Do imponującej katedry Alawerdi jedziemy jakieś 20 kilometrów od strony Telawi, stolicy rejonu Kachetii, środkiem płaskiej jak biesiadny stół niziny. Wszędzie winnice, winnice i winnice. Wreszcie jest – imponujący monastyr na tle zielonych pasm Wysokiego Kaukazu. Katedra Alawerdi sięga nieba, jej kopuła znajduje się na wysokości około 55 metrów. Przez wieki nie miała sobie równych. Obecnie przebija ją tylko współczesna Cminda Sameba (XX wiek) w Tbilisi, którą konsekrowano w 2004 roku.
Moja ukochana Kachetia, zresztą jak i cały Kaukaz, jest dnem prehistorycznego oceanu, które kiedyś łączyło współczesne morza Czarne i Kaspijskie. To także dowód niezłomności wszystkich mieszkańców rejonu od średniowiecza, a nawet nieco wcześniej. Pierwsza cerkiew stanęła tutaj już w VI wieku n.e. zgodnie z wolą Józefa, jednego z Trzynastu Ojców Syryjskich, którzy głosili wiarę na terenie wschodniej Gruzji.

Istniejący do dziś Monastyr Alawerdi został zbudowany w XI wieku. Co dziwne, postanowiono zbudować kompleks w miejscu, które nie miało żadnych naturalnych warunków obronnych. Wokół pola, góry i… tajemnicza kraina Tuszetii, ale to dopiero za kilkadziesiąt kilometrów. Przez kolejne stulecia przewalały się tędy wszystkie najgorsze szarańcze. Konnice armii ze wschodu rozpędzały się na równinie wzdłuż rzeki Alazani i rozbijały o obronne mury klasztoru. Z północy najeżdżały bandy z innych kaukaskich plemion. W trakcie najazdów lokalni rolnicy chronili się w Alawerdi. Ich zadaniem była obrona tego, co uważali za najcenniejsze: chrześcijańskiej wiary, swojej kultury i tradycji oraz – zapewne – majątku zakonników.

W 1615 roku kompleks został zdobyty i zrujnowany przez perskiego szacha Abbasa I, który rozkazał wybudować sobie niewielki pałacyk na jego terenie. Jak by nie patrzeć, monumentalne Alawerdi, doskonale widoczne z oddali, ściągało wszystko jak piorunochron.
Podobnie jak w innych miejscach na świecie klasztor zakonny musiał być samowystarczalny. Alawerdi słynie do dzisiaj z wyrabianego tutaj miodu oraz tradycyjnie przygotowywanych win. Pasieki i uprawa winogron znajdują się na terenie kompleksu.

Zwiedzanie Alawerdi (ang. Alaverdi, gruz. ალავერდი)
Katedra Alawerdi, położona daleko od turystycznego szlaku, jest jednocześnie najbardziej restrykcyjnym obiektem turystycznym w Gruzji. Obowiązują tutaj ściśle narzucone i pilnowane warunki i obyczaje. Do środka mężczyźni wchodzą wyłącznie w długich spodniach, żadne tam „trzy czwarte” czy krótkie. Kobiety oczywiście w chustach na głowie i na biodrach. Żadne spodnie, żadna krótka kiecka. Wewnątrz nie wolno w ogóle rozmawiać ani fotografować. Byłem kilkakrotnie świadkiem awantur i przepychanek, gdy na drodze krnąbrnych turystów, którzy nie chcieli zastosować się do zasad, stawali wrogo nastawieni mnisi i zabraniali wejścia do świątyni.
Nie ma przebacz, nie ma zmiłuj.
Oczywiście zwyczaj okrycia głowy i nóg u kobiet i mężczyzn istnieje w całym kościele prawosławnym, jednakże w porównaniu z Tbilisi, gdzie ruch turystów jest nasilony i przymyka się na to oko, w Alawerdi nie ma takiej możliwości. Przy głównej bramie wiszą specjalne workowate spodnie, wyglądające jak pokutne worki, oraz przepaski dla pań.

Tym, co lubię tutaj najbardziej, są ptaki, które gnieżdżą się przy samej kopule i gdy latają dookoła, mam zawsze wrażenie, że strzelista wieża jest w nieustannym ruchu.

Co roku 28 września odbywa się tutaj święto Alawerdoba (gruz. ალავერდობა) poświęcone kompleksowi oraz jego założycielowi, św. Józefowi. Świętuje się, jak to w Gruzji, w formie pikniku i biesiad przez wiele dni.
W XIX wieku to wydarzenie zostało uwiecznione przez malarza Grigorija Gagarina.

Zdjęcia: Mikołaj Grajnert i Kuba Domański.
[oferty oferty=”993,3176,1369,5182″ naglowek=”Poznaj Kachetię na moich wycieczkach”]