakralnych w Gruzji należy przestrzegać tradycyjnych zasad ubioru. Kobiety muszą zakryć włosy, dekolt, ramiona i nogi – przydadzą się chusta na głowę i ramiona oraz długa spódnica (w koszach przed wejściem do świątyni znajdują się chusty i spódnice na gumce w różnych rozmiarach – można je bezpłatnie wypożyczyć na czas zwiedzania). Wymagania wobec mężczyzn są mniej rygorystyczne: zakrywają oni nogi i ramiona (w Gruzji panowie zwyczajowo noszą zawsze długie spodnie; w okresie letnim polecam turystom spodnie z odpinanymi nogawkami albo przewiewne długie spodnie z lnu czy bawełny). W obu przypadkach strój powinien być skromny. Stosowanie się do tej prostej reguły jest wyrazem szacunku wobec lokalnego kultu religijnego.
Gdzie zjeść w Mcchecie?
Spośród lokali gastronomicznych w Mcchecie mogę śmiało polecić moją ulubioną restaurację Salobie – w angielskiej wersji House of Beans. To jedna z najstarszych knajp w mieście, zlokalizowana na trasie do twierdzy Armazisciche i ciesząca się barwną historią.
W 1967 r. Wasilij Mżawanadze, ówczesny I sekretarz Gruzji, poprosił Dimitra Alawidzego o otwarcie kawiarni w miejscu, gdzie 150 lat wcześniej zatrzymał się spragniony twórca „Eugeniusza Oniegina” – Aleksander Puszkin. Alawidze prowadził już w Mcchecie restaurację Marani, zresztą jedyną w mieście, więc wykorzystał to doświadczenie w nowym lokalu Sachashnike. Knajpka oferowała proste i skromne dania: chaczapuri czy mccheturi gvezeli (podobne do czebureków lokalne ciasto nadziewane mielonym mięsem lub ziemniakami i smażone w głębokim tłuszczu), a do tego gruzińskie wino.
Alawidze eksperymentował kulinarnie i wkrótce w karcie pojawiły się dania z fasoli, m.in. lobio, czyli fasolowa zupa krem, i lobiani – chaczapuri z fasolą. Nowe menu rozsławiło restaurację, której nazwę zmieniono wówczas na Salobie, czyli Dom Fasoli (lobio to po gruzińsku właśnie „fasola”).
W 1968 r. do Alawidzego dołączył młody hotelarz Jemal Togonidze. Panowie rozbudowali „fasolowy dom”, odwiedzany teraz przez mieszkańców Mcchety, gości z Tbilisi i turystów z krajów ZSRR, radzieckich dygnitarzy i kierowców ciężarówek. Jedli tu wszyscy. Nic dziwnego, że knajpa bez szwanku przetrwała upadek ZSRR. W nowych warunkach gospodarczych stała się prywatną własnością panów Alawidze i Togonidze – i działa nieprzerwanie od ponad pół wieku, udowadniając, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż jedzenie. Syn Jemala Togonidzego, Luarsab, wspomina, że podczas wojny domowej w 1990 r. w Salobie karmiono ludzi bez względu na to, czy mieli pieniądze na zapłacenie rachunku, czy nie. W trakcie pandemii COVID-19 lokal był zamknięty przez zaledwie 2,5 miesiąca – gdy tylko zniesiono obostrzenia, w kuchni znów rozgorzała praca.
Salobie szczyci się daniami przygotowywanymi wyłącznie ze świeżych, lokalnych składników. Dwadzieścia cztery kucharki lepią pierożki chinkali, Levan Dzikuri miesza ciasto, pozostali szykują lobio, lobiani, szaszłyki mcwadi, sałatkę dżondżoli (z kiszonych kwiatostanów kłokoczki południowej) i inne gruzińskie przysmaki, a nad wszystkim czuwa ceniony szef kuchni Giorgi Mgeliashvili. Ja, jako wielki miłośnik lobio, zawsze niecierpliwie czekam na wizytę w Salobie. Prostą i sycącą gruzińską zupę fasolową jem zwykle z mczadi, tradycyjnym chlebkiem z białej kukurydzy, sera, kiszonej papryki, ogórków i kapusty. Prawdziwe niebo w gębie!
Czasami na stołach w Salobie drżą szklanki i talerze – za restauracją przebiega wydrążona w skale linia kolejowa. Pociąg raz po raz pędzi po szynach, a Dimitr Alawidze, dziś honorowy mieszkaniec Mcchety, siedzi na jednej z drewnianych ławek, popija wino i spogląda na pobliską fontannę Puszkina. I pomyśleć, że Salobie nie powstałoby, gdyby nie to, że wybitnemu rosyjskiemu poecie akurat tutaj zachciało się pić!
Wycieczki i warsztaty kulinarne w Gruzji
Gdyby zamarzyły się wam warsztaty kulinarne w Gruzji, zapraszam na organizowaną przeze mnie wycieczkę Smaki Gruzji 9 dni. Podczas tej eskapady nauczymy się robić gruzińskie przysmaki pod okiem znanej szefowej kuchni z Mcchety, odwiedzimy zaprzyjaźnionych kucharzy i winiarzy z Kachetii oraz zobaczymy słynne gruzińskie zabytki i atrakcje.
Gdzie spać w Mcchecie?
Noclegi w Mcchecie to opcja rzadko rozważana – z miasteczka jest tylko 20 km do stolicy Gruzji, Tbilisi, gdzie czeka szeroki wybór różnych hoteli, hosteli i kwater, a do tego kwitnie życie nocne. Nocleg w Mcchecie może być jednak dobrym rozwiązaniem dla miłośników ciszy i nieco świeższego powietrza. W miasteczku godne polecenia są m.in. dwa obiekty:
- Gino Wellness & SPA – butikowy hotel i centrum spa w sercu Mcchety, obok klasztoru Samtawro. Cena pokoju obejmuje usługi spa, w tym wstęp do sauny, jacuzzi i na basen. Na miejscu są restauracja i sala konferencyjna;
- Hotel Balcony – butikowy hotel z basenem i restauracją nad rzeką Mtkwari, popularne miejsce na imprezy (śluby, chrzciny, urodziny) dla młodych mieszkańców Tbilisi.
Moje wycieczki i pielgrzymki do Mcchety
Powtórzę raz jeszcze i nie bez powodu: Mccheta to obowiązkowy punkt zwiedzania Gruzji. Wizyta w byłej stolicy i religijnym sercu kraju znajduje się w programie praktycznie każdej mojej wycieczki po centralnej i wschodniej Gruzji, w programach wypraw objazdowych po najważniejszych atrakcjach całego państwa, a także w programach organizowanych przeze mnie pielgrzymek do Gruzji. Mcchetę możecie ze mną zwiedzić o każdej porze roku – od późnej wiosny, przez lato i malowniczą jesień, aż po zimę, gdy w Mcchecie zatrzymujemy się po drodze do kurortu narciarskiego Gudauri. Zobaczcie wszystkie propozycje moich gruzińskich wycieczek i wybierzcie tę, która najbardziej wam odpowiada! Możemy też wspólnie wybrać się na indywidualny, szyty na miarę wyjazd turystyczny albo pielgrzymkowy – skontaktujcie się ze mną, ustalmy szczegóły i do zobaczenia na kaukaskim szlaku!
Czarne blachy BDG? WoW 😉
To auto, które przyjechało z Bydgoszczy, nadal jeździ po Kachetii 🙂
PS. A lepszego chleba niż tradycyjny gruziński nie jadłam nigdzie – tęsknię za tym smakiem.
Nie byłem jeszcze w Gruzji ale jeżeli chodzi o turystykę to wydaje mi się, że idzie jak burza. Pojawia się coraz więcej możliwości dostania się do tego kraju i patrząc na relację podróżników widać, że często z nich korzystają.
To prawda, praktycznie każdy kto chciał odwiedzić Gruzję już tutaj był 🙂
Mtskheta jest na liście do zobaczenia. Chociaż akurat o Dolnej i Wewnętrznej Kartlii nie myślałem za bardzo, planując podróż do Gruzji 😉 teraz wiem, że warto uwzględnić w planach 🙂
W Dolnej Kartlii warto zobaczyć muzeum w Dmanisi gdzie wykopano pierwszego Europejczyka, w Wewnętrznej – miasto Stalina Gori i skalne miasto w Upliscyche. A Mccheta-Mtianetia to wiadomo – Mchceta, Gruzińska Droga Wojenna, Kazbek 🙂
Byłam, ale na grającego dziadka nie zwróciłam uwagi 😉
Ciekawe historie! Ja podczas wizyty w Gruzji Mcchetę ominęłam i teraz trochę żałuję. No ale nic straconego, będzie powód (jeden z wielu 🙂 ) by tam wrócić 🙂
Wracaj koniecznie, 10 dni to za mało na Gruzję. Ja przyjeżdżam i zwiedzam 8 lat i wciąż nie widziałem wszystkiego 🙂
O Gruzji nigdy nie myślałem poważnie, ale dla Sweti Cchoweli chyba muszę to zmienić. Jestem wielce oczarowany tym miejscem, wygląda idealnie i próżno szukać w Europie podobnego miejsca. Doskonałe <3
Wygląda inaczej niż kościoły w Europie opisywane u Ciebie i koniecznie musisz przyjechać 🙂
bardzo dobra strona, mnóstwo ciekawych informacji, za które bardzo serdecznie dziękuję! Przydają się w moich podróżach po Gruzji. Podoba mi się szacunek dla wrażliwości słuchaczy, nie śmiejesz się z tradycji/zwyczajów/wiary/przekonań, rzeczy ważnych, choć być może dla niektórych naiwnych. Widać, że masz życzliwy stosunek do ludzi. Bardzo mi się to podoba. Jeszcze raz dziękuję!
Pięknie dziękuję, do zobaczenia na trasie 🙂