Dawit Garedża, występujący też pod nazwą Dawid Garedża i David Gareja, to słynny gruziński klasztor wykuty w skałach na styku Gruzji i Azerbejdżanu. Przepiękne miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć podczas wycieczki do Gruzji – jeśli nie dla ciekawostek religijnych, to przede wszystkim dla emocjonującej eskapady 4×4 przez dzikie krajobrazy półpustyni Dawit Garedża.
Do dziś nie potrafię powiedzieć, co wywołuje większe wrażenia: skalny klasztor Dawit Garedża z VI w., otaczający go pejzaż off-roadowego pustkowia czy Udabno, „miasto duchów” i ostatni bastion cywilizacji, za którym ciągną się szutrowe zakręty półpustyni. Jedno wiem na pewno: to miejsce budzi szalony wir emocji i dziką, spełnioną tęsknotę za wolnością.
Spis treści
Na rozstajach dróg w wiosce duchów
Pierwszy raz byłem w Dawit Garedży na przełomie lipca i sierpnia 2007 r., o czym pisałem w reportażu Pierwszy miesiąc w kraju przodków. Podróżowałem wtedy po Gruzji starym, czerwonym Volkswagenem Transporterem razem z moim ojcem. Głównym celem tej wyprawy była pomoc charytatywna dla gruzińskiej Polonii, domu dziecka w Rustavi i szpitala dziecięcego w Tbilisi. Do klasztoru pojechaliśmy rzadko uczęszczaną trasą przez miejscowość Rustavi, a potem przez gruzińską półpustynię z kosmicznymi krajobrazami, na wpół opuszczonymi osiedlami, sowchozami, bazami wojskowymi z czasów radzieckich i absurdalnymi pomnikami pośrodku nicości, które kojarzyły mi się ze scenerią z filmu „Wzgórza mają oczy”.
W tamtym czasie socrealistyczne krajobrazy za Rustavi nasuwały mi skojarzenia rodem z hollywoodzkiego filmu grozy. Oczami wyobraźni widziałem grupkę dzieciaków w rozklekotanym minibusie, których wakacyjna przygoda zamienia się w horror. Oto mamy zepsuty samochód na końcu świata i brak zasięgu komórkowego, które zwiastują nadchodzące niebezpieczeństwo. Tuż zza rogu wyskakują zdeformowani przez testy nuklearne mutanci-kanibale, którzy brutalnie wyrzynają naszych niewinnych bohaterów w myśl smutnej statystyki: najpierw ginie czarnoskóry, potem głupia blondynka, a z masakry wychodzi cało tylko zakrwawiona, cycata szatynka. W tle powiewa amerykańska flaga. Kurtyna i koniec seansu.
Trasa nie nadawała się do jazdy i do dzisiaj nie wiem, jak nasz Volkswagen sobie na niej poradził. Myślałem wtedy, że do Dawit Garedży nie da się normalnie dojechać. Moje zdziwienie było ogromne, gdy po kilku godzinach znaleźliśmy się pod samym klasztorem, a tam, na parkingu, stały osobowe samochody… Wtedy dowiedziałem się, że do wykutego w skale unikalnego zabytku, zawiadywanego przez brodatych mnichów w dresach, prowadzi druga, lepsza droga przez Udabno.
Wioska Udabno była jednym z eksperymentów społecznych w czasach ZSSR i została założona jako pokłosie prowadzonych od czasów Józefa Stalina decyzji o masowych i przymusowych przesiedleniach lokalnej ludności, co zaczęło się tuż po II wojnie światowej. O czym pisałem już we wspomnianym reportażu, przypuszcza się, że mieszanie Rosjan i rdzennych mieszkańców krajów Kaukazu Północnego i Południowego było zemstą Kraju Rad na niepokornych góralach i miało ostatecznie doprowadzić do zmuszenia kaukaskich narodów do uległości.
W Gruzji represje były stosunkowo łagodne, ale najbardziej ucierpieli mieszkańcy Swanetii. Z niedostępnych górskich wiosek na północnym zachodzie kraju przeniesiono ich na południowy wschód Gruzji – z pięknych alpejskich łąk Kaukazu na nieprzyjazne ziemie półpustyni Dawit Garedża. Tu, pod czujnym okiem żołnierzy, przesiedleńcy mieli się „ucywilizować”. Przez stulecia bowiem, co znajduje potwierdzenie w rozmaitych kronikach podróżniczych, w tym na łamach trzytomowego dzieła „Poetyckie poglądy Słowian” z końca XIX w., autorstwa rosyjskiego folklorysty Aleksandra Nikołajewicza Afanasjewa, mieszkańców Północnego Kaukazu uważano za dzikusów.
Do nowej osady Udabno doprowadzono wodę, Swanowie mogli tu uprawiać arbuzy i hodować zwierzęta. Pierwsze zawarte we wsi małżeństwo dostało na zachętę od Rosjan kołyskę i… papierowego wielbłąda. Ale pomimo tego typu „udogodnień” miasto-sowchoz nie było dla Swanów domem. Było obcością, z którą nie potrafili w żaden sposób się utożsamić. Gdy tylko nadeszła polityczna odwilż, wielu Swanów uciekło z wioski na ojczyste ziemie, niektórzy osiedlili się w Tbilisi. Pozostały po nich ziejące trwogą pustostany z pajęczynami na stłuczonych szybach okiennych i przydomowe ogródki z gąszczem chwastów, podskubywanych przez świnie i kury należące do tych swańskich śmiałków, którzy wbrew przeciwnościom losu postanowili w Udabno zapuścić korzenie. Co ciekawe, w latach 1973 i 1987 do Udabno przybyła kolejna fala Swanów – tym razem uchodźców klimatycznych, których Medea Mezrishvili, sołtys wioski Sagaredżo i pierwsza sekretarz Komitetu Centralnego w latach 80., osiedliła tu w porozumieniu z rządem radzieckim po tym, gdy potężna lawina zniszczyła ich domy w Chuberi, Mulakhi i innych wioskach w Swanetii.
Do dziś w Udabno pobrzmiewają nuty tęsknych pieśni Swanów za ojczyzną. Uderzający w rosyjskiej inwazji na Gruzję jest fakt, że radziecki rząd niezwykle cenił muzyczny talent przesiedleńców i w latach 80. aktywnie wspierał organizowany przez nich festiwal Udabnooba, ukazujący muzykę, tradycyjne tańce (np. kintouri) i kulturę ludową Gruzji, w tym regionu Swanetii. Występów lokalnego zespołu kobiecego można obecnie, po uprzednim umówieniu się, posłuchać również w miejscowym, prowadzonym przez Polkę barze Black Horse lub w słynnym Oasis Club Udabno. Tu, na dzikiej półpustyni, w osadzie uszytej z rozpaczy i nadziei, swańskie pieśni rozrywają serce, każą się zatrzymać w biegu i zobaczyć to, co w pierwszej chwili umyka gdzieś na szlaku off-roadowej przygody.
Dla tych ludzi, jak i oczywiście dla największej perły tej ziemi przyjeżdżam tu niezmiennie od kilkunastu lat z moimi turystami. Gdy w 2011 r. rozpocząłem działalność turystyczną w Gruzji, regionowi Kachetii – gdzie mieliśmy przez jakiś czas bazę firmową w Lagodechi, ostatniej miejscowości przed granicą z Azerbejdżanem, w której polski botanik i zesłaniec Ludwik Młokosiewicz założył jeden z najpiękniejszych gruzińskich rezerwatów przyrody – poświęcaliśmy najwięcej uwagi ze względu na jego dziedzictwo winiarskie oraz liczne zabytki, wśród których jaśniejącą gwiazdą od razu stał się klasztor Dawit Garedża. Z jego zwiedzania nigdy nie zrezygnowaliśmy – nawet pomimo uciążliwego dojazdu z Tbilisi, trwającego czasami ok. 2,5 godziny, przez miejscowość Sagaredżo i potem wioskę Udabno na gruzińskim stepie.
Obecnie droga do Dawit Garedży została w dużej mierze wyłożona asfaltem, który kończy się przed Udabno. Brakuje jeszcze ok. 20 km, żeby podróż przebiegała sprawniej, a kierowcy i turyści nie narzekali na wyboje. Które, swoją drogą, mogą być wielką atrakcją dla wagabundów marzących o emocjonującym rajdzie przez dziurawe, a potem piaszczyste, kurzące się drogi na kraniec gruzińskiego świata. Tu, gdzie w bezkresnej głuszy tylko raz po raz trafiamy na pojedyncze drzewa, stadka owiec, płaskie tafle przydrożnych jezior oraz kierowców pomykających w ciężarówkach o wyraźnie rosyjskim rodowodzie.
Klasztor Dawit Garedża jest dowodem na to, że w Gruzji off-roadowa przygoda poza szlakiem czeka rzut beretem od nowoczesnej stolicy.
Dawit Garedża – historia skalnego klasztoru
W Gruzji często bywa tak, że tam, gdzie nie spodziewamy się już absolutnie niczego, trafiamy na prawdziwy skarb. Bez wątpienia jest nim Dawit Garedża – jeden z najbardziej prominentnych średniowiecznych ośrodków religijno-kulturowych Gruzji, położony w południowo-wschodniej części kraju, tuż przy granicy z Azerbejdżanem. Monastyr rozciąga się w półpustynnych górach Garedża, wzdłuż rzeki Argali, oraz na klifach Khriok w dolnym biegu Iori – i zajmuje łączną przestrzeń aż ok. 20 km!
Na wykuty w skałach kompleks składa się trzynaście klasztornych jaskiń i ich zespołów, leżących na terenie Gruzji i częściowo Azerbejdżanu:
- Tsamebuli (Męczennika; წამებული) – gdzie przechowuje się podobno relikwie torturowanej Berthy;
- Jana Chrzciciela (ნათლისმცემელი) – we wnętrzu są fragmenty malowideł z I poł. XII w. i ikonostas z II poł. XVIII w.;
- Chichkhituri (ჩიჩხიტური) – można tu obejrzeć jeden z wielu unikalnych fresków kompleksu;
- Rogu Dodo (დოდოს რქა) – w XII–XV w. był klasztorem królewskim, zobaczyć w nim można ołtarz z ikonostasem, fresk Chrystusa na tronie i fragment płaskorzeźby z krzyżem prawosławnym, zachowanej w konchy (półkolistym sklepieniu) absydy sanktuarium;
- Pustyni (უდაბნო) – prócz cerkwi Wniebowzięcia NMP są tu refektarz i pomieszczenia magazynowe. Największym skarbem klasztoru Pustyni są malowidła, z których najstarsze pochodzą z X w. – wśród nich najważniejszy jest fresk przedstawiający życie Dawida Garejeli;
- Bertubani (ბერთუბანი) – do cennych pamiątek Bertubani należą XIII-wieczne malowidło z wizerunkiem gruzińskiej królowej Tamar oraz fresk ukazujący epizod z życia Dawida Darejeli, który powstał w szczytowym okresie rozwoju Szkoły Malarstwa Garedża. Klasztor ten znajduje się na terenie Azerbejdżanu i nie można go z tego powodu odwiedzić (wyjaśnienie poniżej);
- Kolagiri (მღვიმე) – klasztor z cennymi malowidłami, jednak zniszczony w blisko 70 proc. po zawaleniu się pobliskiej góry i niedostępny dla zwiedzających;
- Pirukughmari (პირუკუღმარი) – położony 4 km na wschód od Kolagiri, niewielki, prawie całkowicie zniszczony kompleks, którego wyglądu i zabytków nie sposób już dziś odtworzyć;
- Dużych Kotłów (დიდი ქვაბები) – kompleks jaskiniowy obejmujący w górnej części rozległe spichlerze, a w dolnej groty obecnie w większości prawie całkowicie zanurzone w podmokłej glebie i niemożliwe do zwiedzania. Do kompleksu przynależy też klasztorny cmentarz;
- Małych Kotłów (პატარა ქვაბები) – kompleks jaskiń położony 12 km na wschód od Wielkich Kotłów, na lewym dopływie Iori, w pobliżu „Gorzkiego Wąwozu”. Zgodnie z nazwą Małe Kotły są niewielkie i obejmują tylko jedną cerkiew z refektarzem. Klasztor ten jest ostatnią i najdalej wysuniętą na wschód świątynią w paśmie górskim Garedża.
- Martwego Męczennika (აღდგომისა წამებული) – o tym i poniższych trzech niewiele jednak wiadomo;
- Tertrsenakebi (თერთრსენაკებ);
- Jaskini (მღვიმე);
- Verangareja (ვერანგარეჯა).
Dawit Garedża to ewenement skalnej architektury Gruzji. To zarazem jeden z trzech tego typu unikalnych obiektów w tym rejonie Kaukazu. W centralnej części kraju, niedaleko Gori, warto zobaczyć także Uplisciche – najstarsze skalne miasto w Gruzji z V w. p.n.e., pamiętające jeszcze czasy pogańskie. Fenomenem południowo-zachodniej części Gruzji jest natomiast Wardzia – miasto-schron z przełomu XII–XIII w., jeden z najwspanialszych zabytków Gruzji, który można zwiedzić m.in. podczas organizowanej przeze wyprawy Gruzińskie bezdroża 8 dni lub na szlaku wycieczki Gruzja Baśniowy Kraj 12 dni. Każdy z tych skalnych pomników przeszłości wygląda inaczej, odznacza się odmienną historią i miał dawniej inne przeznaczenie. Powstaje w tym miejscu pytanie, kto i dlaczego był skłonny porwać się na budowanie takich cudów w miejscami nieprzystępnych, surowych terenach Kaukazu?
Mnich Dawit Garedżeli i Trzynastu Ojców Syryjskich
Klasztor Dawit Garedża zapoczątkował ten, od którego imię wziął cały kompleks monastyrów wraz z otaczającą go półpustynią – mnich Dawit Garejeli, czyli Dawit Garedżeli, którego obwołano potem świętym.
Dawit przybył do Gruzji z Antiochii w VI w. i zamieszkał w klasztorze Zedazeni, niedaleko Mcchety i Tbilisi. Następnie przeniósł się do Tbilisi, by osiąść ostatecznie na oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od miasta półpustyni, w pobliżu jedynego źródła pitnej wody na trasie lokalnych pielgrzymek. Dawit i jego uczeń Lukiane osiedlili się w jaskini na górze Garedża, gdzie wiedli życie na wskroś ascetyczne. Żywili się rosnącymi na stepie dzikimi roślinami i mlekiem jelenia – scenę dojenia zwierzęcia można zobaczyć na ikonie w Dawit Garedża (Davitis lavra), głównym klasztorze kompleksu, a także w monastyrze Udabno, o którym turyści rzadko wiedzą, a nawet jeśli, to często nie są do niego wpuszczani.
Wiadomo, że jeszcze w młodości Dawit został duchowym synem św. Ioane Zedazneli (Jana z Zedazeni), jednego z Trzynastu Ojców Syryjskich. Czy było ich faktycznie trzynastu, a może dziewiętnastu, jak podają niektóre teksty hagiograficzne – tego nie sposób już dziś jednoznacznie ustalić. Podobnie nie wiadomo, czy byli to wykształceni przez Asyryjczyków Gruzini, czy sami Asyryjczycy, przybyli z dawnych terenów Mezopotamii w celu krzewienia chrześcijaństwa na Kaukazie. A może byli to misjonarze lub uchodźcy z Syrii, szukający w dalekim świecie azylu dla siebie i wyznawanych doktryn teologicznych? Tak czy inaczej, Ojcowie Syryjscy przyczynili się do powstania w Gruzji wielu klasztorów, m.in. Szio Mgwime, Nekresi czy Ikhalto. W VI w. zawędrowali zaś śladem Dawita na półpustynię, gdzie pobyt otworzył przed nimi – jak i przed całym krajem – nowy rozdział w rozwoju.
Unikalna Szkoła Malarstwa Dawit Garedża
Klasztor Dawit Garedża założony przez mnicha Dawida w VI w. dawał przez kolejne stulecia schronienie zakonnikom, którzy oddawali się tu wierze i… żmudnej budowlance. To właśnie oni, na zdumiewająco rozległym obszarze i nie mając do dyspozycji zaawansowanych narzędzi, wydrążyli w skałach oszałamiające kompleksy klasztorne.
Pierwszy klasztor – Lawra – powstał na górze Garedża, na pograniczu Gruzji i Azerbejdżanu, gdzie w tutejszej jaskini mieszkał początkowo Dawit. W kolejnych latach jego uczniowie, Dodo i Lukiane, wznieśli kolejne dwa jaskiniowe klasztory: Rka Dodo i Natlismcemeli. W XI w. klasztor Dawit Garedża został najechany przez Turków seldżuckich. Nie złamało to jednak hartu ducha mnichów. Na przestrzeni XI–XIII w. przypadł okres najintensywniejszego rozwoju monastyru. Dawit Garedża został wówczas rozbudowany o kolejne klasztory – Udabno, Bertubani i Czichchituri.
Mając „dach na głową”, mnisi mogli też nareszcie skupić się na Bogu, nauce i sztuce sakralnej. Eksperymentowali z nową interpretacją tematyki religijnych obrazów, a między IX i XII stuleciem stworzyli w monastyrze Udabno własną, oryginalną metodę malowania fresków, zwaną Szkołą Malarstwa Garedża. Tym samym oddzielili się też od obowiązującego wzorca bizantyjskiego, co było prawdziwie odważnym przełomem w religijnej twórczości wizualnej.
Za sprawą nowatorskiego podejścia artystycznego Trzynastu Ojców Syryjskich i ich duchowych potomków, freski w Dawit Garedża stały się ważnym elementem światowego dziedzictwa. Malowidła przedstawiające Dawita Garejeli i innych budowniczych klasztorów oraz gruzińskich władców – Dawida Budowniczego i jego syna Dymitra I oraz legendarną królową Tamar i jej syna króla Laszę-Giorgiego (ლაშა-გიორგი) – obficie zdobią skalne ściany klasztorów kompleksu Dawit Garedża, w tym jednak wiele znajdujących się po stronie Azerbejdżanu, które są z tego powodu praktycznie niemożliwe do obejrzenia (jeszcze wspominam o tym problemie poniżej). Na szczęście reprodukcje fresków z Dawid Garedża można też obejrzeć w oddziale Muzeum Narodowego w Sighnaghi.
Wzloty i upadki Dawit Garedża
W XII w. monastyr Dawit Garedża, pod przewodnictwem przełożonego Onopra Garedżeli, był nie tylko ważnym ośrodkiem religijnym, lecz także kulturowym i edukacyjnym w tej części Gruzji. W czasach świetności klasztoru przybywali do niego z całego kraju znaczący mnisi oraz adepci duchowieństwa i „cywile” na nauki. Wśród nich był też wspomniany już syn króla Dawida Budowniczego – Dymitr I, twórca znanej pieśni religijnej, która przetrwała w niezmienionym kształcie do czasów współczesnym. Dzisiaj to już klasyk gruzińskiej muzyki sakralnej.
Niestety, począwszy od XIII w. rozpoczął się trwający ponad osiemset lat powolny upadek klasztoru Dawit Garedża. W dużej mierze przyczyniły się do tego wielokrotne najazdy Mongołów, którzy nie tylko niszczyli świątynie, rabowali je i palili bezcenne manuskrypty. Przede wszystkim dokonywali masowych mordów na mieszkających tu mnichach. Światło nad gruzińską perłą wieków ciemnych, zapalone przez postępowych zakonników o szerokich horyzontach intelektualnych i duchowych, zgasło. Klasztor niszczał, a w latach 1811–1991 stał zupełnie opustoszały i zapomniany przez los.
Gdy byłem tu po raz pierwszy w 2007 r., w kompleksie klasztornym przebywało zaledwie dziewięcioro duchownych. Lepiej jednak późno nic wcale – Dawit Garedża został w końcu objęty należną ochroną jako zabytek o niepodważalnym znaczeniu dla dziedzictwa Gruzji, a mnisi mogą tu oddawać się duchowym uniesieniom, ale przede wszystkim chronić przed ruiną architektoniczne i artystyczne bogactwo monastyru i jego tajemnice…
Legendy o Dawit Garedża
Jak wiele zabytków, tak i kompleks klasztorny Dawit Garedża jest owiany fascynującymi legendami. Te sławią czyny bohaterów, opisują życie świętych, opowiadają o ważnych wydarzeniach historycznych. W przypadku świętego Dawita i jego czynów najbardziej znane są legendy o czarnym kamieniu i kamieniach z Jerozolimy.
Legenda o czarnym kamieniu
Legenda o czarnym kamieniu opowiada o zdarzeniach z czasów, gdy święty Dawit razem ze swoimi uczniami mieszkali w Tbilisi. Na górze Mtacminda, w ówczesnej zachodniej części miasta, znaleźli oni jaskinię, która stała się ich siedzibą. Przed przyjęciem chrześcijaństwa, a także przez kilka kolejnych późniejszych stuleci w Gruzji dominował zoroastryzm, najstarsza monoteistyczna religia świata, z bogiem Ahurą Mazdą na czele. Przez przedstawicieli tej wiary św. Dawit był szykanowany i to pomimo cudownych uzdrowień, których dokonywał. Pewnego dnia, gdy Dawit przyjechał do miasta na modlitwę, zoroastryjscy mieszkańcy wysłali do niego kobietę, która zaczęła rozpowiadać, że jest ze świętym w ciąży. Dawit położył na niej swój cerkiewny pastorał (posoch) i poprosił nienarodzone dziecko, żeby wyjawiło imię ojca. Dziecko odpowiedziało, że jego ojcem jest miejscowy kowal, zoroastrysta. Rozzłoszczeni tym pomysłodawcy intrygi ukamienowali Bogu ducha winną kobietę. Dawit nie był w stanie jej ocalić. Druga wersja tej samej opowieści głosi, jakoby Dawit powiedział kobiecie, że jeżeli mówi ona prawdę, to powije dziecko, a jeżeli kłamie – urodzi czarny kamień.
Ile w tym prawdy? Nie wiadomo, lecz w miejscu rzekomej kaźni kobiety zbudowano w VI w. cerkiew Kaszweti. Nową, w tej samej lokalizacji, wzniesiono w latach 1904–1910. Cerkiew znajduje się przy obecnej alei Rustawelego w Tbilisi. Autorem znajdującego się w niej ikonostasu jest urodzony w Kutaisi Polak, Henryk Hryniewski (1869–1937), z kolei część świątynnych fresków stworzył słynny gruziński malarz Lado Gudiashvili.
Legenda o kamieniach z Jerozolimy
W drugiej z legend także przewija się wątek kamienia – tym razem przywiezionego przez św. Dawita do klasztoru Dawit Garedża z Jerozolimy. Jedna z kilku wersji tej legendy mówi, że kiedy Dawit zakończył budowę swojego jaskiniowego domu, postanowił spełnić swoje największe marzenie i odwiedzić Ziemię Świętą. Po modlitwach w Jerozolimie, w drodze powrotnej, zabrał ze sobą trzy kamienie. W tę noc patriarcha Jerozolimy miał sen. Przyśnił się mu Bóg, który zażądał, żeby Dawitowi te kamienie odebrać. Patriarcha nakazał jednak swoim ludziom zabrać tylko dwa z nich, a trzeci, biało-czerwonej barwy, pozwolił mnichowi zabrać z sobą do Dawit Garedży. Kamień ten miał nadzwyczajną moc: kto odnosił się do niego z wiarą i nadzieją, zostawał cudownie wyleczony.
Czy w tej kamiennej opowieści tkwi choćby ziarnko prawdy? Wiele na to wskazuje! Po śmierci Dawita kamień odnaleziono we wschodniej części klasztoru, w skrytce przy drzwiach („kankeli”). Podczas najazdu na klasztor kaukaska grupa etniczna Lezginów ukradła kamień, ikony i wzięła zakładnika – mnicha Mitropane, który jednak został po roku uwolniony i z kamieniem wrócił szczęśliwie do Dawit Garedży. Obecnie kamień znajduje się w Muzeum Narodowym w Tbilisi i jest przywożony do klasztoru tylko na święto Dawit Garedżoba. Święto gromadzi zwykle tak wielu gości i turystów, że nie ma wówczas możliwości zwiedzania świątyni.
Łzy Dawita – jedyne źródło wody pitnej
Legenda, kryjąca w sobie niejedną kroplę prawdy, roztacza się nad kompleksem klasztornym Dawit Garedża w jeszcze jednym miejscu. Chodzi mianowicie o znajdujące się tu jedyne w promieniu kilkudziesięciu kilometrów źródło pitnej wody, które było strategicznym punktem decyzji św. Dawida o założeniu świątyni właśnie w tym miejscu. Z ujęcia woda kapie nieomal jak na zakonne potrzeby przystało: wstrzemięźliwie. Powoli ciurkającą strużkę – butelka zapełnia się w ciągu godziny – nazwano „wodą łez” lub „łzami Dawita”.
A skąd woda w ogóle wzięła się na tym górskim pustkowiu? Legenda mówi, że święty Dawit często odwiedzał swoich uczniów, żyjących w okolicznych jaskiniach. Pewnego razu jeden z nich opowiedział mu, że w pobliżu jest źródełko wody, ale jest ona gorzka i niesmaczna. Dodał też, że na szczęście męki piekielne są gorsze niż jej smak. Dawit udał się do wskazanego źródła i w modlitwie poprosił Boga o to, aby woda stała się pitna. Nabrał wody do miseczki, zrobił znak krzyża i stał się cud! Woda nie zmieniła się co prawda w wino, ale była zdatna do spożycia. Więcej, leczyła też różne choroby! I choć dzisiaj nie można wypróbować jej leczniczych właściwości, źródełko można zobaczyć zza żelaznej kraty.
Gruzińsko-azerbejdżański spór o Dawit Garedża
W opowieści o Dawit Garedża obiecałem wyjaśnić, dlaczego klasztorów leżących po stronie Azerbejdżanu, a nawet zbyt blisko granicy z tym krajem, nie wolno odwiedzać. Jak to na Kaukazie bywa, różne strony zawsze drą o coś koty. O co tym razem?
Otóż Dawit Garedża leży na granicznych terenach Gruzji i Azerbejdżanu, i od 1991 r. trwa spór, kto jest jego właścicielem. Powszechnie uważa się, że to rosyjska intryga, której głównym celem jest skłócenie gruzińskich chrześcijan i azerskich muzułmanów. Oczywiście w myśl zasady, że jeśli nie masz wroga, to go wymyśl. W rzeczywistości próżno tu szukać choćby cienia tego rodzaju prowokacji, a sprawa jest banalna, co nie znaczy błaha.
Gruzja chciałaby, aby cały kompleks klasztorny należał do niej, ponieważ to miejsce kultowe, nierozerwalnie związane z historią gruzińskiego chrześcijaństwa. Z kolei władze Azerbejdżanu twierdzą, że przebiegają tędy ważne dla nich tereny o znaczeniu militarnym i włazić na nie Gruzinom ani turystom w żadnym razie i pod groźbą wszelaką „nie nada”. Padła jednakże ze strony azerbejdżańskiego rządu propozycja o podziale Dawit Garedża na strefy turystyczne – która wywołała ogromne oburzenie. Gruzini sugerują tymczasem wymianę innego terytorium w zamian za całość spornego terenu.
Jak skończy się ta przepychanka, na razie nie wiadomo. Pewne jest tylko jedno: Dawit Garedża to cud architektury, sztuki sakralnej i myśli kulturowej Gruzji, który trzeba chronić – i zwiedzać dla rozmaitych wrażeń, spostrzeżeń i emocji.
Informacje praktyczne Dawit Garedża
Zdaje się, że ile słów by nie padło, Dawit Garedża to fenomen, który najlepiej zobaczyć na własne oczy. Dotrzeć tu przez szalone wertepy gruzińskiego stepu, wdrapać się na szczyt Garedża, dać nura w jaskiniowe świątynie, a potem ruszyć na trekking przez tutejsze góry i stanąć oko w oko z panoramą lokalnego świata, daleko od wielkiej cywilizacji.
Dawit Garedża – jak dojechać?
Zanim przeżycia i atrakcje – trzeba do klasztoru Dawit Garedża dojechać. Zwykle w trakcie wycieczki do Gruzji ruszamy z Tbilisi na północny wschód do regionu Kachetii – najbardziej zielonej, urodzajnej krainy, zwanej czasem gruzińską Toskanią i Prowansją w jednym, gdzie u stóp Wysokiego Kaukazu uprawia się 70% krajowej produkcji winogron i skąd pochodzą najsmaczniejsze owoce i wina. Pierwszym przystankiem na naszej drodze ku tej żyznej, pięknej ziemi jest jednak… półpustynia na styku Gruzji i Azerbejdżanu.
Aby się tam dostać, należy wyjechać z Tbilisi tzw. szosą kachetyńską, która prowadzi do Sagaredżo (ang. Sagarejo), granicznej miejscowości między dwoma regionami Gruzji – Kartlią i Kachetią, i dalej zjechać z głównej drogi w prawo (są oczywiście stosowne oznaczenia).
Uwaga! Do Dawid Garedża nie jeżdżą marszrutki. Należy się nastawić na szukanie z Tbilisi taksówki (drogo!) lub autostopu. Można jednak dotrzeć marszrutką z tbiliskiego dworca Isan-Samgori do Sagaredżo i stamtąd łapać taksówkę. Transport na tej trasie oferuje też prywatna firma Gareji Line. Inna opcja to oczywiście wynajem samochodu na własną rękę, ale pamiętajcie, że na półpustynię trzeba się wybrać autem 4×4. Inne auto możecie po prostu uszkodzić.
Zwiedzanie Udabno – lunch, relaks i lokalne spotkania
W Gruzji uwielbiam to, że w ciągu jednego dnia krajobraz może się zmienić kilka razy. Dawit Garedża znajduje się w winiarskim regionie Kachetii, ale nim dojedziemy do tętniącej zielenią doliny rzeki Alazani, trafiamy na półpustynię z marsjańskim krajobrazem.
Na przedpolu gruzińskiego stepu znajduje się słynna już osada Udabno – „miasto duchów”, o którym pisałem powyżej. Kompleks Dawit Garedża i dookoła wielka, skłaniająca do medytacji pustka to niewątpliwa siła tego miejsca. Ileż trzeba hartu ducha i samozaparcia by tu egzystować! Surowość lokalnego krajobrazu, jego skromne piękno tkwiące w ludziach, nakazują w pokorze pochylić głowy. Musicie koniecznie to zobaczyć i „na własnej skórze” doświadczyć tych emocji.
We wspomnianym już przeze mnie, prowadzonym przez zaprzyjaźnioną Polkę barze Black Horse w Udabno lub w słynnym Oasis Club Udabno możecie się zatrzymać na odpoczynek przed dalszą drogą. Smacznie tu zjecie i wypijecie. Na miejscu są oczywiście toalety. Jeżeli się wam poszczęści, będziecie mogli być świadkami poruszającego koncertu swańskich pieśni. Nie żałujcie paru lari i oklasków, aby wesprzeć nie tylko muzyczny rozwój tutejszej społeczności, która w życiu miała i nadal ma ciągle mocno pod górkę.
Zwiedzanie klasztoru Dawit Daredża
Z Udabno do klasztoru Dawit Garedża jest ok. 20 min. jazdy samochodem. Przygotujcie aparaty, bo po drodze czeka masa fenomenalnych widoków! Aż chciałoby się jechać dalej szutrowymi zakrętami, ale pora wysiadać. Z parkingu (chętni mogą tu skorzystać z toalety) ruszamy kamiennymi schodami pod górę, do skalnych świątyń. Na zwiedzanie głównej części kompleksu warto przeznaczyć ok. 30–45 min., ale jeżeli jesteście zapalonymi miłośnikami architektury i sztuki sakralnej, być może zabawicie tu dłużej w poszukiwaniu unikalnych obserwacji i ciekawostek.
Trekking w Dawit Garedża
Z dala od Udabno i po obejrzeniu sakralnych pamiątek najczęściej odwiedzanej części kompleksu klasztornego, chętni mogą się udać na kilkugodzinny trekking po okolicy. To spotkanie z dziką, malowniczą przyrodą, pejzażem świata, który od wieków żyje własnym rytmem. Tylko szutrowe trakty po horyzont i my na szlaku gruzińskiej przygody. A przygód może być wiele, zaczynając od tych wijących się… Dokładnie tak, podczas eskapady warto zachować szczególną ostrożność ze względu na występujące tu żmije. Poza tym jednak jest półpustynia Dawit Garedża doskonałym miejscem dla miłośników bezkrwawych łowów – można tu spotkać wiele gatunków ptaków, a także zachwycić się stepową roślinnością.
Trekking w Dawit Garedża to doskonała okazja, aby dotrzeć też do świątyń oddalonych od centralnego kompleksu. Żeby jednak zobaczyć obecne w nich przepiękne freski, należy się liczyć z wieloma trudnościami. Przebycie płaskowyżu od głównego ośrodka, gdzie znajduje się cerkiew z grobem św. Dawita, zajmuje ponad godzinę, a łącznie na wędrówce można spędzić godzin kilka. Niby nic, ale w okresie wakacyjnym temperatury na półpustyni Dawit Garedża sięgają powyżej 40°C. Bywało, że zakamarki położone dalej od głównego obiektu zwiedzało ze mną mniej niż 10% z 16-osobowej grupy turystów! Trzeba się więc dobrze przygotować, mieć wygodne buty, czapkę, zapas wody – a wtedy, jeżeli słońce i inne niespodzianki, takie jak żmije, wam niestraszne, na stepach Dawit Garedży czekają na was wrażenia, o których – zupełnie serio – nie zapomnicie do końca życia!
Moje wycieczki do Dawit Garedża
Do Dawit Garedża jeździmy z grupami zorganizowanymi i w trakcie wycieczek indywidualnych z Tbilisi, które można zamówić poprzez kontakt ze mną.
Zdjęcia: Kuba Domański, Mikołaj Grajnert.
Cześć 🙂
Panie Krzysztofie, z wielką pasją czytam wszystkie Pana artykuły – a i gdybym mogła to na stałe bym zamieszkała w Gruzji 🙂
Rzeczywistość jest jaka jest – pozostaje mi tylko raz na rok odwiedzić ten kraj (jak się uda:))
Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie było mi dane odwiedzić Dawit Garedża. W tym roku jedziemy grupą, m.in. z 2ką dzieciakó i musimy wybierać trasy takie, gdzie wiemy, że wejdą na swoich nóżkach. Stąd pytanie – jak długie jest podejście z parkingu do głównego klasztoru oraz jak z „intensywnością” nachylenia? Czy małe dziecko lub ktoś ze słabszą kondycją – da radę?
Pozdrawiam – dzisiaj ze słonecznych Bieszczad! Dziękuję za informację.
Dziękuję za komentarz. Obecnie jest dostępna tylko Lawra, klasztor z grobem św. Dawida i krótka droga do źródła zwanego „łzami Dawida”. W pierwszym przypadku dziecko na pewno sobie poradzi. Druga – można próbować tylko należy uważać na żmije.