W trekkingach najbardziej lubię to, że mam chwilę na oczyszczenie głowy. Na reset emocji i zebranie przemyśleń. W tym roku blog PolakoGruzin.pl obchodzi 5. urodziny – to idealna pora na refleksję i podsumowania. Ze szlaków Tuszetii, Raczy i Swanetii przywiozłem więc parę słów o tym, co udało się osiągnąć, i o planach na przyszłość. O wzlotach, ale też o pewnej dekadencji. I o hejcie, z którym zdarza mi się stykać.
400 osób dziennie na blogu, ponad 3,5 tys. na spotkaniach podróżniczych. Już prawie 200 napisanych artykułów i blisko 60 nakręconych filmów. Ponad 6 tys. fanów na Facebooku oraz 1 tys. z małym hakiem na Instagramie. Tak wygląda mój dorobek z ostatnich pięciu gruzińskich lat.
Może nie są to spektakularne wartości, patrząc na innych twórców internetowych, blogerów, youtuberów, ale mi to w zupełności wystarcza. Ludzie piszą do mnie z różnymi pytaniami i propozycjami, rozpoznają mnie na ulicach Gruzji, zatrzymują się, by porozmawiać. Trafiają do mnie głównie przez blog, a nie witrynę firmową, co zachęca mnie do aktywnego rozwijania strony PolakoGruzin.pl. To wszystko jest miłe, fajne. Rokowania na przyszłość są bardzo dobre, ale mogę to powiedzieć dopiero dziś – po latach wytężonej pracy, zaliczeniu wielu sukcesów i niejednej porażki.
Spis treści
Padnij i powstań
Kiedy patrzy się na swoje osiągnięcia wyrażone liczbami, wydaje się, że wszystko przyszło łatwo, gładko, szybko. Prawda jest nieco inna, bo życie potrafi pisać własne scenariusze i nie zawsze są one kolorowe. Pamiętam rok 2015, kiedy było autentycznie ciężko. Z firmą nie szło tak, jak bym chciał. Od kilku lat pracuję zupełnie sam, a w tamtym okresie wiecznie trafiałem na kolejne mury nie do przeskoczenia. Nie wiedziałem, jak to wszystko się ułoży.
Aby nie zawalić sprawy, podjąłem w Polsce pracę etatową. Po godzinach, zamiast odpoczywać, zajmowałem się rozwojem bloga PolakoGruzin i firmy Tamada Tour. Bardzo dużo wtedy pisałem. Z każdym tekstem na blogu rosła liczba czytelników, coś zaczęło się dziać. Wkrótce miałem też kompletny plan działania co do strony firmowej. I wtedy przyszedł następny krach.
Dostąpiłem mało zaszczytnego kryzysu pisania. Pisałem coraz mniej i publikowałem treści, które w wielu przypadkach były transkrypcjami nagranych wcześniej filmów. Próba założenia nowej strony firmowej także nie obyła się bez perturbacji – straciłem dużo czasu, mnóstwo nerwów i jeszcze więcej pieniędzy.
Niczym w sinusoidzie, zła passa zaczęła na szczęście mijać. Splot wielu sprzyjających okoliczności sprawił, że znowu nabrałem wiatru w pisarskie żagle, trafiłem też na świetnych ludzi, z którymi mogłem nareszcie realizować swoje zamierzenia. Pojawiła się nowa energia, mam nowe cele. Konsekwencja i upór wydały owoce. Wszystko wskazuje na to, że po upadkach nadszedł czas na wielki wzlot. Kiedy jestem tu, na górze, najlepiej widzę wyboistą drogę, którą przeszedłem w ostatnich latach. A było to tak…
Blog
Blog PolakoGruzin.pl założyłem w sierpniu 2014 r. Dokładnie pamiętam ten dzień. Pierwszy tekst, Życie w Gruzji – jak to się zaczęło, był o mnie – o moich gruzińskich korzeniach i mojej gruzińskiej historii. Historia ta nie jest żadnym marketingowym trikiem ani reklamowym wymysłem, tylko autentyczną opowieścią o tym, jak zaczęła się moja przygoda z Gruzją i jak doprowadziła mnie tu, gdzie jestem dzisiaj.
Już wtedy, od 2011 r., współprowadziłem rodzinne biuro Tamada Tour. Zarządzałem polską filią i pracowałem jako przewodnik wycieczek. W wolnych chwilach, między kolejnymi grupami turystów, pisałem blog o Gruzji. Przez pierwszy rok czy dwa koncepcje bloga się zmieniały. Początkowo publikowałem teksty lifestyle’owe, które wkrótce zdjąłem ze strony. Skupiłem się na opisywaniu Gruzji z innej perspektywy, a także na docieraniu do osób, które szukają rzetelnych porad przed wyjazdem na Kaukaz. Zależało mi też na stałym szlifowaniu warsztatu reporterskiego. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że oba te cele udało się zrealizować.
Obecnie na blog PolakoGruzin.pl zagląda ok. 400 osób dziennie; myślę, że to całkiem niezłe i optymistyczne statystyki, biorąc pod uwagę dość niszową tematykę. Blog działa też w wersji anglojęzycznej (www.rebelaway.com), jednak nieustannie brakuje mi czasu na tłumaczenie tekstów – mam nadzieję, że niebawem uda się to nadrobić.
W ostatnich miesiącach publikuję na blogu coraz więcej artykułów i liczę na to, że regularność publikacji zostanie zachowana. Piszę nowe teksty (wśród nich coś dla siebie odnajdą czytelnicy o różnych zainteresowaniach i z różnych grup wiekowych) oraz poprawiam i uzupełniam stare wpisy, np. aktualizuję informacje praktyczne, bo ceny czy adresy hosteli i knajp lubią się zmieniać. Planuję także pisać więcej o moich wyprawach do innych krajów – na Kaukazie, w Poradziecji, Europie.
PolakoGruzin.pl to oczywiście przede wszystkim Gruzja, ale moje pasje i podróżnicze cele sięgają dużo dalej, przenikają się też z moją działalnością zawodową, więc nie zamierzam się zamykać w wąskich ramkach. Na pewno będę chciał poświęcić nieco uwagi krajom, które odwiedziłem, a o których napisałem mało lub wręcz wcale. Armenię potraktowałem naprawdę po macoszemu, z Azerbejdżanu i Rosji mam ogrom materiałów, które pozostaje tylko przekuć w teksty i filmy. Na razie nie miałem jednak kiedy się za to zabrać – np. w sierpniu byłem z grupami w Tuszetii, Kachetii, w Parku Narodowym Waszlowani, w Swanetii, nad Morzem Czarnym w Batumi i okolicach, wreszcie nad polodowcowymi jeziorami w południowej Gruzji, skąd niemal prosto poleciałem na własny ślub. Teraz (wrzesień 2019 r.) spędzam miesiąc miodowy na Sri Lance, cieszę się chwilą i ładuję akumulatory, ale jednocześnie stale spisuję i nagrywam materiały, które lada chwila powinny ujrzeć światło dzienne.
Pomimo ogromu zadań staram się regularnie pisać, nagrywać, nie znikać z eteru, działać. Krokiem milowym w rozwoju bloga są chociażby nowa szata graficzna i nowe logo, które właśnie – od października 2019 r. – możecie oglądać. Mam nadzieję, że się Wam podobają! I że te małe-wielkie zmiany uprzyjemnią Wam lekturę PolakoGruzina oraz pozwolą odnaleźć na blogu jeszcze więcej nie tylko podróżniczych inspiracji.
Wiem, że wśród Was są osoby, które towarzyszą mi od pięciu lat i regularnie czytają blog PolakoGruzin.pl. Dziękuję za to, że jesteście ze mną od początku, że swoimi komentarzami i lajkami motywujecie mnie do dalszej twórczości. Dziękuję też nowym czytelnikom, tym, którzy wpadają do mnie sporadycznie, a także tym, którzy zajrzeli tutaj tylko raz. Liczę na to, że gruziński bakcyl połączy nas na dłużej i że Gruzja nigdy się Wam – tak jak i mnie – nie znudzi!
Vlog
Dość szybko w mojej twórczej karierze, bo już w 2016 r., przyszedł czas na kolejny krok: kanał na YouTube. Do tej pory nakręciłem cztery sezony. Najpopularniejszy jest nadal film z pierwszego sezonu – Co można kupić w Gruzji za 50 zł, który dobija do 400 tys. wyświetleń.
Chociaż nagrywanie filmów zawsze traktowałem jako dodatek do pozostałych aktywności, stało się to moim hobby. Z czasem obkupiłem się w lepszy sprzęt. Z ciężkiego i nieporęcznego gimbala przerzuciłem się na kamerę DJI Osmo Pocket. Mam też drona oraz, co najważniejsze, współpracującą ze mną ekipę w osobach Janka i Bartka, którzy od strony technicznej i kreatywnej pomogli mi przygotować cały tegoroczny sezon, zrobić wspaniałe zdjęcia i filmy.
Zainwestowałem w profesjonalizm – zresztą nie tylko na kanale, ale też na blogu, bo w międzyczasie przekazałem wszystkie swoje artykuły do korekty językowej. Blogowanie i vlogowanie pociągnęły za sobą koszty, ale są to koszty w pełni uzasadnione. Wspominałem o tym zresztą w wywiadzie dla Adriana Gorzyckiego z kanału Przygody Przedsiębiorców.
Wielkimi krokami zbliża się kolejny, piąty sezon filmowy. Już planuję kolejne nagrania, zastanawiam się, dokąd Was zabiorę, co Wam pokażę, o czym opowiem. Czasami najlepsze pomysły pojawiają się przypadkiem, więc zobaczymy, jakie niespodzianki przyniesie życie.
Social media
Oprócz bloga i kanału na YT udzielam się oczywiście w social mediach. Na Facebooku (@polakogruzin) i Instagramie (@polishgeorgian) publikuję dodatkowe informacje, zdjęcia, krótkie opowieści – śledzi je aż 6023 fanów i ok. 1000 followerów! Interakcje z Wami, każdy lajk, każdy komentarz, utwierdzają mnie w przekonaniu, że idę dobrą drogą, a Wy doceniacie to, co i w jaki sposób przekazuję. Dzięki! Social media to oczywiście niewielki wycinek mojej rzeczywistości – po więcej zawsze zapraszam Was na blog i kanał na YouTube, gdzie publikuję dłuższe, bardziej pogłębione i często reporterskie materiały.
Spotkania podróżnicze
Latami gruzińskich doświadczeń dzielę się nie tylko na blogu czy vlogu. Regularnie występuję na spotkaniach podróżniczych i rozmaitych prelekcjach, udzielam wywiadów w mediach, gościnnie publikuję teksty publicystyczne w prasie i internecie w Gruzji i Polsce. Każde takie wydarzenie jest dla mnie bardzo ważne – chociażby dlatego, że pozwala mi dotrzeć do szerszej publiczności z gruzińskimi historiami, nieznanymi szlakami i prawdą o kraju, który za sprawą turystów obrósł ostatnio legendami, niekoniecznie prawdziwymi.
Spotkania podróżnicze mają w sobie niesamowitą magię i energię. Móc widzieć na setkach twarzy żywe zainteresowanie, wszystkie te emocje i marzenia, móc z ludźmi porozmawiać, wymienić ciekawe myśli – za każdym razem jest to dla mnie niezwykłe i niezapomniane przeżycie. Nieraz czuję się jak gwiazda rocka grająca klubowy koncert, ale zamiast uderzać w pogo w rytm gitarowych riffów, opowiadam o kraju, który kocham, gdzie żyję i pracuję, gdzie odnalazłem swoje szczęście, życiową misję i miłość. Cieszę się, gdy Wy tę moją gruzińską pasję podzielacie i dajecie mi to naprawdę odczuć!
W ostatnim jesienno-zimowym sezonie 2018/2019 zrealizowałem mnóstwo spotkań o Gruzji – najwięcej wśród osób, które organizują podobne eventy. Byłem w kilkunastu miastach, m.in. w Warszawie (4 razy), Krakowie, Katowicach, Rzeszowie, Tarnowie, Gliwicach, Raciborzu, Wrocławiu, Szczecinie, Bydgoszczy, Toruniu, Gdańsku (2 razy), Iławie, Łodzi, Poznaniu. Łącznie od 2016 r., odkąd organizuję swoje spotkania, wysłuchało mnie aż 3,5 tys. ludzi! Ta liczba wciąż robi na mnie wrażenie. Z przyjemnością wspominam każde z wydarzeń. Jednymi z największych sukcesów były eventy w Katowicach, w klubie Namaste u Marka Bytomia, gdzie pojawiło się 200 uczestników, oraz w Centrum Kultury Dwór Artusa w Toruniu – przez trzy lata z rzędu na moich spotkaniach było tu po 300 osób. Ale gdziekolwiek jestem, sala jest pełna po brzegi. Czasami aż brakuje krzeseł, ludzie stoją, siadają na podłodze – te drobne niedogodności często jednak tylko dodają smaku naszej wspólnej podróży przez gruzińskie drogi i bezdroża.
W sezonie 2018/2019 miałem też wyjątkową okazję prowadzić spotkania z uczniami. Pojawiłem się w szkołach w Białymstoku i Kleczewie, gdzie w klasach 1–6 oraz 6–8 wcieliłem się w rolę nauczyciela – opowiadacza. Te „lekcje” udały się znakomicie! Jeżeli szukacie nauczyciela prosto z dalekiej Gruzji, który w Waszej szkole, domu kultury albo innej placówce poprowadzi zajęcia dla dzieci i młodzieży – to ja się chętnie piszę!
Jesień i zima 2018/2019 obfitowały w wydarzenia podróżnicze z moim udziałem. Zdarzało się, że z Wrocławia jechałem do Szczecina i tej samej nocy do Iławy, aby następnego dnia wpaść do miejscowej szkoły albo do jakiegoś klubu. Szalony czas, który pomimo całej intensywności, setek pokonanych kilometrów i czasem nieprzespanych nocy wspominam jako najcenniejsze doświadczenie. I nie zmienię zdania na ten temat, nawet jeżeli uwzględnię, że prelekcje podróżnicze robię na własny koszt. Nie dostaję przecież żadnego wynagrodzenia. Z własnej kieszeni wykładam na paliwo i noclegi. Poświęcam prywatny czas. Nie czuję się więc źle, gdy obok promowania Gruzji promuję też czasami swoją firmę i organizowane przeze mnie wycieczki. Myślę zresztą, że to zupełnie naturalne – w końcu na spotkaniach mówię siłą rzeczy także o sobie, o swoim życiu i pracy w Gruzji, i o wielu aspektach, które się z tym życiem i tą pracą wiążą. Jeżeli jednak ktoś sądzi, że spotkania podróżnicze organizuję głównie w celach promocyjnych, to źle myśli. Tak nie jest. Mnie zależy przede wszystkim na tym, bo opowiedzieć o Gruzji, wskazać niezadeptane szlaki, zaciekawić ludzi krajem i rozwiać mity na jego temat. Chcę, by moi słuchacze mogli spojrzeć na perłę Kaukazu z innej perspektywy.
Dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie podróżnicze. Reakcje uczestników, pytania i emocje, które nam wtedy towarzyszyły, spowodowały, że kolejne spotkania wzbogaciłem o filmy, gruzińskie anegdoty i rozmaite opowieści. Moje prezentacje przybrały przyciągającą, nowatorską formę stand-up show. Pewnego razu moja konkurencja też zorganizowała spotkanie, które określiła tym mianem. Zauważyłem, że mimowolnie inspiruję innych. To było interesujące i motywujące. Obecnie szukam jednak nowego kanonu spotkań podróżniczych. Organizacja tak wielu wydarzeń sprawiła, że dotychczasowa formuła w pewnym sensie się wypaliła. Opowiedziałem też o tylu gruzińskich miejscach i sprawach, że wracać do nich i tłuc kolejny rok to samo – nie ma sensu. Pracuję teraz nad nowymi koncepcjami spotkań, z których część zrealizuję zapewne już w sezonie 2019/2020. Będzie świeżo, odkrywczo, pomysłowo!
Książka, e-book, audiobook
Na spotkaniach podróżniczych, w komentarzach pod wpisami, w prywatnych wiadomościach i rozmowach ludzie od dłuższego czasu bombardowali mnie jednym pytaniem: czy wydam swoją książkę o Gruzji? Wielu twórców publikuje teraz książki. A ja wciąż zapierałem się zadnimi łapami. Wychodzę z założenia, że książek o Gruzji ukazało się już tak wiele, że wydawanie kolejnej byłoby, zwyczajnie mówiąc, wyłudzaniem pieniędzy. I zdania nie zmieniłem. Na moją decyzję wpływ miała także inna sprawa: czytałem książki o Gruzji napisane po dwóch tygodniach pobytu, analizy całego narodu złożone z 2–3 wywiadów, relacje o wchodzeniu w jeansach na pięciotysięcznik, artykuły z tonami błędów. Basta!
Książka to jednak ważna rzecz – to dorobek twórczy, przemyślenia, doświadczenia, pewna spuścizna, a przy okazji szansa, by dotychczas opublikowanym artykułom dać nowe życie, by coś dopowiedzieć, pokazać pewne sprawy szerzej, bo przecież świat stale się zmienia, Gruzja się zmienia. Trzeba chwytać ulotne momenty i zjawiska, zanim znikną na dobre. Pomyślałem więc, że dlaczego nie, z przyjemnością wydam swoją książkę. Od początku założyłem jednak, że udostępnię ją bezpłatnie, bo chcę być fair wobec czytelników i nie chcę na książce zarabiać. Wśród niektórych – totalne zaskoczenie, szok. Odpuścić taką okazję na zarobek? Ano tak. Bo moim celem nigdy nie były pieniądze same w sobie. Celem pozostaje opowiadanie o Gruzji.
Wówczas zacząłem zachodzić w głowę: jak wydać bezpłatną książkę o Gruzji? Najpierw postanowiłem wykorzystać siłę społeczności i wiosną 2019 r. uruchomiłem kampanię w serwisie PolakPotrafi.pl. Gdy dobijała ona do końca, nie było już wątpliwości, że… przeliczyłem się z kosztami. Nie udało się zebrać dostatecznych funduszy. Kampania się nie powiodła. Mówię to otwarcie, nie jest to żadną tajemnicą. Jednocześnie dostałem od ludzi niesamowicie pozytywny odzew – wiedziałem już, że gros z nich chętnie by „PolakoGruzina” przeczytało. Albo posłuchało, bo postanowiłem go wydać w formie drukowanej, e-booka, jak również audiobooka. Szkoda byłoby zawieść te setki osób, które autentycznie czekają na moją publikację. Co robić?
Po namyśle doszedłem do wniosku, że „PolakoGruzina” wydam za własne pieniądze i, tak jak planowałem, udostępnię za darmo. E-book i audiobook będą dostępne bezpłatnie dla wszystkich zainteresowanych, natomiast książki drukowane przygotuję specjalnie dla klientów mojej firmy Tamada Tour. Myślę, że będzie to świetna pamiątka po wycieczce do Gruzji, okazja, by podczas lektury wrócić myślami do wakacji na Kaukazie, czy też szansa na bliższe poznanie mojej gruzińskiej historii, która nawet mnie samemu wydaje się niezwykła.
Dodatkowy nakład zostanie rozesłany do bibliotek w całej Polsce. Jeżeli zostaną mi wolne egzemplarze, to dopiero wówczas rozważę możliwość ewentualnej sprzedaży bądź wymiany barterowej, aby skompensować koszty druku i wysyłki. Wszystko po to, by nie przyjąć za publikację nawet złotówki.
Dowiedz się więcej o książce „PolakoGruzin”
Żyjemy w szybkich czasach. Ludzie wchodzą na stronę i chcą jak najszybciej dostać informację zwrotną. Tymczasem na moim blogu spędzają średnio 15–17 min. Widać, że czytają moje artykuły, również dłuższe formy. Staram się pisać na wysokim poziomie literackim i zarazem zawierać w tekstach sprawdzone informacje praktyczne. To samo i wiele więcej zamierzam przekazać na łamach „PolakoGruzina”, który ukaże się już na początku 2020 r. (zachęcam do śledzenia mojego Facebooka, gdzie będę na bieżąco informował o postępach w pracach nad książką i audiobookiem). „PolakoGruzin” będzie już trzecią książką w moim dorobku, obok dwóch tomików poezji (o czym wspominałem tutaj). Prace nad publikacją, której ludzie szczerze wyczekują, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że powinienem wrócić do pisania prozy, reportaży, a także poezji, którą zarzuciłem z braku czasu i odpływającej z tego powodu weny.
Winiarnia Nodari
Blog, vlog, media społecznościowe, książka, prowadzenie firmy – moja doba, tak jak doba każdego z Was, ma tylko 24 godz., ale rozciąga się w tajemniczy sposób. Mam wrażenie, że im więcej mam na głowie, tym więcej jestem w stanie zrobić. W twórczym szale postanowiłem więc spełnić wieloletnie marzenie o założeniu w Gruzji własnej winiarni! Nieśmiałe fantazje już zaczęły nabierać realnych kształtów. Dlaczego zakładam winiarnię? Po szczegóły tej być może niecodziennej decyzji zapraszam Was do zakładki Wino – tu poznacie całą historię powstawania winiarni Nodari, przyświecające mi cele i pomysły oraz znajdziecie aktualne zdjęcia, informacje o wyrabianych przeze mnie winach i winiarskie anegdoty.
Trochę prywaty
W ostatnich latach wiele przeszedłem, mierzyłem się z zaskakującymi sytuacjami, podejmowałem różne decyzje. Ale myślę, że największym wydarzeniem jest poślubienie Sophy – 26 sierpnia 2019 r. w urzędzie (iustitis sakhli) w Tbilisi, a pięć dni później w tysiącletniej katedrze Sweticchoweli w legendarnym mieście Mccheta, skąd pochodzili moi gruzińscy przodkowie. Ślub z rodowitą Gruzinką nadał mojemu życiu nowy bieg i sens. Jestem cholernie szczęśliwym facetem. A to sprawia, że mam też więcej pomysłów, planów, marzeń – i więcej energii, by realizować wszystkie zamierzenia, również te związane z blogiem i firmą.
Ludzie
Mówi się, że w życiu można wiele osiągnąć, trzeba tylko spotkać na swojej drodze właściwych ludzi. Mam od wielu lat to szczęście, że otaczają mnie naprawdę wyjątkowe osoby, genialne, kreatywne, pomocne. To niezwykle cenne. Chcę podziękować każdemu współpracującemu ze mną przewodnikowi i pilotowi wycieczek, menedżerowi i travel menedżerowi, kierowcy, tamadzie, grafikowi, web developerowi, redaktorowi, filmowcowi. Dziękuję im za pomysły, rady, wskazówki, a nawet za zwykłe poklepanie po plecach. Dziękuję wszystkim ludziom, z którymi mam zaszczyt przebywać na co dzień, pracować i się rozwijać. I wszystkim życzę, aby mieli taką samą szansę spełniania się w życiu, rozwoju i realizowania pasji.
Hej, hejterzy!
Oczywiście nie jest tak, że na swojej drodze spotykam same anielskie duszyczki. Diabłów rogatych czy idiotów naprawdę nie brakuje – mówię to zarówno jako twórca, bloger, vloger, jak i właściciel firmy, przewodnik, Polak w Gruzji. No bo któż nigdy nie otarł się o hejt, nie spotkał z nieprzychylnymi komentarzami czy chociażby z narzekaniem? W moim przypadku hejt nadlatuje z wielu stron i przybiera różne, nieraz kompletnie dziwaczne formy. Przed hejtem trudno się obronić, ale z drugiej strony ja przestałem już to robić. Ta walka nie ma sensu.
Plotki, ploteczki, kółka wzajemnej adoracji, zazdrość, zawiść, brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, szukanie jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by skrytykować, trolling, konkurencja, głupota. Reakcja na powyższe sprawia, że dostarcza się wodę na młyn.
Co mogę poradzić ludziom, którzy też stykają się z hejtem? Nie przejmować się negatywnymi opiniami, jeżeli są wyssane z palca czy ograniczone intelektualnie. Konsekwentnie robić swoje, do przodu, nie patrzeć na innych, nie zrażać się. Nie dać się sprowokować.
Nie, nie chodzi o kasę. Chodzi o… gruzińską energię
Nie można oczywiście zapominać, że czym innym jest bezczelny hejt, a czym innym – konstruktywna krytyka, której czasami warto przynajmniej wysłuchać. Każda opinia, nawet przykra, może nie do końca przemyślana, może ubrana w złe słowa, daje do myślenia. Słuchanie uczestników moich wycieczek pomaga mi przykładowo tworzyć ich programy w taki sposób, by ludzie byli z wyjazdu jak najbardziej zadowoleni. Myślę, że ocena 5.0 w opiniach na Facebooku (ponad 100 recenzji mojej firmy) i moc komentarzy z podziękowaniami za udane wakacje mówią same za siebie. Ale wiem, że ludzie są różni i to, co zadowoli jednego – drugiego już niekonieczne. To jest normalne, naturalne, tak jest w każdej dziedzinie.
Jestem też świadomy, że pewien odsetek osób z gruntu negatywnie reaguje na Gruzję i na nas: polskich i gruzińskich przewodników, kierowców czy tamadów. Czasami ludzie przyjeżdżają do Gruzji z wyobrażeniami i oczekiwaniami, które nie zawsze mogą być spełnione. Nie wszystko stoi tu na takim poziomie, jak by chcieli. To może się jednak zdarzyć w każdym innym miejscu na świecie, które odbiega od tego, co „nasze”, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Stale mówi się, że Gruzja to Europa. I jak najbardziej można tu odnaleźć element europejski. Są jednak również naleciałości ze świata dalszego Wschodu. Nie można Kaukazu wsadzić w sztywne ramki – zresztą tutejszy miks kultur jest wspaniały i tworzy niesamowitą energię. A ona jest w Gruzji najważniejsza.
Ja żyję i pracuję w Gruzji na emocjach, szczerości, prawdzie, lojalności, szacunku do ludzi. Na tym wszystkim, dzięki czemu ludzie ufają mojej twarzy w internecie, na stronie i blogu, i wybierają właśnie mnie, bym zorganizował im podróż życia. To pokazuje, że gruzińska energia, z całym lokalnym podejściem do każdego aspektu życia, procentuje w relacjach międzyludzkich. Dlatego robię wszystko, żeby dopiąć każdy szczegół programu, przelotu i oferty, często szytej na miarę, aby przekazać to, co w Gruzji kluczowe i w pewnym sensie unikalne: przyjaźń, lojalność, braterstwo, zaufanie, wiarę w pokój i miłość, tę specyficzną energię i kaukaską gościnność, która jest tu darem od Boga. Bardzo wierzę w te wartości.
Niestety niektórym nadal nie podoba się to, co robimy. Uważają, że nasze życie w Gruzji – życie organizatorów wycieczek i wszystkich ludzi, którzy na miejscu dbają o to, by wczasowicze i globtroterzy spędzili niezapomniany czas – to tylko sposób na niezły zarobek. Myślą, że dla nas liczą się wyłącznie kasa i kolejne zawarte umowy wyjazdowe. Ale wierzcie mi, że nie o to chodzi. Pieniądze są tak naprawdę najmniej ważne. Służą jedynie do realizacji celów, żeby mieć flow do działania i poczucie życiowego bezpieczeństwa. Zresztą tego potrzebuje każdy człowiek, aby móc spokojnie żyć i tworzyć. Pieniądze – choć nie są, jak już sobie wyjaśniliśmy, celem samym w sobie – są istotne również z innego, bardzo konkretnego powodu: pozwalają nam skupić całą energię na tym, by każda wyprawa, wycieczka objazdowa, trekking, rajd konny, jeep tour czy wine tour były zorganizowane profesjonalnie i przebiegały w znakomitej atmosferze.
Zawsze doceniam komentarze, w których ludzie chwalą, że wycieczka została przeprowadzona kompetentnie i bezpiecznie, że wszystko było na czas, ale też że każdy miał swobodę poznania Gruzji na odpowiadających mu warunkach. Bo ja nie chcę, żeby ludzie tkwili w ustalonych przez nas ramach. Chcę, aby mogli samodzielnie odkryć jakieś miejsca i lokalną kulturę – wiedząc jednocześnie, gdzie i co będzie się działo dalej.
Jak mówili filozofowie, im więcej jest wolności, tym więcej jest odpowiedzialności. Ale ja tę odpowiedzialność biorę na klatę i dobrze mi z tym! Mimo że mam zespół gruzińskich i polskich partnerów, cały czas pracuję jako przewodnik i nie chcę stracić kontaktu z uczestnikami naszych wycieczek. A jest tak z kilku powodów.
Po pierwsze, chcę okazać szacunek ludziom, którzy mi zaufali. Mojej twarzy, mojej pracy, trzynastu latom, które spędziłem w Gruzji, i wszystkiemu, co pozytywnie rokuje na naszą wspólną gruzińską przyszłość. Również dlatego zawsze biorę udział w przynajmniej jednej biesiadzie w restauracji – na początku lub na końcu wycieczki.
Po drugie, bycie przewodnikiem sprawa mi frajdę i jest źródłem wielu inspiracji. Wspominałem już, że czasami dopada mnie kryzys twórczy. Staram się więc – gdzieś pośród tych wszystkich spraw firmowych, umów, rezerwacji, potwierdzeń i przelewów – znaleźć moment na oczyszczenie głowy i przelanie nagromadzonych myśli na papier. Bardzo pomaga mi w tym wspólne podróżowanie z turystami i pokazywanie im wspaniałych miejsc. Razem z nimi kolejny i kolejny raz przeżywam Gruzję na nowo. Bo to, że jesteśmy w tym czy innym zakątku któryś raz z kolei, że śpimy w tych samych miejscach, jemy to samo jedzenie, pijemy to samo wino, tę samą kawę i herbatę, wcale nie znaczy, że nic nas już nie zaskoczy.
Energia płynąca od uczestników wycieczek, gdy stykają się oni ze wszystkimi wymiarami gruzińskości i patrzą na ten kraj świeżym okiem, zachwycając się coraz to innymi rzeczami, jest dla mnie najcenniejszą wartością. I zawsze mówię to ze łzami w oczach. Pozytywną energię, ciekawość i fascynację odczuwam też na regularnie organizowanych w Polsce spotkaniach autorskich, na których opowiadam o Gruzji. Zobaczymy, jak ze spotkaniami będzie w tym roku. W listopadzie i grudniu planuję przyjazd do Polski na dwa miesiące, już z moją żoną – Sophy. Znów wcielę się w rolę przewodnika i kierowcy, żeby pokazać Sophy, jak żyje się w Polsce i jakie są różnice: co może być dla niej niespodzianką, a co będzie typowe, podobne do tego, co w Tbilisi, które jest stolicą nowoczesną i bardzo europejską. Zachód nie jest dla mieszkańców tego miasta ziemią obiecaną. Nie widzą oni większych różnic między swoim codziennym życiem w stolicy Gruzji a życiem w Europie Zachodniej. Ludzie tutaj, w Tbilisi i całej Gruzji, czują się zresztą Europejczykami.
A ja wciąż czuję się PolakoGruzinem – i to się nie zmieni.
Z wielkim zainteresowaniem czytam Pana blog- to wspaniała literacka robota i nie tylko zresztą literacka. Trafiłem na niego poprzez filmiki na YT. Wybieram się do Gruzji na przełomie maja i czerwca 2021r z kolegą emerytem podobnie zresztą jak i ja. Byłem w Tbilisi dwukrotnie w latach 70-tych, więc doświadczyłem Gruzińskiej gościnności i wspaniałej atmosfery tego kraju, stąd pomysł wyjazdu. Początkowo miał być to wyjazd tygodniowy, ale pod wpływem tego co Pan opisuje w blogu już zrobiło się ponad 2 tygodnie. Z racji ograniczonych środków ( emerytura ) sami zorganizujemy nasz nasz wyjazd. Liczymy jednak na to że uda nam się dołączyć na miejscu do jakichś wypadów organizowanych przez Pana ( w przypadku wolnych miejsc ). Skontaktujemy się bliżej wyjazdu. Gratuluję wielkiej pasji i pomysłu na życie, gorąco pozdrawiam, niech Pan trzyma tak dalej.
Krzysztof Rawicki
Pięknie dziękuję za miłe słowa. Niebawem artykuły pojawią się w formie audio (podcast). Na koniec roku planowana jest książka (drukowana i e-book). Zapraszam serdecznie do kontaktu i do zobaczenia na trasie 🙂