W ostatnim czasie w Gruzji weszło w życie kilka nowych przepisów. Po pierwsze średnio zrozumiały system wizowy dotyczący pobytów krótko- i długoterminowych. Po drugie koszmarne wzory tablic rejestracyjnych – identyczne jak w Turcji.
Po trzecie, o zgrozo, wprowadzono recepty na leki. O tym, że świstki od lekarza nie są tu potrzebne i można kupić wszystko, co potrzebne, pisałem szerzej w tekście O Zasypianiu. Jak zwykle w Gruzji (i na całym Kaukazie) należy na sprawę spojrzeć z odpowiedniej perspektywy… lub kilku naraz.
Dla wielu ludzi to bezlitosny atak na domowy budżet. Skoro dany środek kosztuje np. 30 lari (60 zł) i za każdym razem trzeba będzie pójść po receptę do lekarza (wizyta od 20 lari, czyli 40 zł), to ogromna liczba osób, których emerytura wynosi 150 lari (300 zł) czy miesięczna pensja 500 lari (1000 zł) nie będzie sobie mogła w ogóle pozwolić na leczenie. Inteligentnemu człowiekowi wystarczy raz powiedzieć i nie musi co chwila pytać „wracza” o zdanie – jeżeli lek nie pomaga, to wtedy się zapisuje na wizytę. Proste, prawda? Służba zdrowia w Gruzji stoi na bardzo niskim poziomie. Dopiero się zaczną problemy, kolejki, przepychanki, setki dni oczekiwania. Co jeszcze? Nie we wszystkich miastach są apteki. Wcześniej jedna wizyta gdzieś dalej w mieście rozwiązywała problem, teraz będzie trzeba jeździć wiele razy w jednej sprawie. Kolejny kamyczek leci na podwórko o nazwie „utrudnienia w życiu”.
Dla innych nowe przepisy to szansa na znormalizowanie obrotu środkami farmaceutycznymi. Skoro bez problemu można było kupić nawet silne antybiotyki na konkretne choroby bez żadnej kontroli, to wielokrotnie zdarzało się, że dane leki nie były dostępne dla tych, którzy faktycznie ich potrzebowali.
Przy okazji przypomina mi się historia, gdy jeden z turystów, artysta malarz poszukujący silnych wrażeń, zachęcony przeze mnie opowieściami o bogactwach aptek zapytał, czy może liczyć na morfinę. Ot tak, dla natchnienia. 🙂
Dla lekarzy – w najczarniejszym i najbardziej cynicznym scenariuszu – ciągnięcie kasy za wystawianie recept to możliwość zarobienia góry pieniędzy i dołączenia do zacnego grona kolegów po fachu z Europy, którzy specjalizują się w wypisywaniu jedynie tych leków, za które producent obdaruje ich kolejnym wyjazdem na Karaiby.
Leki bez recepty w Gruzji
Brak recept był dotychczas standardem w większości krajów byłego ZSSR. Regulacja rynku farmaceutycznego i setki utrudnień – tak jest w Europie. Za każdym razem zastanawiam się, kto ma rację i gdzie jest lepiej. Kto i co ma komu narzucić?! Kto wymyślił, że należy się ciągle w ten Stary Kontynent wgapiać i małpować? Gdzie jest racja? Czy społeczeństwo w Gruzji stać na to, by zrywać z tym, co było kiedyś? Odpowiedź nigdy nie jest jednoznaczna.
Jeszcze niedawno Gruzini śmiali się z nas, że na tym dziwnym Zakaukaziu, nad rzeką Wisłą, dajemy sobie narzucić nawet krzywiznę banana i temu podobne „ewrosojuzowe” przepisy. Teraz sami dali sobie zrobić taką samą krzywdę!
Pierwszym symptomem nowej polityki względem leków było puste miejsce po Viagrze w automacie w markecie Goodwill, przy autostradzie na wysokości Gori. To cios we wszystkich gruzińskich maczomenów! Mam nadzieję, że wykupili w porę i zrobili z tego dobry użytek. Za wolność naszą i Waszą.