Mestia przypomina dziś zakopiańskie Krupówki, Szklarską Porębę, Karpacz albo inną skomercjalizowaną górską mieścinę. Jedynie turystów jest tu mniej – po zwiedzeniu wież obronnych i lokalnego muzeum rozpierzchają się po górach, aby sprawdzić, czy okoliczne lodowce naprawdę jedzą z ręki.
Mestia to znakomity przykład daba – charakterystycznej dla Gruzji osady, która jest ni to dużą wioską, ni to małym miastem. Ot, główna aleja, plac przy parku, sporo hoteli i guesthouse’ów, pięć knajp i kawiarni na krzyż (w najpopularniejszej, Cafe Laila, próbowałem kiedyś zarezerwować kolację dla grupy, ale w wypełnionym po brzegi lokalu nie było na to najmniejszych szans).
Spis treści
Mestia – krasula na futurystycznym pokładzie
Chociaż Mestia jest niewielka, zamieszkała przez niecałe 2 tys. osób, stanowi centrum administracyjne regionu Megrelia-Górna Swanetia. W 2010 r. uruchomiono tu nawet lotnisko im. królowej Tamar, skąd można polecieć do Kutaisi i Tbilisi (ważne szczegóły na końcu artykułu). Dzięki wyjątkowej architekturze projektu Jürgena Hermana lotnisko to znajduje się na liście 10 najbardziej niezwykłych na świecie. Rzeczywiście wygląda zjawiskowo – zwłaszcza gdy tuż obok futurystycznej, stalowo-szklanej konstrukcji drepcze krowa…
Baszty obronne i machubi – kultowe zabytki Mestii
Mestia, usadowiona na wysokości 1400 m n.p.m., to jednak przede wszystkim oszałamiające zabytki średniowiecznej swańskiej architektury, kultury materialnej i etnografii. Miasteczko wraz z obszarem Górnej Swanetii zostało za ich sprawą wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Lokalnym skarbem są charakterystyczne dla regionu kamienne wieże obronne (szerzej pisałem o nich w artykule Uszguli – tajemnice gruzińskich osad na dachu Europy). Baszty, w których chroniono się przed krwawą zemstą rodową, dumnie pną się ponad zabudowaniami mieszkalnymi i gospodarskimi, zwanymi machubi, tworząc nadzwyczajny krajobraz Mestii. Najeżone nimi miasteczko szczególnie urokliwie wygląda wieczorami, oświetlone ciepłym blaskiem ulicznych latarni.
Niektóre z tradycyjnych domostw-warowni są udostępnione do zwiedzania. Warto zobaczyć basztę rodziny Margiani, jednej z najbardziej liczących się w okolicy. Niegdyś posiadali oni w Mestii aż osiem wież, ale do dziś zachowały się tylko cztery. W tej otwartej dla zwiedzających można na poszczególnych piętrach obejrzeć tradycyjne swańskie meble (przykładowo ręcznie rzeźbiony tron, na którym zasiadał machwszi – głowa rodziny), dekorowany paśnik na siano dla zwierząt gospodarskich, a także piwniczkę marani, gdzie przechowuje się gliniane dzbany na miód oraz kwewri, czyli amfory z winem. Ciekawscy dowiedzą się też, gdzie w takiej baszcie trzymano pojmanych wrogów i… gdzie stawiano do kąta nieposłuszne dzieci.
Parę kroków dalej znajduje się dom-muzeum Mikheila Khergianiego (1932–1969). W wieży i przylegającym do niej machubi zgromadzono zdjęcia, dokumenty, odzież, obuwie, sprzęt wspinaczkowy i liczne inne pamiątki po legendarnym, zasłużonym alpiniście, który zmarł tragicznie podczas zdobywania szczyt Su Alto we włoskich Dolomitach. Podobnie jak w baszcie Margianich, również w domu-muzeum Khergianiego są ikony, meble, naczynia, narzędzia rolnicze i inne eksponaty ukazujące życie Swanów – grupy etnicznej, o której więcej dowiemy się w lokalnym muzeum.
Mestia – etnograficzne klejnoty z muzeum Swanetii
Swaneckie Muzeum Historii i Etnografii znajduje się nieco na uboczu głównych zabudowań Mestii, tuż za rzeką Mulkhra. To zdecydowanie najciekawszy punkt na mapie miasteczka, cieszący oczy kulturowym bogactwem regionu.
Zmierzając tu, po drodze warto zerknąć jeszcze na zabytkowe budowle sakralne. Cerkwie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, św. Mikołaja, Przemienienia Pańskiego, a także okoliczne świątynie Archaniołów (Taringzel) i Zbawiciela mogą się pochwalić pięknymi ołtarzami, reliefowymi freskami ściennymi i cennymi ikonami. W cerkwi Zbawiciela na uwagę zasługuje zwłaszcza XI-wieczna ikona – znakomity przedsmak pokaźnej kolekcji malowideł, które znalazły schronienie w muzealnych podwojach.
Swaneckie muzeum w Mestii – pierwotnie otwarte w 1936 r. w jednej z zabytkowych wież, a w 2013 r. przeniesione do nowoczesnego budynku – to miejsce absolutnie niezwykłe nie tylko na mapie Swanetii, ale też całej Gruzji. Odwiedzić je trzeba koniecznie, bo właśnie tu znajdują się unikalne eksponaty, które na przestrzeni dziejów zwożono z całego kraju, by ocalały mimo grabieżczych najazdów i wojen. Dlaczego akurat mała, niewiele znacząca Mestia stała się bezpieczną przystanią dla gruzińskich kosztowności? Cóż, odpowiedź kryje się w topografii regionu! Swanetia – zwana w starożytnych źródłach Suanią, otoczona pięciotysięcznikami Kaukazu i zlokalizowana z dala od głównych szlaków – przez wieki była niemal całkowicie niedostępna. Nie zdołali się tu przedrzeć nawet niepokonani Mongołowie! Nic więc dziwnego, że właśnie te ziemie okazały się znakomitą kryjówką dla klejnotów gruzińskiej historii i kultury.
Wśród cennych kolekcji znajdują się wspomniane już prawosławne ikony w oryginalnym stylu swaneckim (przedstawienia m.in. tortur św. Jerzego, Chrystusa Pantokratora), krzyże i bransolety wysadzane kamieniami szlachetnymi, zbiory numizmatyczne oraz zabytkowe księgi (manuskrypty z V–VI w., głównie księgi liturgiczne zapisane na iluminowanym papierze i pergaminie, spisane na drewnie dokumenty z XIV–XV w., a także książki drukowane z XVII–XIX w.). Ale najbardziej fascynujące są odnalezione na tych terenach artefakty archeologiczne z III w. p.n.e., jak starożytne ozdoby i figurki rytualne, oraz eksponaty poświęcone tradycji Swanów: bogato dekorowane kindżały, zbroje, tarcze i groty strzał, ręcznie rzeźbione meble, instrumenty muzyczne, sprzęty domowe i gospodarskie, rozmaite naczynia, ceramika, biżuteria, ubrania, a nawet drewniane raki do chodzenia po oblodzonych górach. Przedmioty te, okraszone barwnymi opowieściami i żywym doświadczeniem lokalnego życia, wiele opowiadają o grupie etnicznej Swanów, którzy do dziś zachowali wiele archaicznych tradycji i obyczajów, różniących się od tych z pozostałej części Gruzji.
Trekking do lodowca Chalaadi
Mestia to nie tylko kulturalne serce Swanetii, ale też znakomity punkt wypadowy na trekking w góry Kaukazu. Z miasteczka można podjechać samochodem na drogę prowadzącą do lodowca Chalaadi – stąd trasa przemarszu śladem prawdziwej dzikości zajmuje ok. 2,5 godz. w jedną stronę.
Z grupą wyruszam pod lodowiec 17 sierpnia, krótko po dziewiątej rano. Pogoda jest przyjemna, szlak – w większości dobrze oznaczony, a podejście – łatwe nawet dla niezaprawionych w górskich bojach. Wprawdzie początkowo wdrapujemy się z mozołem po kamieniach, ale potem otoczona lasem droga jest już fantastycznie równa. Spacer przebiega w rytmie nieustannego szumu i kapania.
– Skąd tu tyle wody? – pytają zaskoczeni uczestnicy wycieczki.
– Z góry!
– Z lodowca tyle tego leci?
– Tak! – odpowiadam ze śmiechem.
Lodowcowe wody bryzgają też w wartkiej rzece Mestiachala, towarzyszącej przez dłuższą część trekkingu nam i wielu spotkanym po drodze piechurom. Zatrzymujemy się na otwartej polanie, żeby odpocząć i cieplej się ubrać. Tu, co widać, słychać i czuć, wiatr jest już silniejszy i smaga zimnymi podmuchami. Atmosfera w grupie jest za to gorąca. Brniemy pod górę napędzani endorfinami, promieniami południowego słońca i obfitą zielenią Kaukazu. Lada chwila lodowiec Chalaadi zostaje zdobyty – veni, vidi, vici!
Wędrujemy po kamienistej niecce, wsłuchując się w szmer wody, która żłobi najpiękniejsze pejzaże kaukaskiej natury. Przysiadamy, żeby nacieszyć się widokiem imponujących szczytów, zielonych u dołu, a na wierzchołkach ośnieżonych i spowitych mgłą. Na moment czas zwalnia swój bieg.
Niebawem ruszamy jednak w drogę powrotną, stale uważając na kamienie osuwające się nam spod nóg i te, które mogą nagle stoczyć się z góry. Żartów nie ma – w lipcu 2019 r., a więc ledwie miesiąc wcześniej, na drodze do lodowca Chalaadi zeszła lawina błotno-kamienna, która zmyła stojący przy parkingu drewniany bar i część samochodów. Pomagałem wtedy kilku rodakom, którym żywioł porwał przywiezione z Polski auto. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby ustalić, co się z nim stało. Trzy inne pojazdy szczęśliwie się odnalazły, ale cóż z tego, skoro zostaną w Swanetii na zawsze, zasypane kamieniami, błotem i praktycznie niezdatne do jazdy. Dlatego zawsze uczulam, by na wyjazd do Gruzji wykupić dodatkowe ubezpieczenie samochodu. Lepiej dmuchać na zimne.
My, ku zbiorowej radości, przy zejściu z lodowca żadnych niespodzianek nie doświadczyliśmy i wkrótce dotarliśmy do Mestii. Stąd ruszyliśmy na południowy wschód, do słynnej osady górskiej Uszguli, a następnie na lodowiec Szchary, najwyższego szczytu Gruzji (5193 m n.p.m.). O tej części wyprawy opowiadam w artykule Uszguli – tajemnice gruzińskich osad na dachu Europy.
Kto wolałby zostać w Mestii jeszcze dzień dłużej, może ok. 1 km za miasteczkiem odbić w boczną, szutrową drogę i dotrzeć – samochodem, konno lub pieszo – nad znajdujące się 10 km dalej jeziorka Koruldi. Szlak wije się najpierw serpentynami przez górski las, by od linii łąk przejść w bardziej prostą ścieżynę. Wokół pustka górskich pejzaży, zielono pod stopami, biało na szczytach, tu i ówdzie drewniane chatki pasterzy, stadka krów i koni. Dzikość! Już za moment na horyzoncie pojawia się błękitna tafla pierwszego z jeziorek, paręnaście kroków dalej są następne. Niektórych ich widok rozczarowuje – jeziorka Koruldi są małe, płytkie, niezdatne do kąpieli. W każdym odbijają się jednak monumentalne szczyty Kaukazu, które tu, na wysokości 2850 m n.p.m., jawią się niczym najwspanialsza magia swańskiej przyrody.
Mestia – informacje praktyczne
Jak dojechać do Mestii?
Do Mestii dojedziecie marszrutką lub taksówką z Kutaisi lub lotniska im. Dawida Budowniczego w Kopitnari. Również kursy na tej trasie organizuje firma przewozowa Georgian Bus. Do Mestii wybierzecie się także z wycieczką zorganizowaną z moją firmą Tamada Tour.
Gdzie spać w Mestii? Polecane noclegi
- guesthouse GERA – rodzinny hostel z pięknymi pokojami, jeden z moich ulubionych w mieście.
- guesthouse Nino Ratiani – popularny rodzinny hotelik i guesthouse, który wciąż się rozwija.
- hotel Old Seti – budżetowy hotel w góralskim stylu.
- hotel Banguriani – elegancki hotel z pięknym widokiem.
Lotnisko im. królowej Tamar w Mestii
Linie Vanilla Sky obsługują tu loty krajowe z i do Tbilisi (lotnisko Natakhtari), Kutaisi, Batumi i Ambrolauri. Trzeba mieć na uwadze, że loty są czasami odwoływane, zwłaszcza przy niesprzyjających warunkach pogodowych. Rozkład lotów: http://vanillasky.omedialab.com/en/node/51, bilety i więcej informacji: https://ticket.vanillasky.ge/.