Lagodekhi, północno-wschodnie rubieże Gruzji, ostatnie miasteczko przed granicą z Azerbejdżanem, do której jest stamtąd 5 kilometrów. Można pójść na piechotę. Podobnie blisko jest do Dagestanu, kaukaskiego kraju w Federacji Rosyjskiej.
Krajobraz typowej Poradziecji, w której nie próżnuje przyroda i ta urokliwa, gruzińska dezintegracja. Chałupy się sypią, przed chałupami sypią się stare mercedesy, sypią się carskie koszary, a przy szerokich, nieoznakowanych ulicach siedzą naznaczeni życiem mieszkańcy i wypatrują ciekawostek na drodze. Z prawej strony same kobieciny jak w TV oglądają kanał 1. Z lewej strony mężczyźni oglądają kanał 2. Moja ulica murem podzielona i takie tam. Pracy nie ma, ale przecież każdy ma dom i krowę, a w ogrodzie pomidory, kiwi, winogrona. Przez kilka miesięcy w roku urodzaj jest tak silny, że zbierać można wszystko i to kilka razy w sezonie. Po to właśnie Gruzini wymyślili swoje piwniczki – marani – by przy każdej okazji wypełniać je domowej roboty winem i winogronową wódką – czaczą – przetworami itd. Nasz przyjaciel Vagner jest tak cwany, że mimo posiadania okazałej willi i ogrodu przy samym lesie i tak kupuje na trasie owoce i warzywa, by jego żona Lali miała coś do roboty. Sielsko jak cholera.
Mój Ojciec, który mieszka w Lagodekhi od 2008 roku, chwali się zawsze dorodnymi kiwi. Żaden z niego ogrodnik, żaden specjalista od sadownictwa, choć kiedyś planował taki biznes z moim wujem w Niewieścinie koło Bydgoszczy. Wyobraźcie sobie, że to kiwi samo tak pięknie rośnie! Tak samo winogrona, które oplatają taras domu Ojca. Od początku Ojciec i jego żona Zosia stanowili lokalną ciekawostkę. Dwa misie z Zakopanego. Bydgoszczanie na emeryturze, którzy opuścili Kujawy, by osiedlić się tutaj, na końcu świata, w kaukaskiej dziczy. Znajomi Polacy pukali się w głowy. Gruzini podobnie, ale Gruzinów niewiele rzeczy może zdziwić. Ojciec przyjechał tutaj pierwszy raz w 2007 roku, gdy ja akurat zdychałem na anginę na przedmieściach Tbilisi. Urzekły go przyroda i niezwykła historia Polaka, Ludwika Młokosiewicza (1831–1909), który założył pierwszy w Gruzji Park Narodowy nazywany Lagodeskim Zapowiednikiem.
Ojciec kupił dom przy głównej drodze prowadzącej do Parku. W domu założył pensjonat zwany Domem Polskim – dwa schludne pokoiki, kilka łóżek. Szczęśliwie wkrótce potem LOT uruchomił bezpośrednie połączenie z Warszawy do Tbilisi i okolice zaroiły się od turystów. Pisało już o tym wiele osób, info znajdziecie we wszystkich przewodnikach po Gruzji. Niektórzy informowali przychylnie, inni mniej. Krytycy oczywiście nie mieli odwagi spojrzeć Ojcu prosto w oczy. Najlepsza jest historia pijanego hotelarza, który nad ranem wygrażał do zamkniętej bramy. Tak się tworzy polskie piekiełko na obczyźnie.
Przez dom Ojca przewinęły się dziesiątki osób. Przy okazji działalności charytatywnej, bliskiej jego sercu, pracę w naszej firmie znalazły kolejne osoby z okolicy. Na robotę nie załapał się jeden z najbliższych sąsiadów, ale traf chciał, że wygrał spory majątek na loterii. Szczęście uśmiecha się do wszystkich, w różnym czasie.
Pensjonat działa nadal, więc zapraszamy do Lagodekhi. Startujemy znowu od 8 kwietnia 2015.
Ojciec – zuch!
W 2012 roku naprzeciwko domu Ojca, w domu starego Gruzina, zamieszkały trzy piękne studentki z Azerbejdżanu. Niby Lagodekhi to dziura, ale może pochwalić się uniwersytetem! Ojciec wymarzył sobie wtedy lornetkę. Podobno planował bezkrwawe łowy ornitologiczne w Parku. Przynajmniej tak powiedział żonie. Dzięki urokom przyrody Ojciec ozdrowiał i zaczął nawet regularnie spacerować. Codziennie godzinę rano, z psem. Chciałbym mieć takie motywację i kondycję, gdy sam będę miał 72 lata.
Lagodekhi jest warte odwiedzenia przede wszystkim ze względu na walory przyrodnicze. Park Narodowy w Lagodekhi jest jednym z największych w Gruzji, położony jest on u podnóży Wysokiego Kaukazu, na terenach na wysokości od 400 do 3500 m n.p.m. Występuje tutaj wiele interesujących gatunków roślin, w tym kilka odkrytych i nazwanych właśnie przez Ludwika Młokosiewicza, który eksperymentował z nasadzaniem okazów przywiezionych z wojaży po jeszcze dziwniejszych krainach. O Lagodekhi pisałem już w tekstach 1 listopada w Gruzji oraz Spotkania w Gruzji.
Co można zobaczyć w Lagodekhi i okolicy?
Wodospad Gurgeniani – 40 metrów, trasa około 8 kilometrów od wioski Gurgeniani.
Mały Wodospad – 12 metrów, trasa około 10 kilometrów od głównego wejścia do Parku, czas wycieczki – 5–6 godzin.
Jezioro Czarnych Skał – położone na wysokości 2900 metrów n.p.m., przy granicy z Dagestanem, trasa 50 kilometrów, czas wycieczki – 3 dni.
Twierdza Machis Tsikhe – zimowa rezydencja króla Kachetii Herakliusza II przy granicy z Azerbejdżanem, trasa 4 kilom, czas wycieczki – 3–4 godzin.
Grób Ludwika Młokosiewicza – na cmentarzu w Lagodekhi.
Kto by pomyślał że ornitologia tak dobrze robi na zdrowię 😀
Piękny wodospad.