Jeszcze się Wam nie chwaliłem, ale przeżyłem w Gruzji koniec świata. 21 grudnia 2012 miał zakończyć się 5125-letni cykl w systemie Długiej Rachuby z kalendarza Majów. Apokalipsa, potop, kosmiczna katastrofa, płacz i zgrzytanie zębów. W sumie byłem wtedy z dziećmi we właściwym miejscu i we właściwym czasie, w Lagodekhi. Mieliśmy najwyższe szczyty Kaukazu i Ararat w zasięgu ręki. Gdyby wreszcie miała huknąć w Ziemię ta nieistniejąca planeta Nibiru, to zdążyłbym dojechać samochodem gdzieś wyżej, by później próbować przetrwać w postapokaliptycznym świecie.
Typowa kachetyńska pogoda pod sam koniec roku przypomina tę z poezji Marcina Świetlickiego.
Młoda zima. Bezśnieżna.
Och, dzisiejszy wieczór uczynił z tej ulicy wnętrze wieloryba.
Byłbym nie zauważył, lecz w sklepie warzywnym
sprzedawano fragmenty podmorskich zarośli.
I neony w tej chwili zaczęły wysyłać…
…mgłę i wilgoć.
Kałuże pełne tranu i krwi.
Przy krawężniku znalazłem muszelkę
i poczułem, że jestem trawiony.
Jechaliśmy z Telavi, stolicy regionu do Lagodekhi, ostatniego miasteczka przed azerbejdżańską granicą. Zmierzchało. Zrobiłem zdjęcia stadu kóz tarasujących drogę. Oczy wszystkich zaświeciły demoniczną czerwienią. No poważnie. Strzeliste dachy wieży zamkowej i cerkwi świętych Archaniołów w mijanym po drodze średniowiecznym mieście Gremi wydłużały się ku niebu jak diabelskie ręce. Czekałem na koniec. Tego dnia miałem również problem ze wzrokiem, kupiłem więc uniwersalne krople do oczy i musiałem tłumaczyć zdziwionej farmaceutce, dlaczego nie byłem u lekarza. Nadeszła noc.
Obudziłem się w otchłani, w próżni. Nie widziałem nic.
- Pierwsza myśl – cholera, oślepłem.
- Druga myśl – cholera, umarliśmy, już po wszystkim.
Histeryzowałem trochę. W końcu wstałem z łóżka i odbijając się od każdego mebla w pokoju, po omacku odnalazłem telefon. Działał, więc to nie próżnia, nie piekło, nie czyściec, ale standardowa w Gruzji awaria prądu. Tyle na temat apokalipsy. Lagodekhi zgasło i tonęło w ciemnościach aż do świtu.
Zwiedzanie Gremi (gruz. გრემი)
Pisałem już, że Kachetia jest traktowana po macoszemu przez większość polskich biur podróży, które oferują wycieczki do Gruzji. Jeżeli już w ofercie znajduje się wyjazd do największego rejonu w Gruzji, to jest to jednodniówka w formie dodatkowo płatnej opcji fakultatywnej. Cena wynosi około 40 USD od osoby. W takim wariancie ogląda się na ogół wyłącznie klasztor w skale na półpustyni Dawid Garedża i urokliwe miasteczko miłości – Signagi – o których wspominałem w poprzednich wpisach. W sumie tylko my poświęcamy na Kachetię pełne 2 dni.
Ta tendencja wynika oczywiście z faktu, że Gruzja, mimo iż jest małym krajem, wymaga bardzo dużo czasu, by dokładnie ją poznać. Mimo wszystko pomijanie Kachetii bardzo szkodzi poznawaniu Kaukazu. To historycznie zawsze był największy i najbogatszy region, słynący z upraw winorośli i żyznej ziemi. To także część kraju, która przez wieki pozostawała pod wpływem perskim, co doprowadziło nawet do sytuacji, że lokalni władcy byli wychowywani w pałacach szachów i wracali w rodzinne strony jako muzułmanie.
Kachetia była również przez stulecia najeżdżana przez kaukaskie plemiona ze strony północnej – Czeczenów i Dagestańczyków. To spowodowało, że ważnym elementem zabudowy stały się fortyfikacje, które w większości nie przetrwały do dzisiejszych czasów. Wśród przykładów w Kachetii mamy opisywane wcześniej XVIII-wieczne miasteczko Signagi otoczone murem obronnym, a także dawną stolicę regionu – Gremi.
Gród założony w XVI wieku przez króla Lewana przez 150 lat był stolicą królestwa Kachetii. Obejmował około 50 hektarów i podzielony był na trzy części – cytadelę, targowisko i część królewską. Po najeździe armii perskiego szacha Abbasa w 1616 roku miasto zostało zniszczone i wkrótce potem decyzją króla Iraklego II (Herakliusza II) stolicę przeniesiono do położonego jakieś 35 kilometrów dalej Telawi (Telavi).
Do dzisiaj na terenie kompleksu przetrwała cytadela na wzgórzu z cerkwią św. Archaniołów (zbudowana w 1565 roku) z zabytkowymi freskami, a także wieża zamkowa i dzwonnica, gdzie można obejrzeć obrazy przedstawiające kachetyjskich władców (wejście – 5 GEL).
Badania archeologiczne i środki z Banku Światowego pozwoliły odbudować elementy kupieckiej części miasta z karawanserajem, w którym działają maleńki hotelik i łaźniami. Wizualizacja w części muzealnej dobitnie pokazuje, że przez Gremi przebiegała jedna z nitek Jedwabnego Szlaku i że jeszcze w XIX wieku do transportu na terenie Gruzji wykorzystywano wielbłądy, których hodowlą trudnili się mieszkańcy z Azerbejdżanu.
Dlaczego warto odwiedzić Gremi?
- Bardzo rzadko trafiają tu turyści z Polski. Szczerze mówiąc, nie widziałem tu nigdy żadnej innej grupy z Polski i z innego biura podróży. Ba! Poza Gruzinami rzadko trafia tu ktokolwiek, a jest tu cholernie pięknie!
- Jest to przykład nietypowej dla Gruzji obronnej fortyfikacji miejskiej.
- Tędy przebiegał Jedwabny Szlak.
- Kachetia była najbogatszym gruzińskim królestwem.
- Ostatni król Kachetii, Irakli II (Herakliusz II), zabiegał o pomoc carycy Katarzyny II w walce z Persją, co w efekcie doprowadziło do rozbioru Gruzji w 1801 roku i wchłonięcia jej przez carską Rosję.
- Ten sam król Irakli II (Herakliusz II), wychowany na perskim dworze, miał 23 dzieci. Prawdziwy gruziński macho.
- Jest to element naszego programu zwiedzania, który uwzględnia fenomenalne Telawi–Alawerdi–Gremi–Nekresi–Kwareli, o których będzie mowa w następnych odcinkach Zwiedzania Gruzji.
- Warto zobaczyć salę, do której król chodził piechotą, i posłuchać historii o bardzo nowoczesnym systemie kanalizacji.
- Koniecznie należy wspiąć się na szczyt dzwonnicy i podziwiać stąd Nizinę Alazańską.
- Można się nieźle uśmiać w przykościelnym sklepiku, gdzie sympatyczny sprzedawca ma tyle obrazków ze świętymi, że za każdym razem traci rachubę, kto jest na którym namalowany.
Zdjęcia: Wikimedia
(moje zdjęcia, które chciałem Wam pokazać, gdzieś przepadły w czeluściach dysków przez ten koniec świata…)
Hej! Rozmarzyłam się! Ciekawe jak wyglądał ten gród w latach swojej świetności, zwłaszcza targowisko. Czym się handlowało dawniej na tych ziemiach? Jak wyglądały stroje?
Super byłoby dowiedzieć się o tym coś więcej!