Już po wszystkim. Oficjalnie można powiedzieć, że sezon letni w Gruzji dobiegł końca. Jeszcze przyjemne, jesienne dni i kolorowe liście na ulicach Tbilisi ustępują deszczom, mgle i pierwszym zimowym chłodom.
Ostatnie dni października w stolicy i we wschodniej części Gruzji przypominały już pogodę, której zwykle doświadcza się tutaj w grudniu. Temperatura oscyluje w granicach 6–8°C, w nocy nieznacznie spada. Dni są krótkie. Gruzini mają specjalną nazwę na mleczny osad, który ogranicza widoczność do metra wprzód, a czasem nawet bardziej. To nie mgła, to nie chmura, to „tuman”. Ciekawostką jest, że nazwisko mojej gruzińskiej rodziny to właśnie Tumanishvili. Tu Ciemny, tam Mglisty. Klimatycznie. Musiałem zostać gothem. 😉
Spis treści
Czas na podsumowanie sezonu 2016. Nie wiem, kiedy dni nabrały takiego rozpędu. Dopiero skończył się marzec i startowały pierwsze grupy. Dziś jest już 3 listopada. Z Polaków, którzy zajmują się w Gruzji turystyką, mało kto pozostał na miejscu, większość wróciła do domów. Niedobitki walczą dzielne, grzejąc się w mieszkaniach i knajpach. Gruzińskie firmy jak co roku dają pracownikom wolne na kilka miesięcy. Byle do wiosny, byle do kolejnego sezonu. I tak to się kręci.
Podsumowanie sezonu 2016
Tegoroczne miesiące letnie w Gruzji przejdą do historii jako bardzo udane dla turystyki. Jest ogromna różnica między 2016 a 2015 rokiem. Poprzedni sezon z uwagi na niepokoje na Ukrainie (bez owijania w bawełnę – wojnę i ruską inwazję), kurs dolara (który poleciał przez ostatnie trzy–cztery lata o złotówkę w górę) i wejście masowych touroperatorów do Gruzji odbił się nam wszystkim czkawką. Co ciekawe, te same przyczyny i zawierucha w każdym innym regionie świata sprawiły, że w tym roku Gruzja znowu znalazła się na celowniku turystów.
Moja firma zorganizowała w tym roku wycieczki/wyprawy/pielgrzymki/imprezy firmowe/trekkingi/jeep toury/winne toury/rezerwacje noclegów/wynajem samochodów i wiele innych usług dla kilkuset osób. Zgłoszenia i zapytania wpływały nieprzerwanie od marca do listopada. Przez ten czas przejechaliśmy kilkaset tysięcy kilometrów po Gruzji, Armenii, Azerbejdżanie i w wielu wypadkach zapuszczaliśmy się w dotąd nieodkryte turystycznie regiony. Nie było czasu na nudę. Spektrum zleceń obejmowało noclegi od namiotu do Sheratona, podobnie różniły się między sobą programy zwiedzania. Uczestnicy imprez z pierwszej połowy roku, którzy wracali do Polski bardzo zadowoleni, rekomendowali mnie znajomym, co sprawiło, że dzięki dwóm osobom – Michałowi z Łodzi i Tomkowi z Krakowa – udawały się nawet najbardziej zwariowane programy. 🙂
Wszystkim uczestnikom wycieczek w 2016 roku pragnę jeszcze raz serdecznie podziękować – za doskonałe towarzystwo, za barwne opowieści, anegdoty, głowy i serca otwarte na Gruzję i jej realia. Niedługo spotkamy się ponownie. 🙂
Niebawem wrócę do wielu polskich miast ze spotkaniami autorskimi – nowym pokazem zdjęć, opowieści i filmów. Czas wracać do Polski i pracować nad kolejnym sezonem. Terminy wycieczek w 2017 roku są już na stronie Tamada Tour, niedługo przygotuję ofertę lowcostową.
Filmy, filmy
Bardzo ważnym doświadczeniem w tym roku było uruchomienie mojego kanału na YouTube. W serwisie znalazły się już 22 filmy – część kręcona przeze mnie z ręki, reszta wykonana przez ekipę z firmy MARKfilm z Bydgoszczy, której przedstawiciele odwiedzili Gruzję w lipcu. Materiału spokojnie wystarczy do końca roku. Myślę, że filmy przybliżają Wam realia Kaukazu, bez liftingu i sztucznych zdjęć z kolorowych katalogów u masowych touroperatorów. Nowe filmy publikuję w każdą środę o godzinie 17.00. Oglądam to, co jeszcze zostało, i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tygodnia. Poniżej aktualny film z Sighnaghi i wcześniejszy, z którego jestem bardzo dumny.
TUTAJ link do subskrypcji.
Plany, plany
Nie zwalniam tempa. Wiele rzeczy udało się w tym roku zrobić, a inne poprawić i dopieścić. Gruzja nie jest prostym rynkiem do pracy. Pisałem już, że z jednej strony ten baśniowy kraj szykuje się na imprezę stulecia, a z drugiej zdycha na kacu gigancie. Czasami jest miejsce na improwizację, a innym razem absolutnie nie można sobie na to pozwolić. Gruziński hurraoptymizm po czasach władzy prezydenta Saakaszwilego złapał zadyszkę i zwolnił. Po tegorocznych wyborach parlamentarnych i miażdżącej wygranej partii Gruzińskie Marzenie widać, że Gruzini wybrali stabilność. I stagnację. Mimo gwałtownego wzrostu liczby turystów infrastruktura nie rozwija się w tym samym tempie co wcześniej. W wielu miejscach jakość poleciała na łeb na szyję. Wiele hoteli i restauracji musiałem wymienić. I czasem szkoda, bo lubię osoby, ze współpracy z którymi musiałem zrezygnować. Bywa.
W 2017 roku planuję sporo samodzielnych podróży między zleceniami. Czas na nadrobienie blogerskich zaległości. Czas na nowe miejsca i artykuły. Poza Kaukazem Południowym odwiedzę Rosję, Turcję, może też Kazachstan. Na samą myśl o autokarze, który kursuje na trasie Tbilisi–Moskwa, mam gęsią skórkę. 🙂
Ludzie, ludzie
Setki osób, z którymi miałem przyjemność zwiedzać Gruzję, dziesiątki poznanych na szlaku turystów i mieszkańców kraju, kilku innych podróżników, którzy rozpoznali mnie na trasie. Blog robi swoje. 🙂 Jedna uszkodzona kabina prysznicowa (na imprezie Kac Vegas w Kartlii i Kachetii), jedna awaria turbiny w terenówce (na jeep tourze w czerwcu) – to również doświadczenia z pola walki. 🙂 Nie mogę też nie wspomnieć o wspaniałych pilotach, z którymi miałem przyjemność współpracować w tym roku – Klemensie i Dominice. O naszych kierowcach – przede wszystkim weteranie, panu Vagnerze. Także o właścicielach hoteli i hosteli: Karolinie i Szymonie z Gonio, Celinie i Piotrze z Sighnaghi, Nikushy z Borjomi, Tomku z Batumi, Aleksie z Tbilisi i – last but not least – Kubie z Tbilisi.
Bardzo Wam dziękuję, w 2017 roku też będziemy działać razem.
Dziękuję także moim najbliższym. Bez Waszego wsparcia i wyrozumiałości nie miałbym zbyt wiele. A na pewno nie miałbym gdzie wrócić. :*